Koniec roku za pasem, można zatem spokojnie rozpoczynać okres tak lubianych przez wszystkich podsumowań wszelakiej maści. Ja zaczynam od muzyki i krótkiego przedstawienia Wam najlepszych albumów, jakich w tym roku dane było mi posłuchać. Oczywiście, jak to z wszelkiego rodzaju listami bywa, takowe podsumowanie jest najlepsze i najprawdziwsze tylko dla mnie, a wielu z Was z pewnością się z nim nie zgodzi. Nie da się też (albo trudno jest) uniknąć braków w postaci kilku nieprzesłuchanych albumów, lub kilku płyt odkrytych za późno, by naprawdę dobrze się z nimi zapoznać. Mam nadzieję, że mimo widma VGA, ktoś zechce to przeczytać :)
Me muzyczne gusta oscylują wokół perkusji i gitary, tak więc moje najlepsze płyty roku 2010 w dużej mierze korzystają z tych właśnie instrumentów. Nie udało mi się skonstruować najlepszej dziesiątki, choć kilka albumów wydanych w tym roku (Korn, Godsmack, Ozzy Osbourne czy odkryty niedawno polski Blindead) pewnie według Was mogłoby się na tej liście znaleźć.
Zaczynam od dwóch wyróżnień specjalnych, które do TOP7 się nie zaliczają, ale chcę o nich wspomnieć.
Linkin Park - A Thousand Suns
Dobrze jest zacząć od rzeczy "kontrowersyjnej" (cudzysłów zamierzony). Jedni bardzo lubią LP i psioczą na ich ostatnią płytę, bo jest popowym i elektronicznym szitem. Inni ich nie lubią i psioczą tak czy siak, a jeszcze inni mają ich gdzieś. Ja chłopaków lubię, grali fajnie i chwała im za to, że zechcieli zrobić coś innego. ATS nie jest albumem świetnym i duuużo rzeczy można w nim poprawić, ale po kilku(nastu) przesłuchaniach zaciera takie sobie pierwsze wrażenie. Jest to nieźle nagrana i zagrana popowa płyta, która daje nadzieję na coś naprawdę ciekawego w przyszłości. I za to wyróżnienie.
Posłuchajcie: When They Come For Me
Filter - The Trouble With Angels
Najnowsze dzieło tego sympatycznego zespołu to zjawisko, które sobie cenię. Często zdarza się bowiem, że grupy obecne na scenie od kilkunastu lat lubią z płyty na płytę starzeć się, słabnąć i "upopawiać". Nie zawsze jest to zjawisko złe, ale chciałbym też dostawać albumy mocne, głośne i z pazurem. I nowy Filter stara się taki być. Do ideału nieco brakuje, ale na pewno jest to płyta do której będę wracał.
Posłuchajcie: No Love
A teraz moich siedmiu wspaniałych roku 2010.
7. Stone Sour - Audio Secrecy
Drugiemu zespołowi z Coreyem Taylorem na wokalu, czyli Slipknotowi, zarzuca się ostatnio, że stał się za bardzo jak SS (w sensie, że zbyt melodyjnie grają). Może i faktycznie. Na szczęście SS pozostał wierny raz obranej stylistyce i oto otrzymaliśmy płytę spójną, świetnie zagraną, z odpowiednio wymieszanymi mocnymi rockowymi kawałkami i balladami. A Corey kawał głosu ma.
Posłuchajcie: Unfinished
6. Trent Reznor & Atticus Ross - The Social Network
Obecność filmowego soundtracku na takiej liście może dziwić, ale w tym wypadku jest to propozycja, która doskonale broni się także bez filmu. Momentami bardzo surowe elektroniczne dźwięki z dodatkiem "slycznego" pianinka + lekko zmienione kawałki z albumu Ghotsts NIN + atak na klasyka (W Grocie Króla Gór) dają bardzo fajny efekt. Hans Zimmer z muzyką do Incepcji był blisko, ale jednak wygrało moje trentowe fanbojstwo. Na szczęście zasługują chłopaki na wysokie miejsce, więc dobrze mi z taką decyzją.
Posłuchajcie: Carbon Prevails
5. Fear Factory - Mechanize
Cios w pysk! Ależ mocna i dobra to płyta. Ostatnio FF słabowali strasznie, bo się pokłócili z grubiutkim gitarzystą, który był głównym kompozytorem (czego efektem były dwie słabe płyty). Teraz się pogodzili i oto mamy dzieło na miarę świetnego Obsolete z 1998 roku. Syntetyczny i wściekły metal rozgrzeje waszą zimę.
Posłuchajcie: Christploitation
4. Massive Attack - Heligoland
Każda płyta zdolniachów z Wielkiej Brytanii jest wydarzeniem. Raz jest lepiej (Mezzanine), raz nieco gorzej (100th Window), ale zawsze dobrze. Dobrze jest i tym razem (Hed się nie zgodzi :P). Może nieco zbyt melancholijnie (zabrakło wykopu na miarę Angel), ale baaardzo przyjemnie. Talent do zapraszania zdolnych gości i pisania świetnych melodii nie opuścił zespołu. No i przy okazji płyta ma bombową okładkę.
Posłuchajcie: Atlas Air
3. Kim Nowak - Kim Nowak
Tak! Garaż! Rock'n'roll! Brud! Waglewscy to zdolne bestie. Cokolwiek zrobią, to jest w jakiś tam sposób ciekawe i dobrze się tego słucha. Do tej pory zwykle były to klimaty z pogranicza hip-hopu, funku czy elektroniki. Tym jednak razem zainspirowali się muzyką, jakiej słuchali za młodu i efektem jest najdzikszy polski album tego roku. Pasuje mi w nim wszystko. Gitary, hałas, melodie, głos Fisza. Oklaski.
Posłuchajcie: Rekin
2. Serj Tankian - Imperfect Harmonies
W momencie, gdy jasne stało się, że Serj nie zamierza powtarzać mocno gitarowej i SOAD-owej w gruncie rzeczy stylistyki z pierwszego solowego albumu, zrobiło się ciekawie. Po premierze symfonicznej wersji Elect The Dead zrobiło się jeszcze ciekawiej. A gdy w końcu wyszło IH, to było już najciekawiej. Zdanie klucz: Tankian rzeczywiście korzysta z orkiestry jak z gitary elektrycznej. Fantastycznie różnorodna płyta.
Posłuchajcie: Disowned Inc.
1. Deftones - Diamond Eyes
Mój numer jeden to rzecz, która rodziła się w bólach. Basista zespołu ponad 2 lata temu miał wypadek i zapadł w śpiączkę. Chłopaki przygotowywali wówczas album Eros, który miał pojawić się w 2009 roku. Wyszło, że nie wyszło. Wiedząc, że ich kolega nie chciałby, by zespół przestał grać, znaleźli zastępstwo i w szalenie krótkim czasie stworzyli najlepszą płytę tego roku. Diamond Eyes to album na którym najlepsze tradycje grupy zostały wymieszane w idealnych proporcjach. Płyta jest mocna, głośna, rozwrzeszczana. Zostaje w głowie. 6 pierwszych kawałków to geniusz w czystej postaci, a potem jest tylko ociupinkę gorzej. Rewelacyjne 41 minut.
Posłuchajcie: całej płyty :) (no dobra - wybiorę jeden utwór - Prince)
Niezły to był rok pod względem muzyki, zdecydowanie. A świadomość, że z pewnością nie dotarłem do wielu innych perełek, które odkryję z opóźnieniem, tylko mnie w tym przeświadczeniu utrzymuje. Kto się nie zgadzaaa? :)