Pewnego razu na Dzikim Zachodzie. Recenzja mangi - Podniebny Orzeł. - Froszti - 27 kwietnia 2019

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie. Recenzja mangi - Podniebny Orzeł.

Mówią Ci coś takiego tytuły jak: „Czarny Mustang”, „Dolina śmierci”, „Winnetou”, „Jesień Cheyennów”, „Mały Wielki Człowiek”, „Indiański wojownik”? Jeśli kojarzysz, chociaż kilka z nich, to zdecydowanie jesteś fanem Dzikiego Zachodu i czytanie poniższej recenzji będzie dla Ciebie stratą czasu. Czym prędzej udaj się w kierunku zachodzącego słońca do najbliższego sklepu, celem nabycia solidnej strawy, kilku skór bizonów i mangi „Podniebny Orzeł”.

Druga połowa XIX wieku, Japonia pod rządami nowego cesarza, otwiera się mocno na zachód i stara się modernizować. Budzi to wielki opór tradycjonalistów, którzy obawiają się zmian, upatrując w tradycji siłę narodu. Postępu jednak nie udaje się zatrzymać i wielu dawnych samurajów, zmuszonych jest opuścić swój kraj w celu ratowania życia i znalezienia sobie nowego domu.  Pośród nich są Manzō Shiotsu i Hikosaburō Sōma, obaj wyruszają do Stanów Zjednoczonych, kraju wielkich możliwości, w którym każdy może zostać tym, kim chce. Oczywiście prawda jest zgoła odmienna a kraina „wielkich możliwości” okazuje się miejscem, w którym honor, duma,  uczciwość, są tylko pustymi frazesami. Oszukani i zmęczeni, osiedlają się w stanie Wayoming, który to okazuje się dla nich nowym początkiem. Wszystko zmienia się pewnego słonecznego dnia, kiedy ratują młodą Indiankę i jej nowo narodzone dziecko. To wydarzenie okazuje się kamieniem milowym w ich życiu. Ich los zostaje nierozerwalnie połączony z jednym z indiańskich plemion, w którym to odnajdują swoje miejsce na ten przeklętej, pełnej przemocy ziemi. Spokój i szczęście nie trwa jednak zbyt długo. Sytuacja musza ich do ponownego stania się pełnokrwistymi wojownikami, którzy walczą na śmierć i życie w obronie tego, co jest dla nich cenne.

Spora część potencjalnych odbiorców słysząc „Dziki Zachód” (przyzwyczajona setkami filmów, książek, komiksów i innych popkulturowych dzieł) od razu kojarzy kowbojów, pilnujących porządku szeryfów, poszukiwany złota, biednych osadników wyruszających w nieznane, aby znaleźć sobie nowe miejsce do życia i oczywiście krwiożerczych Indian. Dzieło Jiro Taniguchiego znacząco jednak odbiega od przyjętych schematów. Nie ma na rynku zbyt wielu dobrych pozycji, które pokazywałyby historię tamtego okresu z perspektywy „czerwonoskórych”, nie bojąc się jednocześnie zaprezentować białych amerykanów nie jako wielkich bohaterów, ale oprawców i ludzi pozbawionych całkowicie honoru. Manga kończy z mitem dzielnej i walecznej amerykańskiej kawalerii, która poświęcała swoje życie, aby bronić niewinnych osadników przed atakami żądnych krwi Indian. Koniec z obrazem „czerwonoskórych” którzy mordowali każdego jak popadnie, ściągając później krwawe skalpy. Czy tacy byli? Oczywiście, że tak. W każdej społeczności znajdzie się grupa czarnych owiec, których działania są dalekie od miana „honorowych”. W tym jednak przypadku to historia dobitnie pokazuje, kto był stroną agresywną, a kto tylko się bronił.

To właśnie zaprezentowanie historii z innej perspektywy niż zazwyczaj sprawia, że manga, mocno wyróżnia się na tle konkurencji i staje się pozycją godną uwagi. Oczywiście należy pamiętać, że jest to produkt popkulturowy, przeznaczony dla szerokiego grona odbiorców, którego głównym zadaniem jest zapewnienie rozrywki. Główna oś fabularna w „Podniebnym Orle” jest prosta, pełna wartkiej akcji i widowiskowych potyczek. Na próżno szukać tutaj rozbudowanych dialogów, czy wielowątkowości (co prawda autor star się wtopić w treść np. wątek romansu, ale wypada on dość mdło i szybko on się zapomina). To czy czytelnik, będzie doszukiwał się w treści, głębszego sensu i mocnego przesłania, będzie zależeć tylko i wyłącznie od niego. Autor niczego nie narzuca i nie stawia przed odbiorcą gotowych  odpowiedzi. Każdy będzie musiał zdecydować osobiście czy potraktuje tytuł jako dobrą, pełną akcji powieść graficzną, czy też dostrzeże w niej zawoalowaną krytykę działania rządu amerykańskiego i pokaz tego, że Wujek Sam nie zawsze jest taki dobrotliwy i sprawiedliwy, jak go malują.

Zwieńczeniem całości jest wyróżniająca się oprawa graficzna. Dobrze narysowane projekty postaci z dbałością o każdy szczegół stroju. Rewelacyjnie narysowane tła, niekiedy na tyle wyraziste, że przebijające się na pierwszy plan, pozwalając czytelnikowi przez chwilę cieszyć ich głębią. Oczywiście musi być tutaj jakaś mała łyżka dziegciu. W niektórych momentach autor aż nadto przesadził z dbałością o każdy detal, sprawiając, że niektóre rysunki stały się zbyt mało wyraziste zarówno pod względem przekazywanej treści, jak i wizualnym. Perfekcjonizm w tworzeniu swoich dzieł i umiar powinny iść w parze, tutaj momentami o tym zapomniano. Na całe szczęście są to pojedyncze przypadki a całość utrzymuje wysoki poziom z innych prac Taniguchiego.

Jeśli chodzi o rodzime wydanie mangi, jest ono na bardzo wysokim poziomie, do którego przyzwyczaiło nas już Wydawnictwo Hanami. Dobry gatunkowo śliski papier, wyraźne duże czcionki, dobre tłumaczenie z wielką dbałością o nazwy własne.

„Podniebny Orzeł” to dzieło godne polecenia dla każdego miłośnika westernowych klimatów, który ma dość „wizji” Dzikiego Zachodu serwowanej mu przez amerykańską kinematografię. Manga w wielu aspektach przypomina twórczość Karola Maya, co powinno być dla wielu dodatkową zachętą. Wartka akcja w historycznej otoczce, podlana orientalnym klimatem z dodatkiem głębszej treści – wszystko to tworzy aromatyczny wywar, który zdecydowanie może być polecony przez PopKulturowy Kociołek.

Autor: Jirō Taniguchi

Format: 150x210 mm

Ilość stron: 288

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Papier: kredowy

Gatunek: komiks dla dorosłych, seinen, przygodowy, historyczny, western

Seria: Jednotomówka


Za udostępnienie mangi do recenzji, dziękuję Wydawnictwu Hanami.

Tytuł można nabyć między innymi za pośrednictwem oficjalnego sklepu wydawnictwa.


Froszti
27 kwietnia 2019 - 19:32