Twórco gier! Nie odsłaniaj wszystkiego za szybko! - fsm - 15 maja 2011

Twórco gier! Nie odsłaniaj wszystkiego za szybko!

Podczas tłumaczenia kolejnego już dziennika dewelopera (ostatnio cierpię na nadmiar filmów z Brink i Hunted) nawiedziła mnie nie do końca skrystalizowana myśl, którą zapragnąłem się podzielić. Wszystko oczywiście rozbija się o stwierdzenie "znak czasów" - tak już jest i koniec. Ale co się rozbija? O co chodzi? O odkrywanie kart przed premierą. O ujawnianie sekretów. O prezentowanie każdego możliwego aspektu nadchodzącej produkcji przed jej premierą, by ją lepiej zareklamować. Poznajcie moją opinię, a potem podzielcie się swoimi.

Czy CliffyB odsłania?

Materiały z cyklu "developer diary" są obrzydliwie wręcz popularne od kilku lat. Idea im przyświecająca jest zdecydowanie warta pochwalenia - twórcy zapraszają graczy z całego świata do swoich biur, do wypełnionych tajemnicami programistycznych piwnic, pokazują od podszewki twórczy proces, pozwalają odwiedzić deweloperską kuchnię. Czadowo. A gdy jakiś tytuł jest bardzo oczekiwany, to każdy ochłap informacji i tzw. footage jest na wagę złota. Czyli o-mój-Boże-jak-czadowo. Ale co jeśli twórcy traktują gracza albo jak idiotę (Brink) albo jak gościa, który nie lubi grać i nie chce odkrywać produkcji własnoręcznie, tylko woli oglądać efektownie zmontowane filmiki (Hunted)?

Pierwsza ze wspomnianych produkcji przez kilka ostatnich materiałów krok po kroku wyjaśniała, jak należy grać. Przy okazji przemycała informacje o klasach czy otoczeniu, ale wszystko skupiało się na: pasek zdrowia skraca się, gdy otrzymujesz obrażenia. Ewentualnie: ilość amunicji wyświetlona jest w dolnym prawym rogu. Jak będziesz strzelać, to licznik będzie pokazywał mniejszą liczbę nabojów. No shit, Sherlock. Nawet w dobie tzw. każualizacji (śliczne słowo, wiem) powinny zostać zachowane jakieś zdroworozsądkowe zasady. Wszak sieciowe naparzańsko, jakim bez wątpienia jest Brink, nie jest adresowane do kolesia sięgającego po raz pierwszy po pada/myszkę. Twórcy chyba za wszelką cenę chcą istnieć w mediach najdłużej, jak to tylko możliwe, i wypuszczają idiotyczne czterominutówki nie przekazujące ani grama użytecznych informacji, bo przecież to, co naprawdę ważne i ciekawe (połączenie singla i multi, system SMART i tworzenie postaci) zostało powiedziane 15 filmików temu.

Hunted z kolei zapowiada się na niezłą grę o szlachtowaniu diabelskiego pomiotu. Jej problem polega na tym, że nie w niej absolutnie nic wyjątkowego (może poza opcją tworzenia własnych poziomów, co na konsolach jest rzadkością). Mimo to chłopaki z inXile bombardują nas materiałami, w których zdradzają niemal wszystko, co jest do zdradzenia przed premierą. Pokazują, jak będzie wyglądał finalny poziom (jasne, bo po co komu niespodzianka), ewentualnie prezentują cały tabun przeciwników opisując, jakie taktyki będą stosować w walce. Fajnie jest poznać grę, zanim się w nią zagra? Panowie twórcy, zostawcie nam odkrywanie waszego dzieła na własną rękę.

Jasne, baranie, ale przecież możesz nie oglądać tych filmików. Jasna sprawa, mogę. Staram się nie oglądać, chyba że zmuszają mnie do tego okoliczności. Akurat i Brink, i Hunted są mi perfekcyjnie obojętne, ale jestem pewien, że wielu graczy obejrzy te filmiki, bo są zainteresowani grą i ciekawią ich przeróżne smaczki przygotowane przez twórców. A twórcy odkrywają karty za wcześnie, moim zdaniem. To jest trochę tak, jak ściągnięcie płyty ulubionego wykonawcy z sieci, zanim uda się nabyć płytkę i rozkoszować odpakowywaniem i pierwszym dziewiczym przesłuchaniem. A czasem też uda się w jakimś materiale reklamowym sprzedać soczysty spoiler (niektórzy dopatrują się takowego z premierowych zwiastunach Wiedźmina 2). To zresztą jest temat na inną dyskusję - oglądanie wszystkich możliwych materiałów z gry, bo przecież dżizas, nie wytrzymam! Tak się złożyło, że Rojo nasmarował kilka słów poniekąd na temat, więc do niego też zajrzyjcie.

Przy okazji nie da się nie zauważyć, że od dłuższego czasu filmowe zwiastuny montowane są w taki sposób, by pokazać jak najwięcej scen z filmu w ciągu 2 minut. Po obejrzeniu takowego czujemy się, gdybyśmy film już widzieli. No nic... Takie "przemyślenie". Wiem, że się czepiam. Chcecie się podzielić opinią? Zapraszam. Nie chcecie? Dzięki za przeczytanie. Howgh.

fsm
15 maja 2011 - 19:36