W branży rozrywkowej, gdzie już nawet Teletubisie mają swoje gry, zostało paru prawdziwych twardzieli, którzy wciąż czekają na przeniesienie w wirtualne światy. Być może to kwestia pogmatwanych spraw licencyjnych, a być może deweloperzy po prostu boją się dostać po twarzy, jeśli wyprodukują jakiegoś gniota. Tak czy inaczej, ci goście zasłużyli sobie na porządne gry z ich udziałem.
7. Sanjuro Kuwabatake
Młodsi widzowie pewnie w ogóle nie kojarzą tej postaci. Sanjuro pojawił się w dwóch filmach Akiry Kurosawy - Straż przyboczna i Sanjuro – samuraj znikąd, a w jego rolę wcielił się niezapomniany Toshiro Mifune. Samuraj bez pana, mistrz miecza i wbrew stwarzanym pozorom człowiek honoru to doskonały materiał na bohatera gry, w której poza wymachiwaniem mieczem trzeba by też podjąć kilka trudnych wyborów. Może coś z gatunku RPG lub nawet MMORPG?
Swego czasu potencjał postaci Sanjuro dostrzegli ludzie z Hollywood. Film Straż przyboczna był wyraźną inspiracją dla Sergio Leone, reżysera westernu Za garść dolarów. Ewentualna zmiana konwencji też byłaby więc do zaakceptowania, choć osobiście wolałbym samurajskie klimaty Kurosawy.
6. Frank Bullit
Producenci gier wyścigowych jako źródło inspiracji często wskazują słynną scenę pościgu z filmu Bullit. Nasuwa się pytanie, dlaczego nikt nie potraktował tego tematu w inny sposób. Przecież Bullit aż prosi się o grę. Pal sześć zgodność z fabułą. Wystarczyłaby duża dawka pościgów i ucieczek w klasycznych samochodach jak Ford Mustang, okraszona jakimś wątkiem kryminalnym i od czasu do czasu strzelaniną. Do tego charakterystyczne garby i tramwaje na ulicach San Francisco... Need for Speed: Hot Pursuit to zupełnie nie ta bajka.
5. Ghost Dog
Nie mam wątpliwości, że przeniesienie klimatu filmu Jima Jarmusha Ghost Dog: Droga samuraja w realia gry wideo byłoby zadaniem bardzo trudnym. Zarówno fabuła jak i postać głównego bohatera są jednak na tyle ciekawie skonstruowane, że mogłaby z tego wyjść naprawdę niezła gra. Dla niewtajemniczonych, tytułowy Ghost Dog to płatny zabójca, którego w młodości uratował jeden z członków mafii. Po latach spłaca on dług wobec swego wybawcy wykonując dla niego kolejne zlecenia. Nie jest to jednak pozbawiona skrupułów maszyna do zabijania jak 47 (Hitman) ani psychopata pokroju Lyncha (Kane&Lynch). Ghost Dog przestrzega bowiem kodeksu samurajów. Ninja + mafia + Bushido = pomysł na oryginalną grę... Pytanie tylko kto by temu podołał?
4. Ahmed ibn Fahdlan
Główny bohater książki Michaela Crichtona Easters of Dead i filmu Johna McTiernana Trzynasty wojownik też nie dostąpił jeszcze zaszczytu posiadania własnej gry. Szkoda, bo to wymarzona postać i fabuła dla produkcji z gatunku RPG. Cudzoziemiec z dalekiego kraju zostaje – trochę na przekór sobie - wybrany do wykonania śmiertelnie niebezpiecznej misji. Władca odległej krainy szuka bowiem śmiałków, którzy stawią czoła hordom bestii. Trochę magii, kilka ton stali, szczypta tajemniczości i oto gotowy przepis na świetną (przynajmniej w teorii) grę. Do tego jeszcze grywalny multiplayer, koniecznie z trybem kooperacji dla trzynastu graczy i będzie hit. Nawet polonizacja ujdzie, jeśli to na przykład Bogusław Linda wycedzi słowa: „Oto widzę ojca swego, oto widzę matkę swoją, swoje siostry i braci. Oto widzę długi szereg tych, którzy byli przed nami. Oto słyszę ich zew, bym zajął wśród nich miejsce w Walhalli, gdzie bohaterowie żyją wiecznie”.
3. MacGyver
Właściwie Angus MacGyver, o czym wiedzą pewnie tylko fani serialu. Postać kultowa, bo jak inaczej nazwać trzydziestokilkuletniego kawalera, który brzydzi się bronią palną, nie pali, nie pije, nie ćpa, nie je mięsa i najprawdopodobniej nie uprawia też seksu, a mimo to jest idolem całego pokolenia lat 80. ubiegłego wieku. Aż dziw bierze, że poza kilkoma amatorskimi gierkami z epoki komputerów 8-bitowych oraz jakąś facebookową pokraką, MacGyver nie doczekał się dotąd porządnej gry. Być może chodzi o cichą zmowę wokół tej postaci. Producenci konsol mogliby sporo stracić, gdyby Mac pokazał np. jak zbudować xboksa z kanapki, spinaczy i taśmy klejącej albo PlayStation 3 z zapałek i kartoniku po mleku... MacGyver to praktycznie gotowy materiał na grę akcji z elementami przygodówki, nie gorszą od Uncharted czy Just Cause.
2. Adam Miauczyński
Co robi 49-letnim nauczyciel języka polskiego w gronie twardzieli, którzy zasłużyli na własną grę? Odpowiedź jest prosta. Trzeba być rasowym twardzielem, by w naszym pięknym kraju nie zwariować. Bohater filmu Marka Koterskiego (właściwie całego cyklu, ale skupmy się na najgłośniejszym) doskonale nadaje się do gry symulującej życie. Wyobraźcie sobie np. The Sims: Dzień świra. Co ranek naszą postać budzi facet z kosiarką albo banda robotników z młotami pneumatycznymi, psy sąsiadów wypróżniają się na jej trawniku, w pracy płacą tyle, by z głodu nie sczezła, a upierdliwy sąsiad co rusz puka do drzwi i demonstruje sposób na chińskie skarpetki... Wszystko przy dźwiękach uwznioślającej muzyki Chopina. Electronic Arts już dawno powinno wykupić prawa licencyjne na taki tytuł.
1. Harry Callahan
Brudny Harry ma pecha. Kilka lat temu zanosiło się, że powstanie gra z jego udziałem. Miała ona towarzyszyć kolejnemu filmowi z inspektorem Callahanem. Podobno nawet odtwórca głównej roli – Clint Eastwood był tym pomysłem zachwycony. Niestety ani z filmu, ani z gry nic nie wyszło. Eastwood pożegnał się z widzami w filmie Gran Torino i raczej nie zanosi się, by chciał wrócić przed kamerę. Szanse na grę z Brudnym Harrym też są znikome. Szkoda, bo ten gatunek bohaterów jest już na wymarciu. Harry Callahan to twardziel od czubków butów po zmierzwione włosy. Jak mogłaby wyglądać gra z jego udziałem? Być może coś na kształt Grand Theft Auto ale z akcją osadzoną w latach 70. ubiegłego wieku. Psychopaci, uliczne gangi, skorumpowani stróże prawa... i tylko jeden człowiek, który może stanąć na drodze przestępczości. Pewnie znalazłoby się kilka milionów graczy, którzy mierząc do bandziora z rewolweru Smith&Wesson Model 29 (dla fanów: wiem, że w rzeczywistości był to Model 57) z rozkoszą wypowiadaliby kwestię:
- Wiem o czym myślisz śmieciu: „Strzelił sześć razy czy tylko pięć?” Szczerze mówiąc, w tej całej zabawie straciłem rachubę. Ale zakładając że to Magnum.44 może elegancko odstrzelić ci głowę... musisz sobie zadać pytanie: „Czy mam dziś szczęście?” Masz śmieciu?