Sucker Punch - recenzyjny trójgłos - fsm - 28 marca 2011

Sucker Punch - recenzyjny trójgłos

Sucker Punch reklamowany jest jako najbardziej "cool" i "kozacki" film roku. A przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Dzisiaj byłem w kinie i mogę oczekiwania porównać z rzeczywistością. Skoro Snyder robi kino w jakiś tam sposób nietypowe, to moją recenzję również postaram się podać w sposób nietypowy - trzy spojrzenia na to samo dzieło. Zainteresowani?

Recenzja stereotypowego krytyka w swetrze / inteligenckich okularach > czytać głosem Krzysztofa Zanussiego

Zack Snyder, enfant terrible amerykańskiego kina, zdążył już przyzwyczaić nas do uprawianej przez siebie sztuki filmowej. Jego kino jest ładne, efektowne i niestety pozbawione głębi. Jak jest z najnowszym dziełem Amerykanina? Sucker Punch to film wyjątkowo estetyczny i jednocześnie bardziej pusty, niż pozostałe. Narracyjnie jest to bardzo ubogi krewny Incepcji (z kilkoma warstwami wyimaginowanego świata), którego pęd utrzymywany jest jedynie przez szalenie efektowne sekwencje niemożliwych pojedynków między skąpo odzianymi bohaterkami a całą rzeszą stworów wszelakiem maści. Oczywiście historia jako taka może się ostatecznie obronić na pewnym podstawowym poziomie, ale z Sucker Punch jest tak, jak z filmami karate lub pornograficznymi - opowiastka jest tylko pretekstem do pokazywania kolejnych scen akcji. I tyle też otrzymujemy. Śliczna wydmuszka.

Rezencja stereotypowego napalonego gimbusa > czytać głosem bohatera filmiku o hardkorze

Stary, ale jazda. Normalnie masakra, tak zajebistego filmu dawno nie widziałem. Na początku trochę nudy, ale potem jak ta fajna blondyna pozna te inne laski, to już normalnie wyjebka. Na początku dostaje miecz od takiego dziadka i walczy z wielkimi samurajami. Potem jest wojna i naziści-zombie. I roboty! No ziom, bania mała. Laski fajne, ale za mało ciałka pokaują. Tyłeczkami świecą, machają karbinami, ale może jakieś całowanie? Tego zabrakło. Poza tym - nie ma bata. Ostra jazda bez trzymanki. 11/10!!!!

Recenzja moja - krótka, ale treściwa

Zawiodłem się nieco na Sucker Punch. Z jednej strony dostałem dokładnie to, co zapowiadały zwiastuny, ale z drugiej czegoś zabrakło. Historia (choć niesamowicie banalna) jest w sumie ok, można się wciągnąć (jeden moment pod koniec nawet mnie zaskoczył), a obrana tematyka jest całkiem poważna, choć bez wątpienia pojawią się zarzuty, że estetyka gry wideo spłyca problem wykorzystywania kobiet. Szkoda tylko, że jest to film źle zagrany - dziewczęta są urocze, ale u Zacka Snydera jedynie wyglądają. Paradoksalnie (wszak to film o silnych paniach) najlepszą rolą jest męska - Oscar Isaac jako Blue Jones pokazuje, że jest naprawdę zdolnym facetem. Najważniejsza jest jednak strona wizualna - i tutaj Sucker Punch nie zawodzi. Wszystko jest nakręcone fantastycznie, efekty są wysokiej klasy, a wyobraźnia twórców na pewno spodoba się miłośnikom gier i komiksów. Inna sprawa, że w zasadzie wszystkie patenty sprzedają trailery - mamy zaśnieżoną arenę z samurajami, wojenne okopy, smoka i stwory niczym z Władcy Pierścieni oraz pędzący pociąg i roboty. Tyle. Ogląda się to fantastycznie, ale później już przestaje zaskakiwać. Klasę trzyma również soundtrack - z fajną interpretacją Sweet Dreams (Emily Browning może nie jest świetną aktorką, ale śpiewa zupełnie nieźle) i mocarnym remiksem Army of Me Bjork na czele. Brawo!

Czyli co? Czyli przyjemne widowisko, ale w sumie to jednak zawód. Bo chciałem dostać coś, co mnie wywali z kapci i zostawi z otwartą szczęką, śliniącego się na posadzce sali kinowej. Zapomnę o tym filmie szybciej, niż bym się spodziewał. Aha - jeśli lubicie lubicie sloooooow mooootiooooon, to w Sucker Punch jest go więcej, niż w 300 i Legendach Sowiego Królestwa razem wziętych.

fsm
28 marca 2011 - 21:23