W jednym z niedawnych odcinków „Nagrania” mogliśmy usłyszeć bardzo ciekawą dyskusję na temat światów w grach. Ostatecznie nie udało się jednoznacznie odpowiedzieć, czy tętniące życiem wirtualne uniwersum jest czymś naprawdę potrzebnym.
Na pewno warto chwalić twórców, którzy poświęcają mnóstwo czasu na przygotowywanie realnych światów. Żyjący własnym życiem NPC o silnie nakreślonych osobowościach poprawiają wszak immersję w dane środowisko. Tym samym my lepiej odbieramy dane projekty. Czy jednak takie podejście do tworzenia gier jest czymś niezbędnym, wymaganym w „grze genialnej”?
Według mnie, nie. Wszystko jednak zależy od czasu poświęcanego na granie i osobistego podejścia do zabawy. Dla zapracowanego ojca rodziny, który może oddalić się w wirtualną rzeczywistość na trzydzieści minut dziennie, ci wszyscy kowale, kurtyzany, pijacy, rycerze i mieszczanie żyjący własnym życiem będą tylko tłem i dodatkiem. Przez myśl oczywiście będą mu przebiegały pochwały i fascynacja przygotowaniem odwiedzanych miast i wsi, ale nigdy nie będą one decydowały o ogólnej ocenie danej produkcji. Ważniejsza bowiem będzie fabuła, zadania, czy system gry.
Inaczej sprawa wygląda u osób, które grają dużo i regularnie. Oni czasami mogą z nudów lub idąc za taką potrzebą chwili przystanąć i nacieszyć oczy otaczającym światem stworzonym przez dewelopera. Dla nich, nie będzie to strata czasu, który mogliby poświęcić na dopakowanie herosa, odwiedziny w kilku sklepikach, czy zadanie poboczne.
Gdy mamy w czasie całego tygodnia szansę na pięć godzin dobrej zabawy przy konsoli to nie poświęcimy jej raczej na czynności błahe. Nie będziemy delektowali się tak otoczeniem, animacją NPC-ów i dbałością o detale. Skupimy się na samej zabawie i będziemy podążali w skupieniu pewną główną ścieżką prowadzącą do napisów końcowych. Będziemy patrzyli na grę w ujęciu ogólnym, a nie skupiając się na szczegółach. Stąd może niektórzy, jak BioWare w swoich grach nie przywiązują wagi do „żyjących światów”. Może po prostu zbyt niewielu je tak naprawdę dostrzega?
Jak to jest u Was? Zgadzacie się, że czas jest tutaj decydującym elementem wpływającym na postrzeganie tego problemu?