W co gracie w weekend? #279: Ostatnie chwile z Dragon Questem XI piąty odcinek Umineko i kolejny występ Miku Hatsune - squaresofter - 16 grudnia 2018

W co gracie w weekend? #279: Ostatnie chwile z Dragon Questem XI, piąty odcinek Umineko i kolejny występ Miku Hatsune

Witam wszystkich. Koniec 2018r. już tuż tuż. Wielu z nas nie może się już doczekać 2019r. i nowych gier. Ze mną jest podobnie, ale zanim w końcu zabiorę się za remake Resident Evil 2 i Kingdom Hearts III zamierzam wycisnąć z ogrywanych gier, tyle ile potrafię.

W Dragon Queście XI, do którego wróciłem po miesiącu przerwy, jestem już bardzo blisko jego drugiego ukończenia. W posiadającym kapitalny scenariusz Umineko jestem nareszcie w drugiej części gry. Natomiast kolejny występ Miku w moim skromnym cyklu był pewny od kiedy zobaczyłem jej występ w londyńskiej hali Olympia. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do dalszej części tekstu.


Dragon Quest XI: Echoes of an Elusive Age

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Square Enix

Data wydania: 4 września 2018r.

Gatunek: Jrpg turowy

Kolega, który splatynował najnowszą odslonę Dragon Questa już dawno temu wciąż dziwi się, że w niego gram i ciągle dopytuje się, kiedy go wreszcie skończę? Nie śpieszy mi się. Czekałem na kolejną odsłonę smoczej serii, która sprostałaby moim oczekiwaniom ponad 12 lat, więc wyjaśniłem mu już dawno temu, że chcę się nią cieszyć jak najdłużej zanim się z nią pożegnam.

Mam już ponad 305 godzin na liczniku a jedyne co mi pozostalo do zrobienia w jrpgu Square Enix, to zdobyć 99 poziom dwoma ostatnimi postaciami, zawalczyć z ostatnim bossem, stworzyć najpotężniejszą broń w grze i zdobyć brakujące stroje dla postaci, które zmieniają ich wygląd.

Moja miesięczna przerwa od przygód Luminarza i jego wesołej kompanii była zaplanowana z góry. To nie jest tak, że próżnowałem w tym czasie, bo przecież wróciłem do Red Dead Redemption, LittleBigPlanet, GTAV a nawet do rebootu Tomb Raidera z 2013r., którego chciałem strasznie opisać na łamach W co gracie w weekend?, ale zanim się obejrzałem, to tak mnie to diabelstwo wciągnęło, że wreszcie udało mi się zrobić w nim wszystkie wyzwania (pięć lat temu przeszkodził mi w tym glitch z minami na plaży), porozmawiałem ze wszystkimi członkami ekipy Endurance, załatwiłem pięciu przeciwników strzałami z liną oraz osiągnąłem sześćdziesiąty poziom w trybie multiplayer, co nie było wcale takie trudne, bo gdy nie było innych graczy, to zdobywałem doświadczenie samemu i mogę się pochwalić kolejną platyną w grach, w których występuje Lara Croft. Uważam, że to wystrczy, żeby trochę zatęsknić i na nowo zachwycić się jedenastym Dragon Questem Xi. Chcę się z nim rozstać z honorami.

Mógłbym już udać się do ostatniego bossa w grze, ale nie chcę jeszcze tego zrobić. Chcę opóźnić moje pożegnanie z DQXI jak najdłużej, dlatego udało mi się w końcu zaliczyć Koło Harmy, wykonałem kilka zadań pobocznych wzmacniającyh umiejętności członków mojej drużyny a teraz zaliczam ostatni test mający sprawdzić mnie jako Luminarza. Nie jest to nic trudnego, bo mam tak dopakowanych bohaterów, że czuję się jakbym dowodził dobrze naoliwioną maszyną do zabijania, ale zależy mi na zdobyciu brakujących przedmiotów i recept do wykorzystania w przenośnej kuźni. 

Chcę się z tym uporać do końca roku. 


Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Crypton Future Media + Sega

Data wydania: 10 stycznia 2017r.

Gatunek: Gra rytmiczna

W ten weekend nie mogłem sobie odpuścić kolejnego spotkania z Miku. Wciąż jeszcze zyję jej londyńskim koncertem, który pomógł mi uświadomić sobie, że za muzyką jestem w stanie pójść wszędzie, nawet do innego kraju.

Ten koncert to był nie tylko dobry powód, aby zobaczyć ludzi, których łączy wspólna pasja, ale również dobre miesjce, żeby usłyszeć piosenki, których wcześniej nigdy nie znałem. Konia z rzędem temu, kto ogarnia cały repertuar Miku, której fani skomponowali setki, jeśli nie tysiące, piosenek przez ostatnią dekadę. 

Nawet Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone, w której jest obecnie 238 kawałków i jest jedną z najobszerniejszych gier rytmicznych dostępnych na rynku posiada zaledwie ułamek jej dorobku. Niektóte z jej piosenek nie doczekały się jeszcze nawet teledysków i dopiero zabaczymy je w kolejnych grach z wirtualną piosenkarką, dlatego cieszę się, że pojechałem na ten koncert i poznałem jej nowe piosenki, które chodzą mi po głowie już przez cały tydzień.

Nie udało mi się kupić żadnej pamiątki związanej z Miku na koncercie. Nie chciałem stać długo w kolejce, ale i tak wiedziałem, że po powrocie zafunduję sobie coś, co będzie mi o nim stale przypominać. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jedna z piosenek, która usłyszałem pierwszy raz w londyńskiej hali Olympia pt. Ghost Rule jest dostępna w ostatnim rozszerzeniu do Future Tone. Wielokrotnie obiecywałem sobie, że nigdy go nie kupię, bo w jego skład wchodzą raptem dwie nowe piosenki i kilka modułów, ale zaraz po powrocie do kraju i do domu z Anglii była to jedna z pierwszych rzeczy, które zrobiłem.

Absolutnie nie żałuję swojej decyzji, bo wokaloidka wygląda w teledysku do tej piosenki równie uroczo co na koncercie a momenty, gdy woła do słuchacza podczas referenów to jest coś, co uwielbiam. Nie jestem w stanie zrozumieć o czym śpiewa Miku bez tłumaczenia, więc poszukałem tłumaczenia do tej piosenki i okazuje się, że jej tekst idealnie pasuje do tego kim jest a jest stekiem kłamstw i duchem, który nawet nie istnieje. Tylko, który duch potrafi tak zywiołowo spiewać? Cieszę się, że w tym kawałku słychać także dobrą robotę perkusisty, bo musicie wiedzieć, że muzycy, którzy towarzyszą na koncertach małej idolce zawsze dają z siebie wszystko.

Ostatni dodatek do Futrure Tone dodaje też kilka nowych opcji do trybu fotografucznego takich jak loga, sylwetki postaci i ramki, więc nie mogłem się powtrzymać i trochę się nimi pobawiłem. Mała rzecz a cieszy.


Umineko: When They Cry

Informacje

Platforma: PC

Producent: 07th Expansion

Data wydania: 2016-2017

Gatunek: Dojin soft, visual novel

Ech, cóż to jest za gra. Umineko wciągnęło mni na dobre a zaczęło się tak niewinnie. W listopadzie ubiegłego roku kupiłem je na przecenie na Steamie. Przeceniona była tylko jejgo pierwsza część. Za drugą słono zapłaciłem i przez kilka następnych miesięcy zachodziłem w głowę, czy wydanie tej kasy na cyfrówkę, o której nie mam bladego pojęcia to był taki dobry pomysł? 

Na tle takiego Steins;Gate Umineko wypadało dość przeciętnie. Wersja na Steamie nie ma nawet dubbingu, ale że jest to gra na PC, to można go bez problemu ściągnąć. Jakoś mi na tym nie zależało i postanowiłem grać w tą japońską visual novel w takiej surowej formie, w jakiej ją wrzucili do wirtualnego sklepu Valve. 

Miałem ogromny problem z przywyczajeniem się do tej produkcji. Poza brakiem dubbingu nie podobało mi się to, że tekst pojawiający się nie ekranie nie wyświetla się na spodzie ekranu jak w większości innych gier z tego gatunku a całkowicie zasłania sylewtki bohaterów. Co gorsza, gdy pojawia się owy tekst, to sylwetki bohaterów na ekranie monitora są lekko przyciemnione i dopiero jak wciśniemy ekran opcji, to wyglądają one tak jak trzeba.

Nie nazwałbym tych pomysłów pomysłami pomagającymi w komfortowym graniu w grę.  Pewnie dlatego tak ciężko było mi ciężko przyzwyczaić się na początku do Umineko. Przejście dwóch pierwszych odcinków tej produkcji zajęło mi aż jedenaście miesięcy. W takim tępie przechodziłbym ją kilka lat. Umineko ma jednak coś w sobie, czego nie mają inne tytuły w tym gatunku, w których bez względu na setting i opowiadaną w nich historię, koncentrują się przede wszystkim wokół jakiejś dziewczyny, której serce próbujemy zdobyć. W novelkach gramy często nastolatkami, których zainteresowanie łatwo zdobyć chociażby erotyką.

Umineko zaś nie boi się pokazywać ambicji i przekonań dorosłych bohaterów. Nie boi się pokazać rodziców, którzy mają problemy jak to ludzie, ale jak każdy dobry rodzic zrobi wszystko dla dobra swoich dzieci. Ma też niesamowity klimat. Znajdą tutaj coś milośnicy okultyzmu, magii, ci z nas, którzy wierzą w miłość, rodzinę, szacunek do innego człowieka a nawet ci smutni ludzie, którzy starają się wytłumaczyć każde zjawisko za pomocą logiki formalnej.

Umineko bardzo wolno się rozpędza, ale kiedy to już zrobi, to dla czytelnika uwielbiającego zagadki i dobry kryminał jest już za późno. Wcale się nie dziwię, że sami twórcy nazywają ją powieścią dźwiękową, skoro na połowę gry składa się sto różnego rodzaju utworów.

Samo ich przesłuchanie zajmuje dobre kilka godzin a przecież jest jeszcze druga część gry, która posiada ich drugie tyle. Tak obszernych ścieżek dźwiękowych nie mają nawet największe produkcje na rynku. Muzyka jest w Umineko wszystkim. Podkreśla wagę danej sytuacji, heroiczne wyczyny bohaterów i ich tragiczną śmierć. Jest piękna, wzruszająca, budzi przerażenie, zachwyca a innym razem po prostu śmieszy.

Nie brałem na poważnie dwóch pierwszych odcinków Umineko. Grałem w nie z doskoku. Traktowałem jako zajęcie dodatkowe podczas zdobywania kolejnych platyn, ale coś we mnie pękło.

Ród Ushiromiya z kompletnie obcych mi bohaterów stał się wielopostaciowym bohaterem, którego losem zacząłem się przejmować. Zacząłem kibicować poszczególnym jego członkom w nierównej walce z demonicznymi siłami z piełka rodem.

Byłem naiwny uważając, że każdy jeden odcinek Umineko będzie tym samym. Owszem członkowie rodziny Ushiromya są w nich mordowani w przeróżnych konfiguracjach i na różne, coraz bardziej wymyślne sposoby, ale każdy pojedynek Battlera z Beatrice będący powtórka tych samych wydarzeń ma na celu zaprezentowanie innych bohaterów. Ta opowieść z dreszczykiem nabiera rumieńców wraz z momentem, gdy pojawiają się nowe demony oraz gdy dowiadujemy się o największych sekretach poszczególnych członków rodu Ushiromiya, które celowo nie są pokazane w pierwszych odcinkach. Z początku czyjeś zachowanie, sposób mówienia lub gesty mogą się wydawać dziwne lub nie posiadać żadnego głębszego znaczenia, ale potem wszystko nabiera sensu. 

Antagonizmy pomiędzy rodzeństwem mają swoje podłoże. Kompleksy ludzkie nie biorą się znikąd. Fortuna rodzinna puszczona z dymem może doprowadzić do wielkiej tragedii, ale jest to na tyle inteligentna historia, że to od nas zależy jak na nią spojrzymy i chyba to najbardziej spodobało mi się w tej mało znanej japońskiej produkcji. 

Pewnie dlatego ukończyłem trzeci i czwarty odcinek Umineko w 23-24 dni i udało mi się zdobyć calaka w swojej pierwszej grze na PC. Jestem dumny, że padło akurat na ten akurat tytuł.

Umineko potrafi zaskoczyć chociażby wprowadzając kolejne wiedźmy do historii. I tak poza wiedźmą bezkresu mamy jeszcze wiedźmę pewności, wiedźmę cudów, wiedźmę stworzenia a nawet wiedźmę zmartwychwstania. Nie zdradzę tożsamości każdej z nich. Powiem tylko, że każda wnosi coś ciekawego do scenariusz i naprawdę ciężko czasem połapać się o co w tym wszystkim chodzi, gdy ze zwykłego horroru lub opowieści kryminalnej z motywami okultystycznymi w tle nagle mamy do czynienia z historią, która rozgrywa się w światach równoległych i w różnym czasie a my możemy wszystko to, co dzieje się na ekranie monitora wyjaśnić za pomocą magicznych zjawisk albo odrzucić całkowicie te dziecinne mrzonki i spróbowac poznać motywy seryjnego mordercy, który próbuje zdobyć niewyobrażalne bogactwo.

Tak jak nie miałbym żadnych wątpliwości, aby postawić tezę, że rodzina Ushiromiya jest jedną z najlepiej sportretowanych rodzin w grze wideo, tak samo mogę powiedzieć o wiedźmie Beatrice. Na początku wydaje się ona żądną mordu istotą z innego świata, ale wraz z rozwojem historii zrobiła na mnie takie wrażenie, że chyba nie widziałem bardziej brutalnej, złowieszczej, złośliwej, upartej, skrzywdzonej, wykorzystywanej a zarazem ukochanej wieźmy w grze wideo.

Gwarantuję Wam, że każdy kto wpadnie na pomysł, aby sprawdzić Umineko będzie zdziwiony tym, co potrafi zrobić. Nabawiłem się przez nią syndromu sztokholmskiego i chcę znowu zobaczyć jej szyderczy uśmiech i słowa pogardy skierowane w kierunku jej największego rywala, kiedy będzie szydziła z jego naiwności, głupoty i niekompetencji. 


Do następnego razu.

squaresofter
16 grudnia 2018 - 19:37