Dla człowieka, który w komiksach szuka przede wszystkim różnorakich ekstremów lektura "Idącego Człowieka" może być prawdziwym szokiem. Ten niemal pozbawiony tekstu obraz stanowi kwintesencję japońskiej narracji. Znajdują się w nim wszystkie elementy odróżniające sztukę wschodniego komiksu od jego europejskich, czy amerykańskich kuzynów: niespieszne skupienie na chwili obecnej, poświęcanie uwagi szczegółom i radość z tego co zwyczajne. Subtelne, zwykle mało istotne detale wyniesiono na pierwszy plan, a główny bohater uosabia beztroską radość życia.
Ciężko oddać słowami atmosferę utworu składającego się niemal wyłącznie z wrażeń ukazanych w subtelnych obrazach. Bohater przemieszcza się zwykłymi ścieżkami wykonując powszechne czynności. W drodze tej chłonie życie, celebruje codzienność. Obserwuje ptaki, podziwia wielkość zmian otoczenia lub ściąga buty i brodzi w potoku. Prosta historia przypomina o pierwotnych potrzebach, najgłębiej zakorzenionych w nas instynktach, których nie słuchamy, bo zwykliśmy zastępować je wytworami współczesnej cywilizacji. Przywołuje radość płynącą z dobrze wykonanej pracy, ulgę zaspokojenia pragnienia w upalny dzień. Tak po prostu. Jakby chciał powiedzieć: „Spójrzcie, wy wszyscy, ogłupiali w pędzie po kolejne doznania. Ile tracicie odtrącając to, co najbliższe”.
Jako osoba niezbyt czuła na wszelką niedookreśloną poetykę i zacięty wróg abstrakcji jako takiej, mimowolnie dostrzegam w „Idącym Człowieku” magię. Paradoksalnie, bardzo przyziemny i rzetelny przekaz, który skupia się na tym jak wiele tracimy dusząc się w kajdanach norm, które sami sobie narzuciliśmy. Kultowa punkowa kapela "Post Regiment" śpiewała kiedyś: „Budujemy sobie klatkę nasze własne getto, krzycząc tyle o wolności, pilnujemy siebie sami, nikt się nie wychyli poza wyznaczoną linię by coś zmienić, więc nie zmieniamy nic bo inni patrzą”. Myślę, że Jiro Taniguchi byłby w równym stopniu zauroczony przekazem „Getta”, co ja „Idącym Człowiekiem”.
Rysunki Taniguchiego są skrupulatne i przestronne. Nie mają w sobie maniery, którą zwykli wytykać mangom przeciwnicy japońskich komiksów. Jest w nich lekkość i wspaniała płynność narracji. Dodatkowo, tomik wzbogaca wyjątkowo duża ilość kolorowych stron. Zdarzył się nawet pełny epizod w kolorze. Barwy dodają planszom wspaniałej głębi, która przenosi rysunek na jeszcze wyższy poziom. Kolejny raz zrobiło mi się smutno, że kolor pojawia się w mangach tak sporadycznie.
"Idący człowiek" to pewnie nie jest komiks dla każdego, ale jako że przypadł do gustu osobie, która z gruntu nie uważa się za fana podobnych pozycji, niewątpliwie ma w sobie „to coś”. Myślę, że każdy powinien przynajmniej dać mu szansę. Być może Jiro Taniguchi zauroczy i jego.
Więcej komiksów na Instagramie: @komiksowy_pamietnik