Lśnisz w księżycową noc - recenzja mangi - Froszti - 12 sierpnia 2020

Lśnisz w księżycową noc - recenzja mangi

Kolejna jednotomówka od wydawnictwa Waneko (chociaż w tym przypadku trzeba uściślić, że chodzi o tom 2 w 1) i kolejna ciekawa pozycja dla miłośników bardziej emocjonalnych tytułów. Grono potencjalnych odbiorców mangi, wcale nie musi jednak kończyć się fanach „romansów”, szczególnie biorąc pod uwagę jej wielowarstwowość.

Zanim skupimy się na pewnych szczegółach pozycji, zacznijmy od podstawowych faktów. Lśnisz w księżycową noc to komiksowa adaptacja powieści Tetsuyi Sano, która ukazała się na rynku japońskim w 2017 roku i zyskała całkiem szeroko grono zwolenników (czego konsekwencją było zdobycie prestiżowej nagrody Dengeki Novel Prize). Jak na popularną „nowelkę” przystało, książka była łatwa i przyjemna w odbiorze, jednocześnie łącząc w sobie dużą dawkę emocjonalności i większej głębi. Czy udało się te elementy przełożyć na mangową wersję? Z całym zdecydowaniem można stwierdzić, że tak. Duet Daichi Matsuse (rysunki) oraz loundraw (projekty postaci) wykonali kawał solidnej pracy, tworząc pozycję ciekawą i godną uwagi przez naprawdę szerokie grono odbiorców.

Cała historia zaczyna się w momencie, kiedy nauczycielka nakłania uczniów swojej klasy do napisania listu ze słowami otuchy dla koleżanki, która od dłuższego czasu jest hospitalizowana. W wyniku różnych wydarzeń dostarczycielem owego listu zostaje licealista Takuyi, który stosunkowo niedawno dołączyć do szkoły i nie zna jeszcze Mamizu Watarase. Dziewczyna cierpi z powodu nieuleczalnej i ciągle tajemniczej choroby „lumenozy”, która powoduje, że ciało chorego delikatnie błyszczy. Chorzy, którzy muszą być dość często hospitalizowani, nie dożywają nawet pełnoletności. Ten smutny koniec czeka również piękną nastolatkę, która doskonale sobie z tego zdaje sprawę, jednak stara się nie okazywać strachu i radość sprawia jej nawet najmniejsza rzecz. Chłopak mocno zaintrygowany nastolatką zaczyna ją coraz częściej odwiedzać, tym samym stając się jej powiernikiem. Ma on również pewne swoje własne powodu odwiedzania chorej, starając się zrozumieć co czuła przed śmiercią jego tragicznie zmarła siostra. Niezależnie od powodów wizyt, Mamizu coraz mocniej się przed nim otwiera i zdradza mu swój sekret, że stworzyła listę rzeczy, które chciałby zrobić przed śmiercią. Jej stan zdrowia nie pozwala jednak na opuszczenie szpitala, więc odhaczaniem kolejnych pozycji ma zając się Takuyi i następnie zdawać nastolatce relację ze swoich przeżyć. Każda kolejna wizyta, coraz bardziej zbliża młodych ludzi do siebie, przekraczając w pewnym momencie barierę zwykłej przyjaźni.

Historia od samego początku stawia na wyrazistą emocjonalność, która przejawia się tutaj zarówno w rodzącej się miłości, jak i smutku wywołanym nieuleczalną chorobą. W pozytywnym odbiorze mangi nie przeszkadza nawet pewna jej przewidywalność. Od samego początku wiemy, jak skończy się historia i, że nie będzie tutaj motywu „żyli długo i szczęśliwie”. Manga również w wielu innych swoich aspektach nie jest specjalnie odkrywcza. Jednak powielane przez nią pewne utarte schematy szeroko pojętych romansów/dramatów, doskonale dopasowują się do pokazywanej tutaj treści fabularnej i tworzą ciekawą i wartą uwagi spójną całość.

Na duże słowa uznania zasługuje tutaj narracja opowieści, która stawia przed nami pewne wyzwania fabularne. Nic nie jest tutaj początkowo nadmiernie oczywiste i sami musimy odkryć pewne mniej lub bardziej ukryte aspekty scenariusza. Do zalet można zaliczyć również skupienie się na jednym istotnym wątku, sukcesywnie dodając kolejne odnogi fabularne, które razem tworzą szerszy obraz całości. Nie ma tutaj nadmiaru wątków pobocznych, czy postaci drugoplanowych, które mogłyby zaburzyć pokazywanie rozwoju relacji pomiędzy nastolatkami. Wiele scen ma tutaj zatem charakter mocno kameralny, niemalże intymny, co jeszcze mocniej podkreśla buzujące emocje.

Jak już zostało to wspomniane na początku recenzji, tytuł jest wielowarstwowy i ma do zaoferowania coś więcej niż tylko emocje. Można znaleźć tutaj również sporą dawkę nadziei i pozytywnego postrzegania przyszłości. Wraz z rozwojem emocjonalnym chłopaka, czytelnik dostrzega również głębsze przesłanie, które mimowolnie będzie wywoływać u niego chwilę refleksji.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to stoi ona na równie wysokim poziomie co historia. Podobnie jak w przypadku fabuły, nie ma się tutaj co spodziewać wizualnych „fajerwerków”. Artyści stawiają tutaj raczej na prostotę i styl typowy dla stawiają shōjo, jednak doskonale dopasowuje się on do scenariusza i podkreśla niebywały klimat tytułu.

Niczego złego nie można również napisać na temat rodzimego wydania. Ładna grafika na obwolucie, która momentalnie przykuwa uwagę, zastosowany dobrej jakości papier czy poprawne tłumaczenie bez wyraźnych wpadek językowych. Biorą pod uwagę cenę wydania, jest ono jak najbardziej warte każdej złotówki.

Lśnisz w księżycową noc to naprawdę udana manga, która pokazuje, że wydawnictwo Waneko, ostatnimi czasy ma doskonałego nosa do doboru wydawanych przez siebie jednotomówek. Pozycja zapewnia zarówno podstawową rozrywkę, jak i porcję treści, która wymaga od czytelnika głębszego zastanowienia. Tytuł powinien więc zaciekawić naprawdę szeroki grono odbiorców, chociaż największym zainteresowaniem pewnie będzie cieszył się pośród fanów romantyczno-dramatycznych historii.

Manga godna uwagi.

Dziękuję za udostępnienie mangi do recenzji wydawnictwu Waneko.

Froszti
12 sierpnia 2020 - 11:29