Recenzja: Jim Cutlass. Tom 1. - Froszti - 16 kwietnia 2020

Recenzja: Jim Cutlass. Tom 1.

Wydawnictwo Egmont w ostatnim czasie dostarcza na rodzimy rynek sporo tytułów, które powinny zaciekawić miłośników westernowych klimatów. Do klasyki pokroju wydanego niedawno dzieła duetu Rosiński/ Van Hamme, dołącza właśnie kolejna leciwa perełka - Jim Cutlass.

Akcja dzieła rozpoczyna się niedługo przed wybuchem wojny secesyjnej. Tytułowy Jim Cutlass, oficer armii Północy i wielki zwolennik działań urzędującego prezydenta, wyrusza na głęboki południe, aby przejąć odziedziczony po krewnym spadek. Już podczas podróży statkiem po rzece Mississippi, wplątuje się on w dość poważne problemy. Jego interwencja zapobiegająca zabiciu czarnoskórego niewolnika, niezbyt podoba się mieszkańcom tych terenów. Jakby tego wszystkiego było mało, to okazuje się, że ziemie które odziedziczył po krewnym, musi dzielić kuzynką Carolyn, która również niezbyt przepada za mieszkańcami północy. Sprawy majątkowe i problemy z południowcami chwilowo jednak schodzą na drugi plan w momencie wybuchu wojny. Czteroletni krwawy konflikt pozwolił bohaterowie na zdobycie „sławy” pośród przełożonych jako osoby mocno niezdyscyplinowanej, ale na tyle kompetentnej, że można powierzać jej najtrudniejsze misje. Koniec wojny to doskonała okazja do powrotu do odziedziczonych ziem, które mocno straciły na swojej atrakcyjności. Chęć odbudowania potęgi plantacji będzie wiązać się z licznymi problemami, którymi Jim będzie musiał sobie poradzić. Problematyczni będą również starzy wrogowie, którzy cały czas chcą pozbawić go życia.

Już kilka pierwszych stron tytułu, pozwala dopatrzyć się tutaj pewnych analogii filmowych/serialowych. Komiks to nic innego jak specyficzna mieszanka westernów Sergio Leone oraz klasyki pokroju Przeminęło czy serialu Północ-Południe. Podobnie jest w przypadku głównego bohatera, który swoim wyglądem i zachowaniem przypomina Rhetta Butlera, kierującego się w życiu swoim własnym kodeksem moralnym (niczym bohaterowie westernów).

Przygody rudowłosego oficera Północy zaczęły pojawiać się na rynku już w rok 1976. W sumie pojawiło się 7 tomów komiksowej serii. Rodzimy czytelnik będzie miał jednak okazję poznać całą opowieść w bardziej skondensowanej (zbiorczej) formie. Cześć pierwsza zawiera w sobie trzy historie: „Mississipi River”, „Człowiek z Nowego Orleanu”, „Biały aligator”. Pierwsza z przygód Cutlass’a, pod względem jakości jest poprawna, ale zdecydowanie niezachwycająca. Początek należy traktować jako swoistego rodzaju wstęp, prezentujący zarówno bohaterów, jak i zarys większej historii. Prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się od części drugiej. Od tego momentu fabuła mknie do przodu niczym kula wystrzelona z karabinu, a kolejne strony komiksu pochłania się z zapartym tchem. Strzelaniny, pościgi, próby morderstwa, barowe bójki, wielkie intrygi, ataki Ku Klux Klanu, są tutaj na porządku dziennym, czego dopełnieniem jest szczypta lekko wyczuwalnego romansu.

To jak twórcom udało się w swoim dziele oddać niesamowity klimat południa po przegranej wojnie, naprawdę zachwyca. Obraz rodzącej się z wielkiego chaosu nowej potężnej Ameryki, w której poszanowanie drugiego człowieka niezależnie od tego, jaki ma kolor skóry i poglądy, przez wiele lat nie będzie standardem. Na dodatek zostało to zaprezentowane w sposób bardzo bezpośredni, często przy użyciu brutalnych i wyrazistych środków przekazu.

Świetny scenariusz idzie na równi z rewelacyjną oprawą graficzną. Pierwsza historia to pokaz możliwości legendarnego Moebiusa, który potrafi zawrzeć w swoich pracach masę różnorodnych emocji. Dwa kolejne albumy to już artystyczna twórczość Christiana Rossiego, który nie tylko niczym nie ustępuje swojemu poprzednikowi, co nawet pod pewnymi względami go przewyższa (ocena oczywiście subiektywna). Najbardziej jego geniusz widoczny jest w scenach potyczek, które pokazane są niebywale dynamicznie. Nie wspominając już o kilku innych niesamowicie klimatycznych kadrach np. akcja na bagnach. Całości prac dopełnia fantastyczna i mocno intensywna paleta barw nadająca rysunkom wyrazistości i głębi.

Jim Cutlass to naprawdę genialne dzieło, po które powinni sięgnąć wszyscy ci, którzy cenią sobie przemyślane, wciągająca i świetnie narysowane komiksy w klimatach westernowych. Historia awanturniczego i przyciągającego kłopoty jak magnes rudowłosego podporucznika, nie jest co prawda dziełem przełomowym, jednak potrafi dostarczyć czytelnikom niebywale okazałej dawki rozrywki, a przecież to jest najważniejsze.

Radosław Frosztęga



Egzemplarz do recenzji dostarczyło wydawnictwo Egmont.

Froszti
16 kwietnia 2020 - 11:13