Recenzja: Akame ga Kill! #15 - Froszti - 23 lutego 2020

Recenzja: Akame ga Kill! #15

Kolejny tytuł od wydawnictwa Waneko dobił do swojego ostatniego tomu. Tym razem chodzi o znane i lubiane Akame Ga Kill, które nieprzerwanie od piętnastu tomów, dostarczało czytelnikom masę rozrywki i widowiskowej akcji. Takahiro do spółki z Tashiro przygotowali dla miłośników mangi naprawdę godne zakończenie, które jest świetnym zwieńczeniem tej dynamicznej serii.

Nareszcie po wielu mniejszych i większych potyczkach oraz masie przygotować następuje szturm wojsk rebelianckich na stolicę. Żołnierze podlegli Imperium nie stanowią większego problemu, prawdziwym przeciwnikiem jest oszalała i potężna Esdeath, która dziesiątkuje szeregi rebelii. Jakby tego było mało, Imperator decyduje się na użycie najpotężniejszej broni, która zabija wszystkich na swojej drodze (nawet cywili i sojuszników). Szansę w walce z tak przerażającym orężem ma jedynie Tatsumi, który coraz mocniej zatraca swoje człowieczeństwo. Pozostali przy życiu członkowie Night Raid muszą wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, aby wesprzeć sojuszników w ostatecznej potyczce, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobią. Wszyscy liczą na Akame, którą czeka niebywale ciężkie zdanie wyeliminowania królowej mrozu (Esdeath). Która strona okaże się silniejsza i będzie umieć się poświęcić w celu osiągnięcia końcowego zwycięstwa?

Ostatni tomik serii w wykonaniu twórców to prawdziwy „wielki finał”, w którym czytelnik nie będzie miał ani chwili na nudę. Każda kolejna strona to widowiskowa akcja, która porywa odbiorcę w ekscytującą podróż trwającą ponad 300 stron. Piętnasty tomik mangi to również historia, która pod pewnymi względami różni się od serialowej adaptacji (o ile dobrze pamiętam anime), co dodatkowo powinno zachęcić miłośnika Akame do sięgnięcia po ten tytuł.

Scenariusz stworzony przez Takahiro (mający swoje lepsze i gorsze momenty), starający się jednak połączyć rozrywkową i dynamiczną treść z bardziej złożonymi problemami, dobił do ostatecznej bitwy. Jak na „wielką potyczkę” przystało tempo fabuły ustawione jest tutaj na maksimum, a słowo „akcja” można odmieniać tutaj przez wszystkie możliwe przypadki. Nikt kto lubi dynamiczne komiksy, po przeczytaniu ostatniego tomiku serii nie ma prawa czuć się zawiedziony. Walka, niesamowity klimat i zakończenie wielu wątków w widowiskowym stylu, to główne elementy, które dosłownie wylewają się z kolejnych kadrów komiksu.

Nie ma co ukrywać, że ostatnia część to manga, w której głównie jest co oglądać, a treść pisana (której notabene również jest tutaj sporo), schodzi na drugi plan i stanowi tylko dodatek. Tetsuya Tashiro odpowiedzialny za wartę artystyczną w przeciągu całej serii wielokrotnie pokazywał, że potrafi bardzo dobrze przedstawiać dynamiczne sceny. Tutaj jednak przeszedł sam siebie, oferując naprawdę gigantyczną ilość wizualnej akcji. Większość kadrów prezentuje się naprawdę wyśmienicie, ciesząc oko czytelnika. Niestety, ale pojawiają się również tutaj momenty, w których panuje „przesyt wizualnej treści”. W niektórych momentach rysunki są tak mocno przeładowane akcją, że chaos panujący w kadrze utrudnia ich odbiór. To czy uznanym to za wadę, czy zaletę to już sprawa czysto indywidualna.

Oceniając serię Akame Ga Kill przez pryzmat całości śmiało można napisać, że mamy do czynienia z naprawdę dobrze napisanym i narysowanym shounenem. Oczywiście można doszukać się tutaj kilku elementów spłaszczających w pewnym stopniu fabułę, należy jednak pamiętać, że jest to pozycja nastawiona głównie na zapewnienie rozrywki, a nie wmuszenie na czytelniku dogłębną analizę zaserwowanej treści. Jest to nic innego jak akcyjniak w klimatach dark fantasy ze sporą domieszką humoru i naprawdę ładną oprawą graficzną, po przeczytaniu którego na twarzy odbiorcy pojawia się uśmiech zadowolenia. W tych aspektach tytuł sprawdza się doskonale i jest godny polecenia każdemu, kto szuka właśnie tego rodzaju komiksu.

Radosław Frosztęga


Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
23 lutego 2020 - 11:14