Magi: Labyrinth of Magic #16-#20 - Froszti - 21 czerwca 2020

Magi: Labyrinth of Magic #16-#20

Każda kolejna „wchłonięta” część serii Magi: The Labyrinth of Magic, utwierdza mnie w przekonaniu, że decyzja sięgnięcia po ten tytuł, była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Jeśli szuka ktoś naprawdę bardzo dobrego i mocno rozrywkowego shounena, to na rodzimym rynku nie znajdzie nic lepszego. Nic tylko kupować, czytać i doskonale się przy tym bawić.

Aladyn w murach Akedemii Magnostadt radzi sobie nad wyraz dobrze, pochłaniając wiedzę jak gąbka i awansując w szkolnej hierarchii prawie na sam szczyt (pośród nowych uczniów). Swoją potęgą ustępuje miejsca tylko Titusowi, innemu nowemu uczniowi, który ma szansę stać się naprawdę potężnym magiem. Miano „najlepszego” może dzierżyć tylko jeden elew akademii, nie ma więc nic lepszego niż walka obu pretendentów, aby raz na zawsze pokazać, który z nich dzierży potężniejszą moc. Dynamiczna potyczka pokazuje jak mocno owa dwójka, odróżnia się od całej reszty. Skrzyżowanie potężnych zaklęć odkrywa również pewne skrywane przez obu bohaterów tajemnice, które stają się podstawą nowej przyjaźni. Mały (ciałem) Mangi ciesząc się z pozytywnych aspektów kolejnych dni, nie zapomina o celu swojego przybycia do uczelni. Podobnie jak wspomniany Titus chce on odkryć mroczne sekrety państwa magów, które ukrywane są na piątym poziomie. Szesnasty tomik to doskonały przykład tego, z czym ma się do czynienia w całej serii. Występuje tutaj cały przekrój elementów, które stanowią o sile tej pozycji. Jest humor, dynamiczna walka, intrygi, wielka tajemnica i poruszany gdzieś na drugim planie bardziej mroczny i dosadniejszy wątek. Doskonale widać tutaj, że głowa autorki ciągle jest pełna nowych pomysłów, które następnie przelewa ona na papier, tworząc naprawdę wyśmienitą pozycję.

Część siedemnasta zaczyna się od naprawdę wyrazistego wstępu, w którym to przywódca akademii, jak i całego Magnostadt, wyjaśnia uczniom swoją wizję świata. Podział ludzi na tych władających magią i całą nieistotną resztę, dosyć mocno przypomina pewne epizody z historii realnej ludzkości (do której zresztą autorka dosyć często tutaj sięga). Fanatyczny „przywódca” pragnący szczęścia podanych (oczywiście kosztem innych), który swoją charyzmą dominuje nad innymi i jest zdolny do przekonania lub narzucenia im swoich racji. Pojawiające się tutaj retrospekcje dają pewny obraz przeszłości jednego z królestw, w którym obdarzeni magicznymi zdolnościami ludzie, byli niecnie wykorzystywani. Automatycznie pojawia się tutaj pytanie: czy może być to usprawiedliwieniem obecnych działań? Zdania podopiecznych akademii są częściowo podzielone (chociaż większość staje po stronie dyrektora). Tylko Aladyn i Titus dostrzegają w tym mroczne spaczenie, które może doprowadzić cały świat na krawędź zagłady. Ich obawy potwierdzają badania prowadzone w placówce nad mrocznymi rukami, których potężnej mocy nie da się do końca okiełznać. Jakby tego wszystkiego było mało Cesarstwo Rehmu, widząc rosnącą potęgę Magnostadt i nie mogąc przekonać ich do „współpracy”, wypowiada im wojnę. Szykuje się naprawdę krwawy konflikt (którego tak mocno obawiał się Magi), w którym żadna ze stron nie będzie chciała stać się przegranym. W części tej Ohtaka postawiła najmocniejszy nacisk na słowo „pisane”, dostarczając odbiorcy tomik z naprawdę pokaźną ilością tekstu. Typowej „akcji” nie ma tutaj w ogóle (tak samo, jak typowego dla serii humoru), całość skupia się na odrywaniu pewnych tajemnic i prezentacji świata, w którym walka o władze zaczyna nabierać mocniej wyrazistości. Typowa „cisza przed burzą”, która następuje trzech kolejnych recenzowanych tomach.

Tomiki 18-20 stają się kwintesencją „widowiskowej akcji”, która zapewnia odbiorcy naprawdę solidnej porcji rozrywki. Walka pomiędzy magami i żołnierzami Cesarstwa Rehmu nabiera dynamizmu w momencie pojawienia się na scenie użytkowników „naczyń”. Ich moce mogą przełamać magiczną barierę, która roztacza się nad Magnostadt. Zarówno wykładowcy, jak i uczniowie, starają się za wszelką cenę obronić swój kraj. Z boku całemu wydarzeniu nie może przyglądać się bezczynnie Aladyn, który postanawia zademonstrować swoje nieprzebrane moce. Na arenie walk pojawia się również sam Alibaba, który nauczył się wykorzystywać zdobyte zdolności i stał się naprawdę potężny. Impas, w którym znalazły się obie strony, zostaje przerwany przez samego dyrektora, który ma zamiar wykorzystać mroczną potęgę i raz na zawsze pozbyć się ludzi niewładających magią. Mroczne dżiny zaczynają szaleć i niszczyć wszystko na swojej drodze. Szansa przeciwstawienia się zarówno im, jak i rodzącemu się „potężnemu złu” pojawi się tylko wtedy kiedy każda ze stron (włącznie z nowo przybyłem graczem), będzie ze sobą współpracować i da pokaz pełni swoich zdolności. To, co dzieje się w trzech opisanych tomikach trudno wyrazić słowami, każda kolejna strona wgniata czytelnika głęboko w fotel, zapewniając mu takiej dawki wrażeń, jakiej już dawno nie zaznał. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja, to trzy elementy, które przyświecały autorce w domknięciu wątku Magnostadt i robi ona to w naprawdę niesamowitym stylu. Dzieje się tutaj tak wiele, zarówno fabularnie, jak i wizualnie, że w niektórych momentach przepych rysunków dosłownie przygniata. Nie jest to jednak mankament mangi, wręcz przeciwnie można uznać to za jej plus i pokaz zdolności artystycznych artystki. Oczywiście w ferworze wali nie obejdzie się bez kilka „mocnych” momentów, gdzie poświęcenie jednostki będzie jedyną drogą do sukcesu. Na łamy komiksu powracają również starzy bohaterowie w swoich nowych „potężnych” obliczach, które w przyszłości mogą zadecydować o wyglądzie całego świata.

Magi z każdą kolejną częścią staje się coraz lepsza i pokazuje, że autorka podczas tworzenia swojego epokowego dzieła, inspirowała się nie tylko „Baśniami tysiąca i jednej nocy”, ale również innymi popkulturowymi dziełami, jak i samą historią świata (elementy tych nawiązań są tutaj mniej lub bardziej widoczne prawie od samego początku). Z pozoru prosta, dynamiczna opowieść fantasy, stała się naprawdę wielowątkową i mocno wciągającą opowieścią, w której widowiskowe walki są tylko jedną z jej licznych zalet. W kwestii oceny tytułu, nic się nie zmienia i nadal uważam Magi: The Labyrinth of Magic, za genialną serię, która powstała w celu wywoływania na twarzach czytelników szerokiego uśmiechu zadowolenia.

Rewelacyjna mangowa rozrywka - nic dodać, nic ująć.

Radosław Frosztęga



Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarzy do recenzji.

Froszti
21 czerwca 2020 - 11:13