Recenzja: Czarodziejki.net #7 - Froszti - 4 kwietnia 2020

Recenzja: Czarodziejki.net #7

Mrok, przemoc, krew, śmierć, gniew, smutek, strach – wszystko to, a nawet więcej można było znaleźć do tej pory w kolejnych częściach serii Czarodziejki.net. Dzieło Kentaro Sato mocno przeraża, ale również na tyle zachwyca, że na kolejne części mangi czeka się z utęsknieniem. Pora więc sprawdzić jak na tle poprzednich odsłon radzi sobie tomik siódmy.

Zarówno fani w całym kraju, jak i „Czarodziejki” pogrążają się w ogromnej żałobie po tragicznym odejściu z tego świata wielkiej gwiazdy „Psich Zabaw”. Zdecydowanie najmocniej dotknęło to Asagiri, której brat był odpowiedzialny za tą wielką tragedię. Przygnębienie i opłakiwanie śmierci przyjaciółki to jedno, nie można jednak zapominać o zbliżającym się „końcu” i administratorach strony, którzy ciągle chcą śmierci dziewczyn. Muszą one szybko otrząsnąć się ze smutku i przejść do kontrataku, który pozwoli im odkryć wciąż mroczną i tajemniczą prawdę na temat przyszłości.

Ostatnie dwa – trzy tomy serii były głównie nastawione na dość mocną i niebywale mroczną „akcję”, z której przemoc ocierająca się o klimaty gore, wylewała się kolejnych stron hektolitrami. Trudno jednoznacznie wyrokować czy twórca serii miał chwilową słabość twórczą (w kontekście głównego wątku fabularnego) czy może było to zabieg celowy mający wzbudzić pewne kontrowersje. Przestaje to być istotne, gdyż tym razem tomik idzie kompletnie w innym kierunku.

Dynamicznych wydarzeń jest tutaj naprawdę bardzo mało (szczególnie porównując tomik z wcześniejszymi częściami). Twórca decyduje się na chwilę zwolnić tępo i bardziej skupić się na emocjach młodocianych czarodziejek. Przy intensywności wszystkich wydarzeń kompletnie można zapomnieć, że bohaterki to przecież jeszcze gimnazjalistki, które mają prawo być tym wszystkim przytłoczone. Rożne podejścia do życia i odmienne charaktery sprawiają, że każda z nich radzi sobie ze stresem zupełnie inaczej. Wszystkie jednak doskonale rozumieją, że muszą nawzajem się wspierać, jeśli chcą odkryć prawdę i co najważniejsze przeżyć. Sato dalej stara się utrzymać główny wątek zbliżającego się Tempestu gdzieś na drugim planie za grubą warstwą nieprzeniknionej mgiełki fabularnej. Pewne wydarzenia przedstawione w tej części, pozwalają jednak sądzić, że czytelnik już niedługo będzie miał okazję odkryć przynajmniej część „tajemnicy”.

Troszkę odmienna treść scenariuszowa powoduje również zmiany w warstwie graficznej. Dotychczasowe mroczne kadry ustępują miejsca bardziej stonowanym rysunkom (chociaż nadal jest tutaj kilka kadrów z „makabrycznymi” detalami). W kontekście całościowym nadal prace twórcy wyglądają bardzo dobrze i świetnie korelują z historią. 

Seria była, jest i mam nadzieje, że jeszcze długo będzie naprawdę interesującym tytułem, który swoją niesztampowością i odmiennym podejściem do sprawdzanych schematów przyciągnie uwagę szerokiego grona mangowych czytelników. Cały czas należy jednak pamiętać o tym, że jest to tytuł tylko dla dorosłego odbiorcy i to takiego, któremu nie są straszne naprawdę „mocne” treści z pogranicza akceptowalnej przemocy.

Radosław Frosztęga



Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
4 kwietnia 2020 - 11:16