Recenzja: Pani Itsuya - Froszti - 27 stycznia 2020

Recenzja: Pani Itsuya

Wydawnictwo Waneko w ostatnim czasie serwuje miłośnikowi komiksu japońskiego naprawdę solidną porcję ciekawych jednotomówek. Jedną z nowości, którą powinno się mieć na uwadze jest - Pani Itsuya. Manga dobitnie pokazująca, że świetna historia potrafi obronić się samemu, nawet jeśli jest podana w dość proste i oszczędnej formie.

Cała historia zaczyna się dość niewinnie, kiedy do jednego z gimnazjów na prowincji przenosi się na czas zastępstwa tytułowa pani Itsuya, nauczycielka plastyki. Jednym z uczniów owej szkoły jest Toki chłopak, który po rozwodzie rodziców przeniósł się do swojej ciotki, która stała się dla niego jedyną bliską mu rodziną. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy ciocia zaczęła mieć coraz to poważniejsze napady demencji, zapominając momentami nawet o wszystkich jej bliskich osobach. Nastolatkiem targają emocje, nie myśli on o dalszej edukacji, tylko chce podjąć szybko pracę i zaopiekować się ukochaną ciotką. Wszystko ulega drastycznej przemianie, kiedy drogi Tokiego i pani Itsuya krzyżują się, stając się czymś nierozerwalnym i dającym nadzieje na lepszą przyszłość.

Manga jest na swój sposób specyficzna, ale potrafi zachwycić swoim eklektyzmem. Nie wiele jest pozycji na rodzimym rynku, które łączyłyby w umiejętny sposób elementy obyczajówki, dramatu z okruchami życia oraz powieści fantastycznej z nutką humoru. Mizu Sahara (autorka) mająca w swoim dorobku zarówno yaio, jak i seineny, doskonale wie jak dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców, odpowiednio łącząc różne gatunki. Sięgając po ten tytuł, czytelnik swobodnie płynie przez stworzony scenariusz, zaczynając od melancholijnej i przygnębiającej treści przez fragmenty przepełnione fantazyjnością, magią i humorem, kończąc swoją podróż na zakończeniu przepełnionym szczęściem i nadzieją na jeszcze lepszą przyszłość.

Pod względem schematu budowy dzieła mamy tutaj do czynienia z czymś stosunkowo prostym fabularnie. Autorka potrafi jednak z tej pozornej prozaiczności wydobyć elementy, które nie tylko zachwycają, ale potrafią przyćmić inne o wiele bardziej „rozbudowane” tytułu. W sposób mocno introspektywny pokazuje ona historię i bohaterów, których dalsza egzystencja staje się zależna od ich własnych relacji. To dzięki bliskości i wzajemnym poznawaniu siebie, mogą oni dostrzec uroki nie tyle samego życia, ile mają możliwość wyklarowania swojej wizji przyszłości. Brzmi to wszystko mocno melancholijnie i dokładnie takie jest, co bardziej wrażliwi czytelnicy będą mieć tutaj kilka okazji do uronienia łzy (zarówno ze smutki, jak i szczęścia). Jeśli chodzi zaś o samych bohaterów mangi, to są oni bardzo dobrze nakreśleni z różnorodnymi charakterami i własnymi problemami.

Niewątpliwie bardzo mocną stroną komiksu jest jego warstwa artystyczna. Mizu Sahara podobnie jak w fabule stawia na prostotę, która początkowo może wydawać się odrobinę niechlujna i nijaka. Z kolejnych kadrów epatuje jednak specyficzny urok artystycznej duszy artystki (wyraziste pociągnięcia tuszem, kolorowe strony stworzone za pomocą akwareli), przypominający niekiedy wczesną twórczość Miyazakiego (ocena subiektywna). Jedyne, do czego można się przyczepić to bardzo oszczędne rysowanie teł, których w sporej ilości kadrów nie ma w ogóle.

Pani Itsuya to urokliwa (chociaż momentami mocno ckliwa) pozycja, która niewątpliwie może sprawić wiele przyjemności szerokiej grupie odbiorców (niezależnie od płci). Jeśli kolejne wydawane przez Waneko jenotomówki będą prezentować, chociaż zbliżony poziom, to czeka nas miłośników dobrych mang naprawdę wspaniały rok.

Radosław Frosztęga

 

+ prosta historia ze sporym potencjałem;

+ umiejętne łączenie różnych gatunków;

+ ładna oprawa artystyczna;

- melancholia która nie każdemu musi przypaść do gustu.


Dziękuje Wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarze do recenzji.

Froszti
27 stycznia 2020 - 10:35