Potomek dawnych jRPG-ów - Brucevsky - 27 lipca 2011

Potomek dawnych jRPG-ów

Źródło: http://n2s.altervista.org

Dla wielu z nas postęp technologiczny ma same atuty. Gry są coraz lepsze, ciekawiej opowiadają historię, prezentują fantastyczne światy, oddają rzeczywistość, dają więcej możliwości. Czasami jednak są momenty, gdy człowiek widzi, że ten cały rozwój coś też jednak odbiera.

Do takich wniosków doszedłem po zobaczeniu trailera japońskiego RPG-a wydanego już w Japonii , a który niedługo zyska tłumaczenie i trafi do zachodniej części cywilizacji. Mowa o Solatorobo: The Red Hunter na NDS-a.

W grze wcielamy się w humanoidalnego psa, który żyje w specyficznym świecie, gdzie mieszkańcy wykonują swoje prace w gigantycznych robotach. Uniwersum tworzy archipelag latających wysp. Klasycznie na świat spada nagłe zagrożenie. Przypadkowo Red Savarin, główny aktor, wplątuje się w intrygę i staje jedynym ratunkiem dla wszystkiego, co mu znane.

Fabuła może nie jest oryginalna do bólu. Jest wręcz typowa dla jRPG-ów. Może graficznie też ten tytuł nie zachwyca. Może i nie ma wszystkich tych genialnych efektów graficznych, nie wciągnie Was w świat jak Heavy Rain i nie opowie tak historii jak David Cage. Nie da też tylu możliwości, co Fallout, nie wyróżni się systemem zabawy i nie zrewolucjonizuje żadnego gatunku. Ale dla mnie ma “to coś”, czego dzisiaj wielu nowym projektom brakuje. Przypomina Legend of Manę, Breath of Fire IV, Xenogears, Chrono Crossa, Final Fantasy, Alundrę, Wild Arms, Legend of Legaię, czy Dragon Questa. Przypomina to co było kiedyś, gdy dominowało pierwsze PlayStation. Coś, co zginęło dzisiaj, gdy pieniądze wymagają od deweloperów pewnych komercyjnie tytułów, pozbawionych zbytniej „inności”. Solatorobo wychodzi na DS-a, bo ta konsola daje możliwości i nie wymaga tak wielkich nakładów finansowych jak te wszystkie current- i next-geny. Ma też bazę odbiorców, którzy jakby wciąż tęsknią za tą całą gamą produkcji, które ukazywały się pod koniec zeszłego wieku.

Oglądam któryś raz ten trailer i dochodzę do wniosku, że wtedy twórcy mieli jednak większe możliwości kreatywne, bo o sukces finansowy innowacyjnych tytułów było łatwiej. Dzisiaj nawet genialne i duże produkcje, które nie trafią w pewien oczekiwany kanon, mogą się okazać marketingowym niewypałem. Kiedyś podejmowane ryzyko było mniejsze, więc większa liczba wydawców i deweloperów decydowała się zagrać „va banque”.

Sam trailer daję na koniec. Może ktoś też sobie coś przypomni lub skojarzy, tak jak ja. 4 minutowy powrót do przeszłości. Dzisiaj nikt nam takiej gry nie zrobi na PS3/X360 i nie rzuci jej na półki sklepowe. Niestety.

Brucevsky
27 lipca 2011 - 20:23