Nuka-Cola Quantum - Rock - 4 listopada 2010

Nuka-Cola Quantum

Rock ocenia: Fallout: New Vegas
90

Przyznam, że z oceną Fallout: New Vegas trochę się wstrzymywałem. Po pierwsze niespecjalnie mi zależało, żeby się ścigać z kolegami z redakcji, a po drugie czekałem aż gra okrzepnie trochę na dysku. Miałem ku temu bardzo ważny powód. Pierwsze wrażenia z rozgrywki były tak dobre, że musiałem dać sobie trochę czasu, z nadzieją, że zdrowy rozsądek wróci wkrótce z wakacji.

Od premiery minęły dwa tygodnie mogę więc sobie pozwolić na odrobinę refleksji. Przy czym skoro na temat nowego Fallouta powiedziano już tak dużo, to ja ograniczę się do wystawienia plusów i minusów. Dla mnie to wygodne, a dla Was, mam nadzieję, czytelne.

PLUSY

- Fabuła.  Obsydian bezdyskusyjnie wkroczył na wyżyny prezentując wyrazisty, charakterystyczny i wiarygodny świat, po czym zapakował do niego świetną, wielowątkową przygodę.

- Postacie niezależne. Równie autentyczne jak świat gry. Brutalne, bezkompromisowe, rzucają mięsem jak należy i tam gdzie należy.

- Grafika i animacja. Cóż poradzę, po prostu lubię taki sposób przedstawienia Fallouta. Jeśli zaś chodzi o animację, to w porównaniu do trójki mamy tutaj wyraźną poprawę. Może nie jest bosko, ale wyraźnie lepiej co zasługuje na plusa.

- Efekty dźwiękowe i muzyka. Piosenki zwalają z nóg, ich spokojny, sentymentalny klimat genialnie wpisuje się w atmosferę pustkowi. Podkład dźwiękowy potrafi natomiast solidnie przestraszyć, szczególnie w schronie nr 22.

- Tryb Hardcore. Troska o zaspokajanie pragnienia i głodu, a nawet o odpowiednią dawkę snu, zdecydowanie podnosi poziom realizmu. Być może nie do końca wykorzystano potencjał całego systemu ale i tak jest dobrze.

- Modyfikacje broni. Niby nic, ale zawsze jakis dodatkowy smaczek. Przyjemna rzecz.

 

MINUSY

- Radio New Vegas. Chyba gorsze niż to znane z trzeciej części gry. Prezenter jest git, muza jest git, ale wiadomości są dosyć powtarzalne, a do tego te, które dotyczą naszych przygód są czasami zbyt dokładne, co odziera trochę zabawę z realizmu.

- System rozwoju postaci. Pisany na kolanie, implementowany przez zaledwie dwa tygodnie do pierwszego Fallouta. Ma swoje zalety, ale jest niezbalansowany. Premiuje bardzo konkretny model gry, po macoszemu traktując pozostałe możliwości. Pora na zmiany, ale jak tu zmieniać skoro fani dostaną apopleksji? Obsydianowi trzeba jednak przyznać, że świetnie sobie poradził komponując całą kupę umiejętności do użycia w dialogach.

- Mechanika walki w czasie rzeczywistym - słabiutko. VATS nie ratuje sytuacji, a nawet ją trochę pogarsza. Szczęśliwie sprawę załatwiają mody, szczególnie polecany przeze mnie Bullet Time.

- System kompanów. Zmarnowany potencjał. Towarzysze podróży, to świetne urozmaicenie. Zapewniają dodatkowe zdolności, rzucą od czasu do czasu ciekawy komentarz, ale co z tego kiedy ich przydatność w walce jest bliska zeru? Rzekłbym, że dużo bardziej przeszkadzają, niż służą wsparciem.

Podsumowując – ode mnie mocna dziewiątka. Fallout: New Vegas, mimo wad, które wypunktowałem przez rzetelność, ma szansę zostać RPGiem dekady. Jest autentyczny, wyrazisty i mocny. Taki jak pierwsze części gry, które może nie namieszały na rynku, ale pozostawiły za sobą fenomenalne wspomnienia i genialny niepowtarzalny klimat. Niepowtarzalny do teraz.

Rock
4 listopada 2010 - 22:00