Po Medal of Honor obiecywałem sobie cholernie dużo i być może, to jest właśnie powód pewnego rozczarowania. Nie będę zbyt wiele opowiadał o kampanii dla pojedynczego gracza, gdyż takie zabawy, w tego typu grach traktuję raczej jako dodatek, który zresztą do szczęścia nie jest mi specjalnie potrzebny.
Całą recenzję możecie sobie obejrzeć poniżej. Chciałbym jeszcze jednak wspomnieć o kilku rzeczach, które pominąłem, a wpływają one pozytywnie na łączną ocenę.
Nie wiem czy zwróciliści uwagę na muzykę, jesli tak to pewnie już wiecie, że zajmował się nią Ramin Djawadi. Jeśli natomiast nie, to i tak warto zwrócić uwagę na tego kompozytora, jest on bowiem odpowiedzialny za kilka fantastycznych filmowych soundtracków. Muzyka w Medal of Honor jest chyba najlepszą strona całej, gry. Fantastycznie buduje klimat kampani dla pojedynczego gracza i doskonale wpisuje się w atmosferę rejonu świata, w którym toczy się akcja gry. Nie wiem czy kompozytor zawdzięcza jakość muzyki swojemu pochodzeniu (irańskie), ale stawiałbym raczej na talent.
Drugą rzeczą, która wzbudziła moją uwagę, jest dosyć specyficzny sposób przyznawania punktów, oceniających poczynania gracza w trakcie bitwy. Nie jest on bowiem zależny od stosunku zabitych do zgonów (K/D), ale ocenia to, jak bardzo gracz przyczynił się do sukcesu swojej drużyny. Trudno do końca ogarnąć jak to dokładnie działa, ale na podstawie moich własnych, bywa że marnych, poczynań, mogę uczciwie stwierdzić, że mechanizm jest dosyć sprawny. Również zatem na plus.