Kiedyś gry były lepsze: Rok 2011 - squaresofter - 25 grudnia 2021

Kiedyś gry były lepsze: Rok 2011

Rok 2011 to był naprawdę ciekawy okres. Wielu z nas kojarzy go z atakiem hakerskim, który położył na półtora miesiąca cały PSN. Część graczy po wycieku danych stwierdziła, że należy rozstać się z Sony na zawsze. Ci bardziej cierpliwi podeszli do tej niefortunnej kwestii zdroworozsądkowo, racząc się grami na innych platformach i czekając na przeprosiny japońskiej korporacji w postaci programu Welcome Back. Był to czas, w którym pojawiały się ostatnie dobre pozycje na NDSie i pierwsze na jego następcy, 3Dsie. Posiadacze X360 i PC też mieli ręce pełne roboty. W swoim tekście przytoczyłem jedynie garstkę dobrych gier dostępnych w tamtym roku. Gdybym chciał opisać wszystkie nie starczyłoby mi pewnie życia. Jeśli chcecie dowiedzieć się lub przypomnieć sobie jak to wyglądał kiedyś świat gier wideo, to zapraszam do dalszej części tekstu.

Batman: Arkham City

Batman to komiksowa marka z przeszło osiemdziesięcioletnią tradycją. Jest starsza od przemysłu gier wideo. Nic więc dziwnego, że prędzej czy później musiała związać się z jedną z najprężniej rozwijającą się branżą rozrywkową dwóch ostatnich wieków. Człowiek-Nietoperz nieraz występował w grach wideo, ale chyba o żadnej nie można powiedzieć, że dorównała choćby w najmniejszym stopniu temu, co dla graczy zaprezentowali pracownicy Rocksteady Studios.

Arkham City nie tylko porywał projektami postaci oraz specyficzną aurą i historią, w której uczestniczyło wielu ważnych bohaterów tego przepastnego uniwersum. Był to w zasadzie czuły pocałunek dla wszystkich miłośników największego sprzymierzeńca sprawiedliwości  z Gotham, przygotowany z niezwykłą dbałością o detale.

Świat gry to piaskownica, która nie wciągała gracza swym rozmiarem. Robiła to raczej za pomocą wielu ciekawych rozwiązań w kwestii mechaniki oraz zamiłowaniem Batmana do gadżetów wszelkiej maści, bez których nie poradzilibyśmy sobie z tymi wszystkim złoczyńcami oraz ich poplecznikami.

The Elder Scrolls V: Skyrim

Skyrim to piąta odsłona serii The Elder Scrolls, która zabrała graczy do mroźnej krainy zamieszkanej przez walecznych Nordów. Jednak to nie oni stanowili największe zagrożenie dla gracza. Nie byli to także imperialiści, będący z tubylcami w trakcie wojny. Były to smoki, których zawsze brakowało mi w tym cyklu, a bez których nie wyobrażam sobie gier rpg utrzymanych w konwencji fantasy.

Górskie szczyty pokryte śniegiem i wszędobylski chłód to była nasza codzienność w tym niegościnnym świecie. Zwykły oręż i czary nam nie wystarczały, dlatego w swojej pogoni za Alduinem  musieliśmy skorzystać z potężnych krzyków ze smoczym rodowodem. A jeśli wątek główny, gildie i deadryczne bóstwa to było dla nas zbyt mało, to zawsze mogliśmy zaopatrzyć się w dom, zapolować na wampiry i udać się do Soltsheim, który był w zasadzie skrzyżowaniem Morrowinda ze Skyrimem. Latanie na smoku to był nasz obowiązek!

Portal 2

Kontynuacja Portala to jedna z najlepszych gier logiczno-platformowych w historii. Tym razem musiała sobie poradzić jako samodzielna produkcja, nie chowająca się w blasku innych tytułów ze składanki The Orange Box, co zrobiła niemal celująco. Do znanych z pierwszej części zagadek z wieżyczkami dodano nowe mechaniki w postaci żelów transportowych oraz kinetycznych, tryb współpracy, a sama historia nie tylko bawiła jak przy pierwszej odsłonie, ale potrafiła też zaskoczyć. Dopiero tutaj dowiedzieliśmy o największych sekretach i słabościach GLaDOS, dzięki czemu najważniejsza postać tej serii zyskała dodatkowej głębi.  

The Legend of Zelda: Skyward Sword

Tematem przewodnim Skyward Sword były przestworza, które zwiedzaliśmy na grzbiecie naszego latającego kompana, Loftwinga. W roli doradczyni wspierała nas wszystkowiedząca Fi. Sterowanie w grze oparto o kontroler ruchowy Wii Motion Control Plus, a więc o jego najlepszą wersję. Celshadingowy styl graficzny zastosowany w tej odsłonie Zeldy przywodził na myśl dzieła malarzy impresjonistycznych. Główna oś fabuły koncentrowała się wokół porwanej przyjaciółki Linka, Zeldy, która w tej odsłonie nie dawała sobie w kaszę dmuchać i do dziś jest jedną z moich ulubionych Zeld. Nie pamiętam już dokładnie samych lochów, ale ostatni boss dał mi się we znaki i potrzebowałem naprawdę silnych wywarów stworzonych z rzadkich składników, żeby dać mu radę.

Skyward Sword był także pierwszą odsłoną cyklu The Legend of Zelda, w której użyto muzyki symfonicznej.

LittleBigPlanet 2

LBP2 nie miało tak dobrej kampanii jak pierwsza część tej serii, nawet pomimo dodania nowych mechanik do samej produkcji. Siłą tego tytułu był natomiast bardzo rozbudowany kreator poziomów, który dawał graczom możliwość tworzenia plansz w przeróżnych gatunkach gier. Wielu z nas piaskownice kojarzą się ze zbieractwem znajdziek na mapie, które sztucznie wydłużają czas gry w takiego typu produkcjach.

To co jednak wymyślili gracze przy okazji LBP2 przechodzi ludzkie pojęcie. Od horrorów, poprzez gry rpg, strategie, hell bullet shootery, a nawet zwykłe gry w warcaby stworzone pod kontroler PS Move. Dzieła stworzone przez kreatywnych członków społeczności LBP2 nieraz wprawiły mnie w osłupienie i były po prostu ciekawsze od poziomów przygotowanych przez pracowników Media Molecule.

Uncharted 3: Drake’s Deception

Może kampania dla jednego gracza nie była w Uncharted 3 najlepszą z tego cyklu, ale rzuciła nieco światła na moment, w którym Nate poznał Sully’ego i wciąż była to jedna z najlepszych gier dostępnych na PS3. Na Uncharted 3 nigdy nie patrzyłem jednak tylko i wyłącznie przez pryzmat singla, którego można było spokojnie skończyć w kilka dni. Dopiero bardzo rozbudowany tryb multiplayer pokazał pazur i pozwalał graczom z całego świata na wspólną zabawę miesiącami, albo nawet i latami. Począwszy od standardowych trybów pvp, otrzymaliśmy także solidną dawkę pve, gdzie mogliśmy zmierzyć się z demonicznymi wrogami znanymi z singla, zagrać w dodatkowych fabularyzowanych misjach przeznaczonych dla trzech graczy lub zawalczyć z chmarą przeciwników w trybie Arcade. Próbę przetrwania bez utraty choćby jednego życia na miażdżącym poziomie trudności, czy obronę pomnika w jednej z plansz kooperacyjnych uważam za jedne z najtrudniejszych wyzwań w całej serii.

Uncharted nie byłoby Uncharted, gdyby całego tego przepastnego trybu nie oparto na zbieraniu skarbów. Niewielu graczom udało się zdobyć je wszystkie.

Jedynym moim zarzutem do trybu rywalizacji był trochę wypaczony balans, który pozwalał wysokopoziomowym graczom na rozpoczęcie meczu z karabinem snajperskim, co zupełnie psuło zabawę. Lepiej to było jednak zrobione w Uncharted 2, gdzie o możliwość skorzystania ze snajperki musieliśmy stoczyć najpierw walkę z innymi graczami.

Xenoblade Chronicles

Za powstanie jednej z najlepszych gier na Wii odpowiada Tetsuya Takahashi, a więc człowiek, który wykazał się wcześniej przy okazji Final Fantasy VI, Xenogears, czy trylogii Xenosaga. Przy tworzeniu swojego kolosalnego rpga wykorzystał chyba najlepsze pomysły japońskich developerów z początków dwudziestego pierwszego wieku. Otrzymaliśmy więc grę, której miejscem akcji są dwa potężne kolosy, Bionis i Mechonis. O ile w takim Shadow of the Colossus na poszczególne kolosy wdrapywaliśmy się zazwyczaj w kilka-kilkanaście minut, tak w tym przypadku robiliśmy to przez dziesiątki godzin.

W jrpgu przygotowanym specjalnie z myślą o konsoli Nintendo mogliśmy zacieśniać więzi z członkami drużyny niczym w Personach. Twórcy na tym jednak nie poprzestali i rozszerzyli ten pomysł o całe kolonie, które przyszło nam zwiedzać w trakcie rozgrywki.

Jeśli zaś chodzi o eksplorację wykreowanego świata, to było to oczywiście wykorzystanie pomysłów z Final Fantasy XII, który po Final Fantasy XI stworzył podwaliny pod tak zwane singleplayerowe mmo, czyli tytuły z ogromnymi światami do zwiedzania, z całą masą zadań pobocznych, w których podczas naszych przygód mogliśmy spotkać wysokopoziomowych przeciwników, zdolnych zabić naszą niedoświadczoną drużynę jednym ciosem.

Za muzykę odpowiadało kilku twórców, w tym m.in. legendarna japońska kompozytorka Yoko Shimomura, która pracowała m.in. przy Street Fighterze II, Parasite Eve, Legend of Mana, Kingdom Hearst, a kilka lat później także przy serii Final Fantasy. Po dziś dzień kawałki, które usłyszymy w Xenoblade Chronicles są jednymi z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek słyszałem. Doskonale wkomponowują się w wydarzenia obserwowane przez nas na ekranie telewizora.

System walki może nie był jakiś wyjątkowy, ale nawet najlepszy system walki nie jest w stanie zastąpić tego, co jest istotą gier fabularnych, a więc dobrego scenariusza, a ten w XC był wręcz niesamowity. Do dziś robi mi się ciepło na sercu, gdy myślę o niektórych scenach z tej japońskiej produkcji. 

Gears of War 3

Świetne zwieńczenie trylogii zapoczątkowanej przez Epic Games. Kampania fabularna przeznaczona dla czterech graczy. Tryb Hordy, który doczekał się nowych opcji rozbudowy fortyfikacji. Tryb Bestii, w której mogliśmy stanąć po drugiej barykady oraz dodatek RAAM’s Shadow to zdecydowanie najmocniejsze elementy trzeciej odsłony zębatej serii Microsoftu.

Rayman Origins

Tryumfalny powrót Raymana do dwóch wymiarów. Wraz z powrotem jednego z najciekawszych bohaterów Ubisoftu, wrócił także wyżyłowany poziom trudności znany z pierwszej odsłony przygód tego przesympatycznego protagonisty. Jedyna różnica w stosunku do oryginału tkwiła w tym, że poziomy mogliśmy powtarzać w nieskończoność po każdej porażce. Francuska platformówka słynęła z dobrego humoru i tym razem też go nie zabrakło, szczególnie wtedy, gdy przez przypadek uderzyliśmy innego gracza, z którym aktualnie graliśmy. Poziomy po przejściu mogliśmy powtarzać w dosyć wymagających czasówkach, które nie pozwalały na żadne błędy, zresztą podobnie jak pościgi w celu zdobycia zębów jednego śmiesznego jegomościa.

Super Mario 3D Land

W 3DSowej odsłonie przygód wąsatego hydraulika największym plusem całej produkcji był efekt 3D. Dzięki niemu twórcy mogli wykazać się pomysłowością przy odpowiednim zastosowaniu perspektywy w niektórych fragmentach rozgrywki. Raz używali jej, żeby zmylić gracza, któremu wydawało się, że widzi właściwą drogę do zdobycia konkretnego przedmiotu, a innym razem stawiali dwuwymiarowe makiety goombasów pośród żywych i gracz tak naprawdę nie wiedział, który był tym prawdziwym.

Poza tym był to stary dobry Mario z powerupami, które pamiętają jeszcze pierwsze odsłony serii. Mogliśmy tu więc skorzystać ze stroju pozwalającego na strzelanie do przeciwników albo na latanie do odległych miejsc w stroju szopa. Były też oczywiście zamki, w których mierzyliśmy się z Bowserem i maszty, na które wskakiwaliśmy na końcu poziomów. Plansze poupychane były bonusami i ukrytymi znajdźkami takimi jak przykładowo dodatkowe życia, więc każdy fan Mario mógł poczuć się przy 3D Land tak jakby był w domu.

Deus Ex: Human Revolution

Human Revolutiuon to jedna z najlepszych produkcji cyberpunkowych dostępnych na rynku, z kapitalnie zagranym Adamem Jensenem, który w wyniku ataku terrorystycznego przeistacza się w człowieka-maszynę i stara się odkryć prawdę tamtych tragicznych wydarzeń.

Bardzo dobrze przedstawiono tu problematykę wczepów oraz nadludzi, którymi stawał się każdy z cybernetycznymi implantami.

Rozgrywka pozwalała na wykonywanie zadań na kilka sposobów i to w zasadzie tylko od naszych preferencji zależało to jak ugryźć daną sprawę.

Jedynym zgrzytem w całej produkcji były walki z bossami, które przygotowało zewnętrzne studio, naprawione dopiero przez Eidos Montreal w wersji reżyserskiej gry. Najtrudniejsi adwersarze nie mieli tyle ikry co inni ważni dla fabuły bohaterowie, którzy zawsze mieli własne zdanie na różne kwestie światopoglądowe.

Bastion

Bastion to rpg akcji w rzucie izometrycznym, z domieszką postapokaliptycznego westernu. Wielkim plusem produkcji, która zapewniła wielką sławę Supergiant Games był narrator, komentujący na bieżąco poczynania naszego protagonisty. Tytuł, poza wątkiem głównym, oferował także szereg wyzwań pomagających nam zrozumieć specyfikę poszczególnych broni dostępnych w produkcji. Znajdywaliśmy je rozsiane po podniebnym świecie, który został dotknięty kataklizmem straszliwym w swoich skutkach. Naszym głównym celem było zaś zbieranie rdzeni potrzebnych do rozbudowy tytułowego Bastionu.  

Dead Space 2

Kontynuacja najlepszego survival horroru, którego akcja rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej doczekała się kilku nowości. Isaac Clark nauczył się mówić. Nasz kombinezon doczekał się opcji krótkotrwałego szybowania, dzięki zamontowanym nań silnikom odrzutowym. W rozgrywce, oprócz śmiercionośnych nekromorfów i ciągle kończącego się tlenu, musieliśmy uważać też na quick time eventy. Jeśli źle wykonaliśmy te ostatnie, to trzeba było liczyć się z tym, że coś zmiażdży lub podziurawi naszego protagonistę.

DS2 doczekał się też trybu dla wielu graczy, którego chyba nawet nigdy nie włączyłem. O wiele więcej mógłbym powiedzieć o niezbyt długim dodatku Severed oraz przede wszystkim o dodanym do drugiej części trybie hardcore, który usuwał z gry wszelkie punkty kontrolne i wymagał od gracza przejścia całej kampanii tylko i wyłącznie na trzech sejwach. Każda jedna chwila nieuwagi przynosiła nam zatem w zasadzie pewną śmierć i niosła ze sobą konieczność powtarzania kilku godzin gry.

Dark Souls

Duchowy spadkobierca Demon’s Souls zabiera graczy do Lordran, krainy, w której jeden z władców postanowił wypowiedzieć wojnę prastarym bogom. Wygrał. Cena za to była jednak bardzo wysoka. Wszyscy wokół stracili człowieczeństwo, mające wartość równie wielką co sama dusza.
Owo człowieczeństwo pełniło kilka ważnych ról w świecie gry. Było walutą w Przymierzach. Służyło do leczenia ran, gdy nie mieliśmy aktualnie nic innego pod ręką oraz zwiększało prawdopodobieństwo zdobywania przedmiotów za pokonanych wrogów, którzy nie wybaczali nam nawet najmniejszego błędu.

W Dark Souls mogliśmy usprawniać ogniska, stanowiące punkty kontrolne w świecie gry oraz miejsca pozwalające na rozwijanie naszej postaci. Do gry dodano także opcję ulepszania pancerzy. Zlikwidowano też wagę przedmiotów posiadanych przez nas w ekwipunku. W dalszym ciągu były to jednak stare dobre Soulsy. Nie musieliśmy czuć się tu samotnie, gdyż już od samego początku byliśmy zachęcani do radosnej współpracy z innymi śmiałkami i wspólnego chwalenia Słońca.

Oczywiście jeśli mieliśmy inne plany względem graczy, to mogliśmy napadać na ich światy lub zwyczajnie w świecie trollować ich wiadomościami zostawionymi na ziemi, które doprowadzały do ich zguby przez zbytnią łatwowierność.

L.A. Noire

Jedna z najlepszych gier policyjnych, opowiadająca o codzienności stróżów prawa z Miasta Aniołów, utrzymana w konwencji takich filmów noir jak L.A. Confidential. Jestem pełen podziwu dla autorów, którzy nie stworzyli kolejnej produkcji, w której naszym jedynym celem jest zabijanie przestępców. W tej grze detektywistycznej musieliśmy najpierw ich wytropić, przeszukując starannie miejsce zbrodni w celu znalezienia poszlak. O wiele ważniejszą rolę pełniły tu przesłuchania, podczas których staraliśmy się odkryć prawdę o popełnionych zbrodniach, a nie strzelić kolejnemu podejrzanemu pomiędzy oczy. Pościgi i strzelaniny też się zdarzały, ale były one w L.A. Noire ostatecznością.

Twórcy starali się nam pokazać policjantów takimi jakimi są, nie pomijając tego, że są też zwykłymi ludźmi i mają swoje słabości.

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów

Druga część komputerowych przygód Białego Wilka rzuca nas wprost w intrygę, która oparta była na morderstwach niewygodnych króli. Jeden z największych sojuszników Geralta, Foltest, ginie na początku gry w skrytobójczym ataku, a naszym celem jest schwytanie jego mordercy. Na główne zalety polskiej produkcji składały się przede wszystkim takie elementy jak rubaszny język bohaterów, całkowita bezpruderyjność, prowadząca do niejednej pikantnej sceny, zadania, do których mogliśmy podejść na różne sposoby oraz siła wyboru. W jednym z aktów mogliśmy wybrać racje jednego z naszych sprzymierzeńców, co skutkowało odwiedzeniem konkretnych lokacji, a nawet odrębnymi zadaniami, które są dostępne tylko w części z nich.

Szkoda, że inne gry rpg nie są tworzone w ten sam sposób i bez względu na nasze wybory zawsze trafiamy do tych samych miejsc w trakcie rozgrywki, robiąc praktycznie to samo.

Nasza rodzima produkcja była krytykowana za zbyt szybkie rozwiązanie wątku głównego w ostatnim akcie, więc rok później po pierwszym wydaniu, wraz z premierą gry na X360, została wydana jej edycja rozszerzona.

Battlefield 3

BF3 nie miał może jakiejś specjalnie wybitnej kampanii dla jednego gracza, ale zdecydowanie nadrabiał ten fakt niezwykle udanym trybem dla wielu graczy i kilkoma misjami w kooperacji, których część wymagała świetnej komunikacji głosowej, żeby je w ogóle ukończyć.

Tu każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Plansze stworzone pod walki między czołgami lub odrzutowcami. Port najeżony kontenerami, przeznaczony do walk pomiędzy zwykłymi żołnierzami. Wąskie przesmyki metra, w którym liczy się każdy zdobywany przez graczy centymetr, czy przeróżne tryby, z których mi najbardziej do gustu przypadł ten, w którym musimy być ciągle w ruchu w poszukiwaniu coraz to lepszej broni rozrzuconej po mapie.

System multiplayer był oparty o klasy, z których każda charakteryzowała się konkretnym typem uzbrojenia i należało solidnie ograć każdą z nich, aby poznać jej mocne i słabe strony.

Gdy znudziły nas te wszystkie radary, znaczniki i podpowiadacze, to zawsze mogliśmy spróbować swoich sił w trybie hardcore, w którym najważniejszym elementem był nasz wzrok, bo tylko nań mogliśmy w zasadzie liczyć.

Killzone 3

Zanim Holendrzy z Guerrilla Games stworzyli Horizon Zero Dawn, to zajmowali się serią Killzone. Trzecia jej część otrzymała m.in. tryb współpracy, ale niestety tylko na podzielonym ekranie, co wypadało dosyć ubogo na tle konkurencji. Wątek fabularny urozmaicał trochę plecak odrzutowy, który pozwalał na stosowanie szerszej gamy strategii w celu likwidacji wrogo nastawionej do nas armii helgańskiej.

Scenariusz to typowa gra wojenna o walce na szczytach władzy, wpływie firm zbrojeniowych na całą machinę wojenną i o poświęceniu przez dowództwo zwykłej piechoty. Nie było to nic odkrywczego, ale w grach fps chodzi przecież głównie o pretekst do strzelania, a to Killzone robił zazwyczaj bardzo dobrze.   

Mortal Kombat

Wielki powrót serii Mortal Kombat na salony, która w poprzednich latach trochę podupadła ze względu na słabsze odsłony oraz przede wszystkim przez ekspansję i rozwój bijatyk trójwymiarowych, co mogliśmy zaobserwować na przestrzeni pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku.

Przejście serii Mortal Kombat w 2.5D okazało się strzałem w dziesiątkę, tak jak to miało miejsce przy okazji Street Fightera IV i w ten właśnie sposób dwie najpopularniejsze bijatyki lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku ponownie zasiadły na tronie tego gatunku.

Fatality, drabinka, krwawe i brutalne walki kończące się nieraz obcinaniem lub miażdżeniem kończyn bohaterów to coś, co było w tej serii od zawsze. Dziewiąta odsłona Mortala nie miała numerka przy tytule, bo pełniła rolę rebootu, który miał też przyciągnąć do tej serii bijatyk nowych graczy zainteresowanych tym uniwersum. Dlatego też otrzymaliśmy wątek fabularny, zaznajamiający nas z historią o turnieju sztuk walki, którego stawką są losy świata. Do bijatyki NetherRealm Studios zawitał nawet Kratos, którego szaleńcza żądza krwi jak ulał pasowała do tego cyklu.

Poza wątkiem głównym, na graczy czekał oczywiście tryb sieciowy, a także seria wyzwań, w których można było się wykazać. Za monety zdobywane w grze uzyskiwaliśmy możliwość zakupu nowych strojów, kodów, fatality itd.

Twórcy przygotowali także galerię wszystkich wojowników z ich historiami.

Radiant Historia

RH to japoński rpg turowy, w którym podróżowaliśmy w czasie. Dzięki temu zawsze mogliśmy spróbować zmienić losy bohaterów w razie jakiegoś niepowodzenia. Odbywało się to przede wszystkim poprzez skakanie po dwóch liniach czasowych tej historii.

Od innych rpgów turowych odróżniało ją m.in. to, iż walka toczyła się na planszy składającej się z dziewięciu pół. Każde takie pole mogliśmy atakować indywidualnie. Zdecydowanie jednak efektywniejszym sposobem walki było atakowanie całych kolumn lub rzędów albo wszystkich pól jednocześnie. Niezwykle ważną strategią było także atakowanie przeciwników atakami umożliwiającymi przesuwanie na poszczególne pola, aby nie mogli korzystać z wielu pomocniczych glifów lub atakowanie kilku wrogów znajdujących się na jednym i tym samym polu.

Cała zaś fabuła koncentrowała się na wielowątkowej intrydze politycznej, na którą składały się losy wielu krajów.

Grafika w grze nie powalała nawet na NSDie, ale na całe szczęście same projekty postaci były całkiem całkiem. Za ścieżkę dźwiękową tej japońskiej przenośnej produkcji odpowiadała weteranka branży, Yoko Shimomura, o której już zresztą wspominałem w innej części tekstu

Ghost Trick: Phantom Detective

Przygodówka Capcomu pozwalała nam wcielić się w ducha. Naszym celem było zaś odkrycie prawdy w jaki sposób umarliśmy. Mieliśmy na to tylko jedną noc. Aby tego dokonać, musieliśmy posługiwać się tytułowymi psotami w formie duchowej, a więc opętywać martwe przedmioty, podróżować pomiędzy liniami telefonicznym oraz przede wszystkim cofać czas do czterech minut przed czyjąś śmiercią, aby do niej nie dopuścić. Brzmi bardzo prosto. Nikt z nas jednak nie wiedział na początku opowieści o duchu-detektywie, że w ten sposób zaczyna się jedna z najbardziej fantastycznych produkcji żółto-niebieskich, ze wspaniałymi bohaterami, twistami fabularnymi, które nie raz wprawiały w osłupienie oraz z chyba najlepszą animacją, jaką można było zobaczyć w grach na najlepiej sprzedającej się konsoli Nintendo w historii. Za produkcję odpowiadali ludzie, którzy zajmowali się wcześniej Phoenix Wright Trilogy.

Rok 2011 nie kończył się oczywiście tylko na tych grach. Wybrałem akurat te, a nie inne, gdyż to właśnie one zrobiły na mnie największe wrażenie. Myślę, że owy rok mógł zadowolić nawet najbardziej wymagających graczy. Oprócz wymienionych przeze mnie tytułów, mogliśmy sprawdzić jeszcze gry takie jak: Total War: Shogun 2, Call of Duty: Modern Warfare 3, Kerbal Space Program, Dirt 3, Pokemon White/Black Version, Outland, Fight Night Champion, Dance Central 2, Saints Row: The Third, Crysis 2, Mario Kart 7, Child of Eden, Bulletstorm, Infamous 2, Resistance 3, Kirby Mass Attack, Star Wars: The Old Republic, Professor Layton and the Last Specter, Trine 2, Torchlight, Catherine, Shift 2: Unleashed, Disgaea 4: A Promise Unfgotten, To the Moon, Warhammer 40000: Dawn of War II – Retribution, Word of Tanks, Rage, Dead or Alive: Dimensions, The King of Fighters XIII, Okamiden, Ultimate Marvel  vs. Capcom 3, F1 2011, Driver San Fransisco, Renegade Ops,  Kirby’s Return to Dream Land i wiele, wiele innych. Konia z rzędem temu, kto ograł chociaż połowę dobrych gier, które ukazały się właśnie wtedy.

squaresofter
25 grudnia 2021 - 11:25