Kupujesz używane gry? Jesteś gorszy od pirata. - Antares - 18 maja 2011

Kupujesz używane gry? Jesteś gorszy od pirata.

Gdy wydajecie ciężko zarobione, lub długo zbierane pieniądze na upatrzony tytuł, czujecie satysfakcję, prawda? To poczucie, że kupując oryginalną grę wspieramy swoich ulubionych deweloperów i stajemy się częścią grupy pasjonatów i kolekcjonerów. W naszym pięknym nadwiślańskim kraju ceny gier nas nie rozpieszczają, więc wielu sięga po nośniki używane – sam czasem tak robię. Wszakże nadal pozostajemy legalni, a były właściciel danej gry zapewne wyda uzyskaną kwotę na jakiś inny tytuł, być może nowy. Tymczasem okazuje się, że twórcy gier wideo postrzegają takie postępowanie, jako czyn bardziej szkodliwy od piractwa. O tym, dlaczego kupując używane egzemplarze, zdaniem niektórych, jesteśmy gorszymi złodziejami niż piraci, będziecie mogli przeczytać w poniższym wpisie.

Piraci kupujący używane gry nadciągają.

Walka z drugim obiegiem gier z początku wydawała się tylko niegroźną próba podbicia sprzedaży, demonizowaną przez żądnych sensacji dziennikarzy. Dodatkowy zestaw broni dla bohatera, odblokowywany za pomocą jednorazowego kodu, to raczej wirtualne poklepanie po ramieniu klienta kupującego nieużywane nośniki, coś niegroźnego dla pełnego odbioru danego tytułu. Oczywiście można tu mówić o „wycinaniu zawartości, która powinna być dostępna na każdej płycie”, ale nikt z tego powodu nigdy nie chciał robić awantur. Gorzej, gdy cięciom zostają poddane kluczowe aspekty gry, takie jak rozgrywka wieloosobowa – dzieje się tak coraz częściej i mamy prawo takimi posunięciami się niepokoić. Dotychczas o walce z rynkiem gier używanych mówili głównie gracze i dziennikarze.  Niedawno, w świetle reflektorów odezwała się druga strona barykady w postaci pana Matta Westa, ze studia Lionhead. W rozmowie przeprowadzonej na potrzeby jednego z zachodnich serwisów, stwierdził on, że jego firma ponosi straty nie z powodu piractwa, tylko gier kupowanych z drugiej ręki. Początkowo, gdy zobaczyłem tę opinię, nie mogłem wierzyć własnym oczom. Primaaprilisowy żart? Mamy drugą połowę maja. Wierutna bzdura mająca nabić licznik odwiedzin portalu? Niestety nie...

Pan West, tłumaczy swoje stanowisko tym, że „z piratami nie można nic zrobić”. Wspomina też czasy swojej pracy z grami tworzonymi na PC oraz fakt, że każde zabezpieczenia ostatecznie zostaną złamane. W tym temacie jestem zmuszony przyznać mu rację. Całą wypowiedź odczytuję jednak, jako deklarację typu „ponieważ piraci zawsze z nami wygrywają, to dowalimy tym, którzy chcą być legalni, a ich na to nie stać i kupują gry z drugiej ręki”. Trzeba przyznać, że Microsoft dba o to, by ceny tytułów ze stajni Lionhead były przystępne. „Fable 3” kosztujący 169 zł w dniu premiery był dla mnie miłym zaskoczeniem. Minęło pół roku, a tytuł ten można nabyć za kwotę dwucyfrową, co również jest bardzo pozytywne – tak wyobrażam sobie poprawny wpływ „wieku” gry na jej cenę. Niestety, powyższe przykłady nie są czynnikiem łagodzącym w przypadku tak kontrowersyjnej wypowiedzi, tym bardziej, że jej autorem jest pracownik firmy, która sprzedawała czarny barwnik do ubrań postaci, jako DLC. Mój protagonista z „Fable 2” podczas wędrówek po Albionie odziany był w czarny płaszcz, zatem wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłem, że zakup edycji kolekcjonerskiej części trzeciej gry nie upoważnia mnie do doświadczenia podobnego luksusu. 80 Microsoft Points i „nie ma zmiłuj” - oczywiście nie kupiłem.

Nie chcesz chodzić nago? Kup DLC!

Błędy powodujące zablokowanie postaci, kończące się rozpoczynaniem gry od nowa, z grzeczności przemilczę. Trzecia część „Fable” podobała mi się mniej niż poprzedniczka, lecz nadal był to ten sam magiczny świat. Jednak, gdy następnym razem udam się do sklepu po kolejną część sagi o bohaterach Albionu, której jestem fanem, będę pamiętał o wypowiedzi pana Westa. Rozumiem, że sklepy masowo skupujące i oferujące używane gry mogą wpływać na wyniki sprzedaży egzemplarzy nowych, lecz jako miłośnik gier wideo, poczułem się w tym momencie dotknięty. Czy jeśli pieniądze na przedpremierowe zamówienie „Fable 4” zdobędę dzięki sprzedaży kilku starych gier, w oczach pracownika Lionhead nadal będę gorszą wersją pirata? A Wy, czy kupujecie używane gry, czy tylko i wyłącznie nowe egzemplarze?

Antares
18 maja 2011 - 23:57