Cześć. Obecny tydzień stanął u mnie pod znakiem dodatków do Saint’s Row 3 oraz Gears of War: Ultimate Edition, ale to przy Metrze: Last Light, wzorowanym na prozie Dmitija Głuchowskiego, spędziłem najwięcej czasu podczas mijającego powoli weekendu.
Ukraińskiego fpsa łączącego w sobie od czasu do czasu elementy grozy przeszedłem już byłem sześć lat temu. W tym roku postanowiłem doń wrócić za sprawą dodatków dostępnych na płycie z kompletną wersją gry.
Z grami z tej serii zawsze były związane jakieś kontrowersje. Wielu z Was jeszcze pewnie pamięta jak wydawca Deep Silver zrobił w bambuko ludzi, którzy chcieli zagrać w ostatnią odsłonę tego rosyjskiego post-nukleanrnego cyklu na Steamie, obwieszczając wszem i wobec, że gracze spragnieni nowych przygód w tym uniwersum muszą obejść się msakiem i jedyną możliwością zagrania w ten tytuł na premierze na komputerach jest wersja gry na Epic Games Store.
Smród tej sytuacji jeszcze długo ciągnął się na twórcami Metro Exodus, chociaż w tej sytuacji mieli oni niewiele do powiedzenia. Za wszystkim słał łasy na pieniądze wydawca.
Jestem ciekaw ilu graczy śledzących tamte wydarzenia wie, że to nie pierwszy taki wybryk wydawcy Metra. Przed premierą Last Light niektórzy jutuberzy nawoływali do bojkotu gier z tej serii, gdy wyszło na jaw, że najwyższy poziom trudności w Last Light będzie dostępny tylko i wyłącznie dla tych graczy, którzy złożą zamówienie przedpremierowe na drugi tytuł bazujący na uniwersum wykreowanym w popularnych książkach rosyjskiego pisarza?
Jeszcze kilka lat, temu, gdy ogrywałem go w ramach PlayStation Plus, zupełnie się tym nie przejmowałem. Tym razem byłem oburzony faktem, że można wykupić do jakiejś pozycji season pass, który nie daje dostępu do najwyższego poziomu trudności. Cieszę się, że nie kupiłem Metro: Last Light na premierę, bo by mnie chyba szlag trafił ze złości.
A tak, wróciłem na stare śmieci i bawię się w najlepsze z zawartością dodatkową. Moją ulubioną paczką jest chyba paczka kronik, w której możemy rozegrać dodatkowe poziomy postaciami, które spotykaliśmy wcześniej a góównym scenariuszu, wcielając się w Artema. I tak zdrajcą Pawłem uciekamy z więzienia. Bardzo przypomina to rozgrywkę z podstawowej wersji gry, z tym, że dodano w niej sejfy z fantami. Jeśli chcemy je otworzyć musimy rozglądać się za kluczami, które zazwyczaj znajdują się gdzieś w pobliżu. W wątku głównym była misja na powierzchni, w której ciekawego świata protagonistę wspierała Anna z karabinem snajperskim. Tym razem możemy rozegrać ten etap z jej perspektywy. Jest jeszcze misja zdradzająca przeszłość Chana.
W paczce twórców do naszej dyspozycji zostało oddane muzeum, strzelnicę i arenę, na których możemy sprawdzić nasze umiejętności oraz poziom, w którym wcielamy się w jednego z poszukiwaczy przygód, który najpierw pije ze znajomymi toast za powodzenie misji a dwa dni później budzi się w gnieździe pająków, z którego stara się uciec.
Najwięcej trudności do tej pory sprawiła mi wieża D6, w której jako kontuzjowany żołdak bierzemy udział w symulatorze bojowym. O ile pierwszy poziom wirtualny był prosty jak pestka, tak przy dwóch kolejnych straciłem niemal wszystkie włosy na głowie. Dobrze chociaż, że w ostatnim mogłem się wyżyć na wrogach potężnym gatling gunem.
Teraz ogrywam pakiet frakcji. W pierwszej misji brałem udział jako snajper a teraz gram jako poszukiwacz artefaktów z Polis, którego zadaniem jest znalezienie i dostarczenie do bazy jak największej ilości pamiątek przedwojennych. Dostajemy za nie naboje i dozbrajamy naszą postać. Bardzo podoba mi się ten poziom, bo co chwila odblokowujemy w nim jakieś nowe obszary i skróty.
To tyle ode mnie. Jeśli chcecie dodać coś od siebie, to zapraszam do komentarzy.