W co gracie w weekend? #303: The House In Fata Morgana oraz Borderlands: The Handsome Collection - squaresofter - 15 czerwca 2019

W co gracie w weekend? #303: The House In Fata Morgana oraz Borderlands: The Handsome Collection

Witam wszystkich serdecznie. W tym tygoodniu najwięcej czasu spędziłem z Borderlands 2, do którego wróciłem ze względu na premierę najnowszego dodatku oraz z The House in Fata Morgana, jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku visual novel, który ociera się o horror z makabrycznymi scenami mordu. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do dalszej części tekstu i do komentarzy.

The House in Fata Morgana

Informacje

Platforma: PC

Producent: Novectacle

Data wydania:13 maja 2016r.

Gatunek: Visual novel

The House in Fata Morgana to gra z gatunku visual novel, w której znajdziemy także elementy horroru. Do jej sprawdzenia przekonał mnie kolega. Rozmawialiśmy o najlepszych grach w tym gatunku i gdy tylko padła ta nieznana mi nazwa chciałem koniecznie sprawdzić o czym jest ten tytuł. Tak się składało, że w trakcie naszej dyskusji gra była akurat w świetnej promocji na Steamie, ale oczywiście jej tam nie kupiłem, bo nie lubię nabywać licencji na granie w gry. Wolę je mieć na własność. Valve zabrało graczom prawo własności nad grami na rynku pecetowym, eliminując z niego między innymi fizyczne nośniki, więc niespecjalnie zależało mi na zostawieniu gotówki w tym sklepie. Grę kupiłem w MangaGamer na płycie, do której dodawano jeszcze darmowy kod na Steama. Za takie wydanie zapłaciłem trochę więcej, ale jak trzeba to trzeba.

Tak długo zabierałem się za The House in Fata Morgana na poważnie, że owa produkcja doczekała się nawet wersji na PS4 i VITę, które zadebiutowały niedawno na rynku. Pomyślałem sobie, że to doskonała okazja na sprawdzenie tej opowieści.

Ogrywam ją z większymi lub mniejszym przerwami od mniej więcej dwóch tygodni. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to niewielki budżet przeznaczony na tą opowieść graficzną. Gra nie posiada dubbingu i ma bardzo oszczędne tła, które w swojej prostocie przypominają mi tła z pierwszej wersji Umineko. Gracz musi wytężyć wzrok, żeby dostrzec w nich jakiekolwiek szczegół. Na szczęście autorzy zatrudnili do gry świetnego projektanta postaci. Tak szczegółowo narysowanych sylwetek bohaterów nie widziałem w grze wideo od wielu, wielu lat.

Jednak zdecydowanie najlepszymi elementami Morgany jest jej pełna tajemniczości historia oraz muzyka z portugalskim wokalem, idealnie dopasowana do wydarzeń rozgrywających się na ekranie monitora.

W zrozumieniu tytułu może nam pomóc mit o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu. Jedną z głownych bohaterek tej jednej z najbardziej znanych i fascynujących zarazem europejskich legend jest wiedźma Morgan[a] le Fay. Siostra króla Artura posługiwała się  iluzjami.

Niby nie ma to nic wspólnego z japońską grą a jednak można dostrzec pewną zbieżność. Ze strzępków informacji  dostarczanych nam przez głównych bohaterów tej opowieści graficznej dowiadujemy się, że tytułowa posiadłość ma eteryczną postać i postronnemu obserwatorowi może wydawać się, że zaraz zniknie. Krąży wokół niej legenda, że jest przeklęta a każdego jego mieszkańca czeka wielkie nieszczęście.

Cała opowieść zaczyna się od naszej rozmowy z pewną tajemnicza pokojówką, która oprowadza nas po opustoszałym domostwie, pokazując nam jego wspomnienia, abyśmy w ten sposób mogli odzyskać utraconą pamięć. Jest ona wszystkowiedzącą narratorką epizodów z życia tajemniczego domostwa.

Bardzo podoba mi się, że dzięki tym historiom i losom związanych z nimi ludźmi możemy z łatwością dostrzec zmiany, jakie w nim zachodziły na przestrzeni setek lat nie tylko w obrębie tajemniczego domu, ale i w otaczającym ich świecie.

Na razie nie dostrzegam jakiegoś głębszego egzystencjalnego przekazu w tej opowieści, ale jest ona prowadzona w taki sposób, że potrafi zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie, wywracając życie mieszkańców tytułowej iluzorycznej posiadłości do góry nogami a nas zostawiając z wielkim wyrazem niedowierzania malującym się na naszej twarzy.

THiFT ma płynne przejścia w tonie opowieści. Doskonale w budowaniu jej zmiennego nastroju sprawdza się ścieżka dźwiękowa. Często jest ona frywolna i sielankowa. Zmienia się jednak szybko jej charakter, gdy historia ma nas zasmucić, wstrząsnąć lub przerazić.

Kiedyś wydawało mi się, że nie ma nic straszniejszego niż potwory z Resident Evil, Silent Hill lub Project Zero, ale dziś podchodzę do tej sprawy inaczej. Może już wyrosłem z chodzących trupów i gości ze śmietnikiem na głowie? Uważam, że o wiele straszniejsze jest, gdy ktoś nie może zrealizować swoich ambicji, gdy kocha a nie powinien, gdy ktoś depcze to, w co wkładamy serce albo gdy przegrywamy życie, bo ślepo w coś wierzyliśmy.

Dlatego też nie zamierzam się rozstawać w najbliższym czasie z tą przeklętą tytułową posiadłością. Kiedyś, gdy byłem młodszy uwielbiałem horror o przeklętych domostwach jak przykładowo Amityville Horror. Teraz jestem już trochę starszy, ale widocznie z ludźmi jest tak, że to co polubimy za dziecka pozostaje w nas na dłużej, podświadomie.  

Borderlands: The Handsome Collection

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Gearbox Software

Data wydania: 27 marca 2015r.

Gatunek: Rpg akcji, looter-shooter pierwszoosobowy

Jakiś czas temu pożegnałem się na łamach W co gracie w weekend? z Borderlands 2 i nie miałem zamiaru doń nigdy wracać. Kolekcję dwóch gier z tej serii podarowaną graczom na PS4 w ramach abonamentu PlayStation Plus  zamierzałem jedynie dodać do biblioteki gier i nigdy jej nie uruchamiać, ale wszystko zmieniło się, gdy w internecie pojawiła się informacja o tym, że planowane są dwa całkiem świeże dodatki do Borderlands 2, stanowiące swojego rodzaju pomost między historią z Borderlands 2, Tales from the Borderlands oraz debiutującym niedługo Borderlands 3.

Z informacji prasowych nie dowiedziałem się jednak tego, ile będę musiał wybulić za kolejny, dziesiąty lub jedenasty dodatek do najlepszego looter shootera na rynku. Okazało się, że strach ma wielkie oczy, bo Gearbox postanowił udostępnić owy dodatek za darmo do sierpnia graczom pecetowym oraz posiadaczom najnowszych konsol Sony i Microsoftu. Wersje na konsole poprzedniej generacji zostały pominięte, co nie do końca mi się podobało, ale nie mogłem przepuścić takiej okazji i nie sprawdzić jak sprawuje się uwielbiana przeze mnie gra na PS4 i o czym w ogóle będzie opowiadał dodatek o dowódczyni Lilith i obronie Sanktuarium?

Trochę w niego już pograłem i muszę przyznać, że świetnie było zobaczyć postacie z najlepszych gier w tym uniwersum. Jedna z nich doczekała się nawet swoistego hołdu, ale nie chcę zdradzać zbyt wielu elementów fabuły. Powiem tylko, że najnowszy dodatek zaczyna się praktycznie tam gdzie skończyła się dwójka. W tytule pojawia się antagonista, który wykorzystuje trujące opary do przejęcia kontroli nad okolicznymi obszarami a naszym zadaniem jest oczywiście jego powstrzymanie. Jeden z kolegów namówił mnie nawet na walkę z najcięższym bossem w nowym dlc, chociaż najcięższy to nie jest najlepiej dobrane słowo w tym przypadku, bo ów przeciwnik to jeden wielki żart. Zabiłbym go w minutę, ale twórcy wpadli na żenujący pomysł, aby dać mu auto-regenrację zdrowia, gdy jego witalność spadnie do bardzo niskiego poziomu. Jeśli nie uda nam się trafić go w jego słaby punkt, który niechętnie pokazuje, to można z nim walczyć w nieskończoność a i tak go nie pokonamy.

Na całe szczęście w dodatku są o wiele ciekawsze misje i pewnie bym je dalej robił, gdyby nie to, że używając swojego platynowego sejwu z Salvadorem z PS3 zdobyłem za darmo wszystkie trofea związane ze znalezieniem wszystkich miejscówek w podstawowej wersji gry. Awansowałem raz na wyższy poziom, wpadły wszystkie trofea związane z poziomami. To samo tyczy się wszystkich wyzwań i misji pobocznych.

Tak bardzo zachorowałem znowu na Pandorę, że udało mi się pokonać w pojedynkę Terramorphusa, który był takim przekleństwem graczy, że wraz z kolejnymi dodatkami podniesiono maksymalny poziom postaci, żeby można było go łatwiej pokonać. Robiłem także wszystkie pozostałe rzeczy jak strzelenie jednemu psycholowi prosto w twarz, bo mnie o to poprosił, wysłuchiwałem Claptrapa dziwiącego się nad dziwnym zjawiskiem dwóch tęcz, przybiłem z nim piątkę a nawet zjadłem z nim pizzę na jego imprezie urodziwej w towarzystwie innych graczy.

Tak bardzo zatęskniłem za tą grą (chociaż grałem w nią przecież niedawno), że gdy zrobiłem w niej już wszystko to, co chciałem, to przeszedłem ją kolejny raz w ciągu jednej doby. Na końcu było trochę trudno, bo szliśmy przez grę z innymi graczami jak burza i przeciwnicy rzucali co chwila loot, którego nie mogliśmy nawet założyć, ale na szczęście jeden z moich kolegów pomógł mi na końcu i Jack dostał ode mnie prosto w gębę za to jak namieszał mi i naszym kompanom.

Po tym wszystkim wziąłem się znowu za dodatki, które znam już jak własną kieszeń, więc nie miałem żadnych problemów, żeby zrobić w nich wszystko to co chciałem. Tak w zasadzie to na ten weekend zostawiłem sobie tylko dodatek z Hammerlockiem i końcówkę dodatku z Lilith, w którym trochę pewnie zabawię jak go ukończę, bo zamierzam zdobyć w nim cały tęczowy ekwipunek.

Borderlands 2 jeszcze raz przypomniało mi jak bardzo uwielbiam ta serię. Udostępnienie go plusowiczom to świetna reklama nadchodzącej trzeciej części. Powrót do dwójki był też dla mnie doskonałą okazją na to, aby pograć dłużej Mayą oraz mechromantką Gaige, która traktuje swojego robota jak chłopaka. Warto było wrócić do tej gry na PS4, bo w końcu działa płynnie nawet gdy gramy z trzema innymi graczami, o których towarzystwo przecież teraz nietrudno, a że niektóre misje lub przeciwnicy są tak zaprojektowani, że nie da się ich praktycznie załatwić w pojedynkę, to tym lepiej. Współpraca ponad wszystko!

To tyle z mojej strony. Do następnego razu, moi drodzy gracze.

squaresofter
15 czerwca 2019 - 19:55