Manolo Alveraz – „Beethoven” wśród deweloperów gier - Olek - 7 lutego 2011

Manolo Alveraz – „Beethoven” wśród deweloperów gier

Ma wszystko, co potrzebne twórcom gier: nietuzinkowe pomysły, ambicję i umiejętności. Brakuje mu tylko jednego – wzroku. Manolo Alveraz jest chyba jedynym na świecie niewidomym programistą gier wideo. Być może jego półamatorskie produkcje nie są czymś na miarę Mass Effect lub Crysisa, ale też Portorykańczyk nie dysponuje ani najnowszymi technologiami ani sięgającym dziesiątków milionów dolarów zapleczem finansowym. Trudno mu jednak odmówić serca wkładanego w pracę. Panie i Panowie, czapki z głów!

Przyznam szczerze, że niewiele wiem o scenie deweloperskiej w Ameryce Łacińskiej. Nie śledzę też doniesień z tamtejszych targów branży gier wideo. Pewnie dlatego dopiero niedawno zobaczyłem materiał nagrany w listopadzie ubiegłego roku podczas Gaming Xplosion w Portoryko. Wysłannikom serwisu HipHop GamerShow udało się przeprowadzić wywiad z Manolo Alverazem. Niewidomy programista opowiedział o swojej pasji, uporze i grach, jakie do tej pory stworzył.

Pewnie nie mieliście okazji zagrać np. w Home Run Competition albo Tiflo Bugy. Wątpię też, żeby przypadły Wam do gustu. Prosta, dwuwymiarowa grafika przypomina czasy komputerów 8-bitowych. Rozgrywka także odpowiada jedynie najmłodszym graczom. Wszystko to jednak schodzi na drugi plan, kiedy weźmie się pod uwagę rodzaj niepełnosprawności autora.

Programista, który nie widzi nawet fragmentu napisanego kodu, to niemal jak głuchy kompozytor. Manolo Alveraz jest więc „Beethovenem” wśród twórców gier, a także żywym przykładem tego, że w tej branży nie ma przeszkód nie-do-pokonania. Trzeba tylko talentu i odpowiednio dużej wytrwałości.

Wbrew pozorom ten Portorykańczyk mógłby być cennym nabytkiem dla wielu profesjonalnych studio deweloperskich. Jeśli nie z uwagi na umiejętności programistyczne, to przynajmniej innowacyjne podejście do projektowania gier. Osoby zdrowe najczęściej nie są w stanie zrozumieć specyficzne potrzeby niepełnosprawnych. Ale czy to oznacza, że na przykład niewidomi nie mogą czerpać przyjemności z grania? W wielu przypadkach wystarczyłoby przecież jedynie zmienić opcje sterowania...

Trzymam kciuki za Manolo i ludzi jemu podobnych. A branżowym tuzom, jak Bobby Kotick czy John Riccitiello, przypominam tylko, że najlepsze gry to te, w których stworzenie wkłada się serce.

Olek
7 lutego 2011 - 15:29