Recenzja mangi The Promised Neverland #17-#18 - Froszti - 17 stycznia 2021

Recenzja mangi The Promised Neverland #17-#18

The Promised Neverland coraz szybciej zbliża się do swojego wielkiego końca. Każdy kolejny pojawiający się tomik odkrywa przed czytelnikami coraz to większe porcje tajemnic. Z każdą kolejną częścią trudno również nie zauważyć dużej metamorfozy tytułu. Zmiany, jakie wprowadził twórca, niekoniecznie każdemu musiały przypaść do gustu, nie zmienia to jednak faktu, że mamy tutaj do czynienia z jedną z najlepszych mangowych serii ostatnich lat, obok której nie można przejść obojętnie.

W czasie kiedy Emma uzyskała obietnicę możliwości przedostania się do świata ludzi, Norman zaczął coraz mocniej urzeczywistniać swój plan unicestwienia demonów. Udaje się on więc ze swoją armią i czasowymi „sojusznikami” do stolicy, gdzie ma zamiar obalić i wymordować ród królewski. Emmie i jej przyjaciołom nie pozostaje nic innego jak tylko spróbować powstrzymać chłopaka, w przeciwnym razie plan pokojowego rozwiązania sprawy całkowicie się nie uda.

Siedemnasta część serii w dużej mierze skupia się na krwawej wojnie pomiędzy samymi demonami. Czytelnik ma tutaj okazję zobaczyć przeszłość klanu Geelan i królewskiego rodu, kiedy wydarzyło się coś, co sprawiło, że obie frakcje pałały do siebie ogromną nienawiściom. Widzimy tutaj również obraz „degeneracji” demonów pod przywództwem królowej, która na przestrzeni 700 lat stworzyła miejsce, w którym nie ma mowy o żadnym pokoju. Całkiem dobrze autor prezentuje tutaj również ewolucję charakteru Normana, który z mądrego i pokojowego nastawionego chłopca, przemienił się w bohatera owładniętego chęcią krwawej zemsty. W tomiku dzieje się więc dość sporo, nie zabraknie tutaj widowiskowej akcji i kilku fabularnych zaskoczeń. W pewnych swoich fragmentach manga jest tutaj jednak trochę za mocno przegadana, gdzie nie zawsze wypowiadane kwestie dużo wnoszą do samej głównej historii. Nic nie zmienia się za to jeśli chodzi o warstwę wizualną, która nadal prezentuje się wyśmienicie. Dynamika scen akcji, projekty postaci, mroczne ilustracje rodem z horrorów, wszystko to dopracowane jest w najdrobniejszych detalach, tworząc plansze, od których trudno oderwać wzrok.

W osiemnastym tomie The Promised Neverland Ray i Emma docierają do Normana, jednak wszystko wskazuje na to, że przybyli oni za późno. Królowa i podległa jej szlachta zostali zamordowani, a umowa o pokojowym przedostaniu się do świata ludzi przestała istnieć. Wszystko to byłoby jednak zbyt proste i za mało dramatyczne. Należy więc spodziewać się w historii „niespodziewanego” zwrotu akcji, dzięki któremu opowieść kolejny raz nabierze wielkiego dynamizmu, a bohaterowie staną przed poważnym wyzwaniem (i to nie jednym).

Pod względem konstrukcji zaserwowanej tutaj historii, muszę stwierdzić, że osiemnasta część jak na razie wpada najsłabiej z całej dotychczasowej serii (oczywiście jest to ocena subiektywna). Powodem tego jest wymyślanie przez twórcę zbyt skomplikowanych i niezbyt wiarygodnych zakończeń niektórych wątków. Począwszy od śmierci królowej, która zbyt prosto wyzionęła ducha (pomimo tego, że walka wymagała od dzieciaków sporego poświęcenia), kończąc na Normanie, który przygotowywał swój plan przez dłuższy czas i cały czas był silny w swoich postanowieniach, a tu nagle daje się przekonać do zmiany zdania przez Emmę. Oczywiście należy sobie uświadomić, że słabszy moment serii to nadal poziom, do którego nie dorastają inne tytuły. Nie można więc w żadnym przypadku napisać, że tytuł nagle stał się zły. W przypadku rysunków ponownie jest krwawo, mrocznie i mocno widowiskowo. Posuka Demizu w niektórych kadrach balansuje na pograniczu przerażającego horroru, serwując połączenie klimatycznych rysunków z wielką dbałością o wiele detali.

Do końca serii pozostały jeszcze tylko dwa tomy i można przypuszczać, że dostarcza one czytelnikowi jeszcze sporą dawkę widowiskowości i fabularnych zaskoczeń. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że twórca samą końcówkę dobrze przemyślał i zapewni on swoim fanom finał, o którym będą pamiętać bardzo długo.

Walka o przetrwanie wkracza w decydującej widowiskową fazę.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
17 stycznia 2021 - 10:43