A ten poziom to tutaj skąd?! - Brucevsky - 23 listopada 2011

A ten poziom to tutaj skąd?!

Źródło: thegamefanatics.com

Przez trzy i pół kolejnej misji autorzy Splinter Cella budują pewien klimat. Samotny agent o doskonałych umiejętnościach w nieprzyjaznym środowisku w poszukiwaniu konkretnych celów. Jeden błąd może oznaczać śmierć, bo broń wrogów łatwo wyrządza mu krzywdę. Musi więc działać po cichu, spokojnie i pewnie. Bezbłędnie. Zaczynamy czuć atmosferę.

Wtedy jednak, ni z tego, ni z owego, nagła zmiana tempa i założeń. Szef mówi przez radio, że to mnie się spodoba. Na ostatnim piętrze budynku firmy kręci się sporo wynajętych przez wroga najemników, którzy uniemożliwiają bezpieczną ewakuację. Trzeba „posprzątać”, aby w ogóle się stamtąd wydostać. No dobra, niech będzie, jak mus to mus.

Wjeżdżam windą na górę. To już nie biurowce, a budynek w fazie projektowania wnętrz. Mnóstwo skrzyń, kartonów, folii, drabin, rusztowań i pustych pomieszczeń. W kolejnych pokojach i korytarzach przeciwnicy. Rozmawiają, patrolują, nudzą się. Bierzemy się za robotę. Na początku trzech z nich stoi blisko siebie i sobie żartuje. To już wiem po co mi granaty. Wybuch, chwila krzyków i palące zwłoki na moment jeszcze zagradzają mi drogę. Okaaaaaaaaaaaaaayyyy, to tyle było z działania po cichu....

W samej końcówce czwartej misji Splinter Cell nagle zamienia się w strzelankę TPP. Autorzy wiedzieli, że samo strzelanie nie jest jakoś idealnie zrobione, więc apteczek wala się po ścianach mnóstwo. Podobnie jak amunicji do karabinku. Lecimy więc przed siebie i praktycznie bez zbędnego kombinowania i skradania się rozwalamy oponentów. Alarm podnoszą dopóki jeszcze jest ktoś żywy na danym obszarze. Szybko jednak robi się cicho, bo AI w „momentach stresowych” potrafi zgłupieć. Podłazi pod lufę, utyka na drzwiach, pudłuje. Bez zastanowienia się przemy więc naprzód, bo i tak nie ma już co oszczędzać ekwipunku. Granaty latają hurtowo, serie z karabinu są coraz mniej celne. Klimat wyszedł na przerwę. Sama Fishera zastąpił na moment Ethan Hunt.

Nie mówię, że nagła odskocznia od pewnego schematu jest zła. W tym jednak przypadku zrobienie ze Splinter Cella na kilka chwil prostej strzelanki wygląda dziwnie. Mieliście ostatnio wrażenie, że jakiś fragment gry zupełnie do niej nie pasuje i obdziera ją z długo budowanej wcześniej atmosfery?

Brucevsky
23 listopada 2011 - 19:29