Aniołowie Zbrodni #6-#8 - Froszti - 7 grudnia 2019

Aniołowie Zbrodni #6-#8

Każdy z nas kryje w sobie grzech, który kala naszą niebiańską duszę. Nie ma ludzi świętych, chociaż niektórzy za takich się podają. Wszyscy bez wyjątku prędzej czy później będziemy musieli odpowiedzieć za wszelkie swoje czyny. Dokładnie to czeka bohaterów mangi Aniołowie zbrodni, którzy są coraz bliżej opuszczenia tajemniczego obiektu.

Pokonanie strażnika trzeciego piętra dość mocno odbiło się na zdrowiu Zacka, którego rany uniemożliwiają mu dalszą podróż. Rachel postanawia zrobić wszystko, aby tylko mu pomoc i razem z nim opuścić to przeklęte miejsce. Na jej drodze staje kolejny i zarazem ostatni ze strażników pięter. Pastor Gray to twórca owego miejsca i pomysłodawca gry, w której nastolatka musi brać udział. Samozwańczy „Bóg”, który pilnie obserwuje wszystko i wszystkich i czeka na odpowiednią chwilę, aby osądzić grzeszników. Autor w krótkich opisach sam stwierdza, że ta część historii kosztowała go najwięcej pracy i przyniosła mu najwięcej problemów. Niestety, ale jest to dość wyraźne w jakości tomu szóstego, który staje się punktem zwrotnym dla całej serii. Rozumiem zamysł autora pokazania, złożoności umysłu głównej bohaterki, która ciągle coś ukrywa i nieustannie poszukuje ona drogi do samowyzwolenia. Jednak powrotu na wcześniej odwiedzone piętra, aby doznać tam pewnego rodzaju objawień (niczym w Opowieści Wigilijnej) to ewidentny brak weny twórczej i pójście na łatwiznę.

Na całe szczęście była to tylko chwilowa słabość i tom siódmy powraca na bardziej interesujące tory. Woal tajemniczości wokół nastolatki zaczyna być coraz bardziej przejrzysty, odkrywając przed czytelnikiem jej mroczną duszę. Czeka ją sąd ostateczny pokazany tutaj w formie średniowiecznych procesów czarownic. Dynamiczna historia, w której przesadnie głośny Zack, rozwiązujący wszelkie problemy za pomocą siły, nagle drastycznie zwalnia tępo i skupia się na psychice ludzkiej oraz jego wierze w Boga. Pomysł mocno zaskakujący, ale mający swój urok i nadający mandze pewnej dozy powagi. Niestety nie każdy będzie zachwycony mocno psychologiczno-religijną przemianą Aniołów Zbrodni, nawet jeśli jest ona odzwierciedleniem samego tytułu. Niektórzy mogą niestety stwierdzić, że komiks staje się zwyczajnie nudny.

Początek tomu ósmego nadal utrzymuje się w klimacie sądu, konieczności wymierzenia kary i zrozumienia po części swoich pragnień. Postawa Rachel mocno zaskakuje pastora, który nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie ma on innego wyjścia jak tylko puścić nastolatkę dalej, na jedno z ostatnich pięter przed wolnością. Cała historia powoli powinna nabierać finalnych kształtów, zbliżając się do wielkiego finału. Twórca jednak postanawia zaserwować czytelnikowi kolejną porcję tajemnic odkrywając jednocześnie obszerniejszy fragment z przeszłości Zacka. Nadal jednak niezbyt dużo wiadomo na temat Rachel której zachowanie jest zarówno intrygujące, jak i momentami irytujące. Do końca pozostało już raczej niewiele rozdziałów, w których Sanada musi jakoś racjonalnie zamknąć całą historię. Pozostaje mieć nadzieje, że nie będzie on jednym z tych autorów, którzy nie mają sklarowanego pomysły na koniec serii i robią to byle jak.

Seria w kwestiach techniczno-graficznych nie zmienia się w stosunku do tego, co było w początkowych częściach. Rysunki są nadal poprawne bez większych wzlotów artystycznych, rodzime wydanie trzyma swój niezły poziom, a dodawane na końcu bonusy w postaci krótkich wywiadów i adnotacji odautorskich są ciekawe i uzupełniają obraz całości.

Aniołowie Zbrodni jak na razie wiszą w przysłowiowej próżni, z której trudno będzie się serii wyrwać. Pewne zmiany zachodzące w recenzowanych tomikach są interesujące, ale nie na tyle, aby nagle po tytuł sięgnęła nowa grupa odbiorców. Dodatkowo obawiam, że się wyraźna zmiana klimatu, może spowodować utratę części dotychczasowych odbiorców. Seria była i nadal jest poprawnie napisanym dziełem, które potrafi zapewnić chwilę rozrywki, ale do grona tytułów wybitnych jest jej bardzo daleko.

Radosław Frosztęga

OCENA
 

 



Za udostępnienie mangi do recenzji dziękuję wydawnictwu Waneko.


Froszti
7 grudnia 2019 - 11:16