Ten sezon ogórkowy jest super! - Czarny Wilk - 22 lutego 2020

Ten sezon ogórkowy jest super!

Niedawno skończyłem Aaru’s Awakening. Śliczną, piekielnie trudną platformówkę z bardzo oryginalnym schematem sterowania, wymagającym porzucenia wyuczonych przez lata nawyków i opanowywania od zera podstaw poruszania się. Tytuł ten był jedną z „darmówek”, jakie dostałem w ramach abonamentu PlayStation Plus w kwietniu 2015 roku. Od tego czasu cierpliwie czekał na dysku konsoli aż znajdę czas pomiędzy premierami kolejnych hitów a nadrabianiem zaległych Ważnych Klasyków, by poświęcić mu kilka chwil. Udało się teraz.

Aaru to gra piekielnie trudna i do tego wymagająca od nas zwalczania tradycyjnych nawyków – w zalewie większych hitów mało kto dał mu uczciwą szanse i w efekcie tytuł ten nie zdobył uznania, na jakie zasłużył.

W końcu ograłem też drugi sezon Batmana od Telltale Games, który okazał się zaskakująco udaną narracyjną przygodówką, jedną z lepszych tego studia. Teraz zaś gram w Rocketbirds 2, jeszcze jedną grę otrzymaną w ramach PlayStation Plusa. Prostą dwuwymiarową strzelankę, w której przedzieramy się przez zastępy wrogów niczym Rambo. Tyle że jesteśmy kurczakami. Zabawna rzecz.

Te gry okupowałyby dysk mojej konsoli czekając na lepsze czasy, które najpewniej nigdy by dla nich nie nadeszły. A tu niespodzianka – jednak nadeszły. Ten niespodziewany sezon ogórkowy, ta apokalipsa niedoboru dużych premier mająca trwać aż do kwietnia, jest super.

 

Zimowy sezon ogórkowy

Tak słabego początku roku już dawno nie widzieliśmy. Seria przesunięć dat premier, która nie ominęła m.in. Cyberpunka 2077 i Final Fantasy VII Remake, sprawiła, że od stycznia do marca 2019 roku nie zadebiutuje prawie żadna naprawdę duża gra – a i w segmentach średnio- oraz niskobudżetowych jest skromniej niż można by chcieć.

Najnowsze gry z serii Resident Evil debiutowały na początku roku, ale remake „trójki” pojawi się dopiero w kwietniu.

Początki roku zawsze wypadają skromnie – kto może, ten celuje w sezon świąteczny albo na wiosnę. Tym niemniej, od lat nie mieliśmy aż takiej posuchy. Na początku 2019 roku debiutowały Resident Evil 2 Remake, Metro Exodus czy Far Cry New Dawn. Rok wcześniej – Monster Hunter World, Kingdom Come Deliverance. A na początku 2017 roku – Resident Evil VII, kompletny sezon pierwszy Hitmana i Horizon Zero Dawn. Nie było tego bardzo dużo, ale mimo wszystko było w co grać jeśli chodzi o segment AAA. Rok 2020 to tymczasem remaster Warcrafta 3, o którym chcielibyśmy zapomnieć, przeciętny Dragon Ball Z Kakarot i zaplanowany na marzec, kierowany do mocno sprecyzowanej niszy NiOh 2. A, no i Half-Life Alyx dla tego promila graczy, którzy posiadają sprzęt VR zdolny odpalić ten tytuł. No bida no.

 

Czas wstydu i zaległości

Nic, tylko patrzeć się tępo w monitor/telewizor i czekać aż okres posuchy się skończy. Albo… w końcu ruszyć kupkę wstydu. Czy raczej Mount Everest zaległości. Nie wiem jak Wy, ale ja, choć od dobrych kilku lat nie kupowałem żadnej gry na Steamie, to jakimś sposobem wciąż mam tam kilkaset gier do ogrania. Bo co z tego, że ich nie kupuję tradycyjnie, jak to się trafią w pakiecie w Humble Bundle/Humble Monthly, a to wskoczy jakiś tytuł za darmo. Na Epic Store zebrałem już kilkadziesiąt darmówek, zagrałem dotąd bodaj w dwie. Przez nawyk pobierania na PlayStation 4 każdej nieogranej jeszcze a posiadanej gry, przy każdym odpaleniu konsoli  raczy mnie ona  kilkunastoma komunikatami o tym, że nie można zassać kolejnego tytułu, bo nie ma już na niego miejsca na dysku.

Akcja, twardzi komandosi z irlandzkim akcentem, wybuchy i… dużo drobiu. Rocketbirds 2 jest fajne.

Po raz pierwszy od dobrych kilku lat mam realną szansę zredukować nieco te zaległości. Nowości zawsze stały na przeszkodzie, systematycznie odsuwając na dalszy plan tytuły mniej ważne czy starsze. W moim przypadku duże premiery miały priorytet ze względu na wykonywaną pracę (z jakiegoś powodu redakcja krzywo się na mnie patrzy, kiedy proponuję napisanie tekstu o niszowej bijatyce sprzed kilku lat, o której w Polsce słyszało pięć osób. Dziwni jacyś…), ale i będąc „zwykłymi” graczami lubimy wpadać w pułapkę pogoni za premierami, czy to ulegając hype’owi, czy po prostu chcąc nie wypaść z obiegu i być na czasie z tym, czym żyje nasze hobby. 

Teraz, zamiast płakać nad niedoborem nowości, możemy przysiąść nad zaległościami. W końcu zagrać w tego klasyka, o którym tyle dobrego słyszeliśmy i się do niego przymierzaliśmy od lat, ale ciągle nie było na niego czasu. Wypróbować którąś z nieznanych nam darmówek, być może odkrywając wyjątkową perełkę. Dać szansę gatunkom, które dotąd nas omijały. Albo nawet – o zgrozo, nie do pomyślenia w czasach tylu ciągle wychodzących, skupiających naszą uwagę premier – wrócić do świetnej gry z przeszłości i raz jeszcze dać się jej porwać - tym razem obywając się bez wymówki w postaci debiutu remastera.

W końcu poświęcę Samurai Shodown czas, jaki tej grze się tak po prostu należy.

Moje plany do końca kwietnia to m.in nadrobienie Assassin’s Creed Syndicate i Yakuzy Kiwami 2 – zaległości z z dwóch lubianych przeze mnie serii. Poświęcenie większej uwagi Samurai Shodown – bijatyce, którą ledwie liznąłem, zrobiła olbrzymie wrażenie, ale ciągle nie było czasu na poświecenie jej uczciwej uwagi. No i dalsze odkrywanie pereł na miarę Aaru’s Awakening wśród darmówek. Jak dla mnie to ten brak dużych premier mógłby trwać nawet i kilka lat – bo bawię się w jego trakcie wcale nie gorzej, niż w jesiennym okresie najgorętszych debiutów.

Czarny Wilk
22 lutego 2020 - 10:50