Magiczna dziewczynka i magiczne karty. Recenzja mangi Card Captor Sakura (tom 1) - Froszti - 9 maja 2019

Magiczna dziewczynka i magiczne karty. Recenzja mangi Card Captor Sakura (tom 1)

Rodzimy rynek niezbyt mocno nasycony jest tytułami grupy CLAMP. Powodów takiego stanu rzeczy, jest naprawdę wiele, począwszy od niezbyt dużego zainteresowania ze strony potencjalnych odbiorców, kończąc na trudnych negocjacjach z autorkami, które słyną z tego, że niezbyt chętnie sprzedają licencje do swoich tytułów (szczególnie poza granicę Japonii). Trochę wody w Wiśle musiał upłynąć, ale wydawnictwu Waneko udało się przekonać artystki do wydania stosownego pozwolenia. Dzięki temu na rynek, z okazji 20-lecia firmy, zostały wydane dwie pozycje. Jedną z nich jest „Card Captor Sakura”.

Rodzimy wydawca miał już przyjemność kontaktu z tym tytułem dużo wcześniej. Pierwsze przymiarki do wydania, nastąpiły w 2002 roku, kiedy to na łamach czasopisma mangowego (publikowanego przez Waneko) publikowano rozdziały tego tytułu. Zainteresowanie pozycją było jednak na tyle nikłe, że całkowicie zrezygnowano z ewentualnego pomysłu pełnego wydania.  Na całe szczęście czasy się zmieniają a z tym i gusta czytelnicze.

Zaserwowana czytelnikowi historia, zaczyna się już na samym początku widowiskowo. Młoda osóbka, obdarzona mocami magicznymi, poluje na dziwnego stworka, którego pieczętuje w bogato zdobionej karcie. Dopiero po kilku stronach poznajemy więcej szczegółów fabularnych. Tą „magiczną dziewczynką” okazuje się Sakura Kinomoto. Młoda pełna energii i pozytywnego nastawienia do świata, uczennica czwartej klasy szkoły podstawowej. Do grona jej bliskich zalicza się starszy brat, który uwielbia jej dokuczać, ale ją mocno kocha oraz wspaniały ojciec, dbający o dom i dzieci odkąd zmarła ich matka. Życie dziewczyny jest zwyczajne, takie samo jak jej rówieśniczek. Wszystko zmienia się jednak pewnego dnia, kiedy odnajduje ona tajemniczą księgę, po której otwarciu otrzymuje  magiczne moce (drzemiące w jej wnętrzu) i zadanie odnalezienia wszystkich magicznych kart, których potęga może zagrozić światu. Pomocą w tym niebezpiecznym zadaniu udzieli jej tajemniczy stworek „Keruś”, będący strażnikiem wspomnianych kart oraz jej koleżanka z klasy Tomoyo.

Całą fabułę można podzielić na dwa oddzielne segmenty. Jeden to widowiskowa akcja, walki z przeróżnymi żywiołami i rosnąca potęga magiczna dziewczyny, z każdą kolejną zdobytą kartą. Drugi to jej szkolno – domowe życie, które pełne jest radości, ale i też chwil smutniejszych.  Całość to naprawdę przyjemna prosta historia (aczkolwiek niepozbawiona zwrotów akcji i nutki tajemniczości), momentami może przesadnie infantylna. Jednak to właśnie dzięki temu, doskonale nadaje się ona dla każdej grupy odbiorców. Najlepiej sprawdzi się jednak jako manga kierowana do młodszego czytelnika (co nie jest znowu tak często spotykane), którą w wolnej chwili będzie mógł wziąć, rodzić i również przyjemnie spędzić przy niej czas.

Na tle historii świetnie prezentują się bohaterowie. Każda z postaci (zaprezentowanych w pierwszym tomie) otrzymała swoje pięć minut, dobitnie pokazując, że będą one odgrywać znaczącą rolę w całej opowieści.

Całkiem dobrze wypada warstwa humorystyczna tytułu. Wiele osób morze zarzucić jest bardzo dziecinny humor, ale jest on tak doskonale wpasowany w klimat tytułu, że momentami trudno powstrzymać pojawianie się uśmiechu na twarzy.

Pod wierzchnią warstwą dziecinności i mnóstwa lukru, można dopatrzyć się również czegoś więcej. Autorki najwyraźniej lubią się w kreśleniu takich relacji pomiędzy swoimi bohaterami, które wymagają od czytelnika wnikliwej analizy i każdy będzie do nich podchodził inaczej (zależnie od wieku czytającego). Brat głównej bohaterki i jego przyjaźń z Yukito, to relacja delikatnie zalatująca yaoi. Przyjaźń głównej bohaterki i jej koleżanki to również dość specyficzna relacja. Być może to tylko moja nadinterpretacja, tak jak pisałem wcześniej, każdy może podejść do tego zupełnie inaczej, a młodszy czytelnik nawet nie zwróci na to uwagi. Na pewno trzeba przymknąć oko na pewne absurdy fabularne, mogące powodować nawet pewien niesmak jak małżeństwo rodziców Sakury, kiedy matka miała lat 16-cie a ojciec 27, czy zaręczyny jej koleżanki z klasy i nauczyciela. Momentami wyobraźnia autorek może się wydawać dość „dziwna”.  Nic nie jest tutaj jednoznaczne, a to jak będzie odbierany tytuł, zależy tylko od czytelnika.

Oprawa graficzna tytułu prezentuje się naprawdę okazale. Momentami jest aż nadto bogato, jak na mój gust (chociaż w porównaniu z innymi tytułami autorek, tutaj i tak jest to podane w ograniczonej formie). Dość szczegółowe postacie w połączeniu z bardzo efektownymi rysunkami dynamiczniejszych scen, w których magia odkrywa kluczową rolę, mogą przytaczać.

Na temat rodzimego wydania, nie można powiedzieć nic złego. Odrobinę powiększony format mangi w stosunku do standardowego, prezentuje się naprawdę dobrze. Niezłej jakości papier, bardzo dobre tłumaczenie, brak błędów językowych (w całym pierwszym tomie dwa razy natknąłem się na  użycie dziwnego „słownictwa”, ale nie jestem pewien, czy jest to błąd, czy może celowe tłumaczenie mające podkreślić stosowny dialekt postaci).

„Card Captor Sakura” to pozycja, która powinna znaleźć się na półce każdego fana twórczości grupy CLAMP. Szczególnie jedna polecana jest osobą, poszukującym pozycji doskonałej dla młodego czytelnika, który na przykład dopiero zaczyna swoją przygodę z mangą. Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, aby również bardziej dojrzały wiekowo czytelnik sięgnął po tytuł i przy okazji dobrze się bawił.

Radosław "Froszti" Frosztęga


Scenariusz i rysunki: Clamp

Tłumaczenie: Aleksandra Siemiradzka, Karolina Dwornik

Oprawa: miękka z obwolutą

Format: 13,5x19,5 cm.

Stron: 204


 

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję Wydawnictwu Waneko.

Froszti
9 maja 2019 - 11:21