Krótka recenzja serialu Kingdom - Korea zombie i Netflix! - fsm - 27 lutego 2019

Krótka recenzja serialu Kingdom - Korea, zombie i Netflix!

Koreańskie kino, mimo swoistej egzotyki, wydaje się być łatwo przyswajalne przez zachodnich widzów, co z kolei powoduje, że sporo produkcji z tego kraju pojawia się także u nas. Zajechany na śmierć motyw żywych trupów został przez koreańskich twórców skutecznie odświeżony w słynnym Zombie expressie, czy też mniej znanym filmie Lament. Nie powinno zatem dziwić, że pierwszym zaprezentowanym na Netfliksie koreańskim serialem jest Kingdom - produkcja opowiadająca o zombiakach.

O co chodzi?

W Korei za rządów dynastii Joseon (które trwały ponad 500 lat i zakończyły się dopiero w 1897 roku) rozpętuje się tajemnicza choroba zamieniająca ludzi w żywe trupy. Królewska rodzina jest zanurzona w centrum tego zombie-skandalu. Król podobno jest chory, książę podobno chce obalić ojca, którego nowa żona podobno chce, by jej jeszcze nienarodzony syn przejął tron - dzieje się niczym w telenoweli, ale dorzucono polityczną intrygę i żywe trupy. Interesująca mieszanka.

Jakie są zombiaki?

Szybkie, krwiożercze, wiedzione czystym instynktem. Mają też pewną cechę pożyczoną od wampirów, która wprowadza interesującą dynamikę do walki. Nie do końca wiadomo, dlaczego czasem zombie zjadają wszystko do zera, a czasem tylko gryzą, ale efekt pt. ciągle powiększająca się chmara potworów został osiągnięty.

Jacy są bohaterowie?

Grubo ciosani, przewidywalni, karykaturalni - i nie chodzi tu tylko o ich "koreańskość". Kingdom jest prostym serialem z prostymi motywacjami. Problemem może być zbyt duża ilość postaci wprowadzonych na samym początku - trudno się połapać kto jest kim. Z czasem jednak wszystko wpada na właściwe tory.

Czy widać budżet?

Podobno każdy odcinek kosztował prawie 2 miliony dolarów, co było przekroczeniem planowanego budżetu. Kasa poszła na piękne stroje, świetne dekoracje, bardzo rozbudowane sceny zbiorowe, zacnego zdjęciowca (niektóre kadry są naprawdę smaczne) i trochę CGI w postaci cyfrowego ognia czy rozbryzgów krwi. Serial nie jest przesadnie efekciarski, ogląda się go jak bardzo klasyczną produkcję, stawiającą na namacalność.

Krew, flaki i inne kontrowersje

Krwi dużo, flaków jeszcze więcej, cycków zero, a jedyną kontrowersją jest ordynarny cliffhanger na sam koniec sezonu, który robi wrażenie naprędce urwanej, z powodów budżetowych, historii. No ale przecież sezon 2 jest już w drodze...

Czy warto?

Tak. Kingdom to krótki, dobrze zrobiony, całkiem wciągający, oryginalny serial o zombiakach. Czy jest objawieniem? Nie, ale drugi sezon na sporą szansę okazać się naprawdę super, bo wylany fundament jest bardzo solidny.

fsm
27 lutego 2019 - 17:04