Dzisiejszy wpis będzie nietypowy- postanowiłem wdać się w polemikę z naszym redakcyjnym kolegą Sathornem, który napisał wczoraj na łamach swojego bloga, dlaczego w pewnym sensie sympatyzuje z grupami zajmującymi się internetowymi włamaniami na różnorakie serwery. Jest to zagadnienie niezwykle kontrowersyjne i delikatne, dlatego uznałem, że warto wypowiedzieć się na jego temat szerzej, niż w zwykłym komentarzu pod wpisem. Wielu argumentom Sathorna mogę śmiało przyznać rację, jednak sama idea szacunku dla ludzi trudniących się przestępstwem jest dla mnie nie do przyjęcia. Może to efekt uboczny tego, że jestem obecnie bliski ukończenia ostatniej sprawy z rewelacyjnej wizualnej noweli o prawniczej tematyce, czyli „Phoenix Wright: Ace Attorney”? Zapraszam Was do zapoznania się z moimi argumentami, dlaczego nie powinniśmy klepać hakerów po plecach- zwłaszcza tych, którzy walczą o dobro zwykłych piratów.
Na wstępie pozwolę sobie zaznaczyć, że pod żadnym względem nie neguję faktu, że tego typu włamywacze są na swój sposób potrzebni. Gdyby nie wycieki informacji, świat nigdy nie dowiedziałby się o aferze Watergate i innych podobnych zdarzeniach. Idea walki o swobodny dostęp do informacji również w dużej mierze odpowiada moim poglądom, odkąd tylko przeczytałem „Trylogię Ciągu” Williama Gibsona. Jeśli graliście w „Deus Ex” lub oglądaliście film „Johnny Mnemonic” zapewne znacie wizje dystopijnego świata, w którym wielkie międzynarodowe korporacje dopuszczają się manipulacji i przestępstw na skalę światową, celem umacniania swojej pozycji i mnożenia zysków. Dlatego rozumiem, że na pierwszy rzut oka działania takich grup jak Anonimowi, wydają się pozytywne. Istnieje jednak pewna cienka linia graniczna, którą hakerzy ostatnio przekraczają.
Przejrzałem na Wikipedii listę akcji przypisywanych Anonimowych i muszę przyznać, że kilka z nich wiązało się z postawami godnymi pochwały. Moją uwagę zwróciły działania poparcia dla Irańskiej partii opozycyjnej, których Anonimowi wraz z właścicielami serwisu The Pirate Bay podjęli się w 2009 roku oraz całkiem niedawne wspieranie arabskiej wiosny ludów. Tego typu akcji potępiać nie mam zamiaru, lecz patrząc na całą aferę związaną z atakami na serwery Sony nie widzę najmniejszych powodów, by w tym akurat wydarzeniu doszukiwać się jakichkolwiek pozytywnych stron.
Zwolennicy Anonimowych bardzo często powołują się na fakt, że włamanie na PlayStation Network to zemsta za to, że japoński gigant podjął zdecydowaną akcję przeciwko osobnikowi ukrywającemu się pod pseudonimem GeoHot, który wynalazł sposób na to, by „złamać” zabezpieczenia konsoli PlayStation 3. Oficjalnie celem tego typu zachowań jest zapewnienie biednym i nieszczęśliwym posiadaczom danych systemów pełnej funkcjonalności posiadanych przez nich urządzeń. Pada bowiem argument, że niegdyś na PS3 można było zainstalować system operacyjny Linux, a teraz już nie. A teraz odpowiedzcie sobie Drodzy Czytelnicy sami – ile osób decydujących się na użycie Jailbreaka sięgnęłoby po niego po to, by odpalać na swojej konsoli programy typu homebrew, czy nawet emulatory, których legalność mimo wszystko pozostawia sporo do życzenia? Nikt mi nie wmówi, że GeoHot walczył o coś innego, niż spopularyzowanie na PlayStation 3 zwykłego piractwa polegającego na uruchamianiu z dysku twardego nielegalnych kopii pełnych wersji gier wydawanych na płytach BluRay.
Hakerzy, czyli obrońcy uciśnionych graczy zadziałali w taki sposób, że posiadacze konsol Sony zostali na ponad miesiąc pozbawieni jednej z podstawowych funkcjonalności ich sprzętu. Jak mają czuć się ludzie, którzy legalnie kupili gry „Socom”, „Mortal Kombat” czy „Portal 2” i nie mogli w nie zagrać z przyjaciółmi przez sieć? Czy narażenie na milionowe straty firmy, która ucierpiała na skutek kataklizmów w Japonii to również ukłon dla graczy? Może przez to zostanie obcięty budżet następnej gry od Davida Cage’a? Wreszcie czy ludzie, którzy musieli zapłacić za wymianę swoich kart płatniczych i kredytowych, powinni być wdzięczni Anonimowym za rzekomą walkę o ich prawa do swobodnego użytkowania konsoli? Dlaczego padło akurat na Sony, skoro Microsoft skutecznie banuje przerobione konsole Xbox 360, pozbawiając je jednej z podstawowych funkcjonalności na zawsze? Mało tego, gigant z Redmond każe sobie jeszcze płacić za usługę, która na konkurencyjnych platformach jest darmowa – gdzie się w takim razie podział Robin Hood, który chce zabierać bogatym korporacjom i dawać biednym graczom? Odpowiedź jest prosta: siedzi w ukryciu i łechce swoje ego. Być może szefostwo Sony popełniło błąd, deklarując głośno wojnę totalną z piratami, przez co sprowokowali Anonimowych do ataku. Chcieli po prostu pokazać, że ten kto wyzywa ich na pojedynek, musi przegrać. I nie było tu miejsca na jakiekolwiek działania na rzecz użytkowników marki PlayStation. Z punktu widzenia gracza, który jest dumny ze swojej kolekcji oryginalnych gier, decyzję Japończyków o wyrażeniu głośnego sprzeciwu przeciwko piractwu na ich systemach jak najbardziej rozumiem.
Piractwo to temat rzeka i nie jest ono istotne dla przekazu mojego tekstu. Można mnożyć argumenty zarówno za, jak i przeciw, jednak należy pamiętać, że z punktu widzenia prawa piractwo jest przestępstwem. Zdaję sobie sprawę, jak obecnie wygląda rynek gier wideo. Legalnych nabywców wydawcy nękają uciążliwymi DRMami, wycinaniem zawartości i sprzedażą jej, jako DLC czy wreszcie działaniami mającymi na celu likwidację rynku wtórnego. Wszystko to nie jest jednak usprawiedliwieniem, by przymykać oko na szkodliwość piractwa. Tak samo, jak stosowanie agresywnych zabezpieczeń godzących w posiadaczy oryginalnych kopii oprogramowania, nie jest usprawiedliwione walką z nim. Zdrową postawę w tym temacie reprezentuje nasz rodzimy wydawca i deweloper CD Projekt, który usunął DRM z „Wiedźmina 2”. Jestem przekonany, że mimo wszelkich kąśliwych komentarzy na temat przesadnego zaufania do graczy, takie postawy się zwrócą firmie w przyszłości. Przykład ten podałem po to, by zwrócić Waszą uwagę na to, że działania grup pokroju Anonimowych nie zawsze prowadzone są po to, by na świecie panowało dobro i piękno.
Na sam koniec pragnę dodać, że wszelkie ataki terrorystyczne, obojętnie czy dokonywane w realnym świecie, czy tylko w wirtualnej rzeczywistości prowadzą do bardzo negatywnego zjawiska, jakim jest destabilizacja. Chaos nigdy nie sprzyjał ludzkości, dlatego tak samo jak nie podzielam ideologii anarchistów, tak samo nie uważam by atak na PSN przyniósł graczom cokolwiek dobrego. W zaistniałej sytuacji mógł tylko wzmocnić konkurencję Sony, czyli Microsoft i Nintendo. A to, dlaczego potrzebujemy rynku konkurencyjnego, by produkty które nabywamy były cokolwiek warte, jest już tematem na inny, obszerny wpis.