Tak staram się sobie w tym momencie tłumaczyć kryzys jaki dopadł mnie podczas zabawy z Shox na PlayStation 2. Te zręcznościowe wyścigi od EA Big zyskały sobie na świecie renomę bardzo wymagających i przeznaczonych tylko dla naprawdę cierpliwych graczy. Mnie skusiło do ich zdobycia stricte arcade’owe podejście do tematu rajdów, którego od wielu lat nie spotkałem na platformach do grania.
Początkowe etapy okazały się tylko preludium, które zachęcało do zabawy. Słabsza klasa pojazdów zapewniała wiele emocji, bo walki na torze z przeciwnikami i upływającym czasem było pod dostatkiem. Na szczęście, dość regularnie i przy jeszcze akceptowalnym przeze mnie nakładzie sił wpadały kolejne zwycięstwa i odkrywały się bonusy. Kiedyś jednak rywalizacja w pierwszej klasie się skończyła i trzeba było przejść poziom wyżej. A tam, wielki ceglany mur postawiony przez twórców, który niełatwo jest przeskoczyć.
Nagle całkiem do tej pory śmieszny system jazdy i kartonowe kolizje pojazdów przestały bawić. Potrzebne były każde najmniejsze ułamki sekund, a gramoląca się z zakrętu na lodzie Celica GT-Four sprawiała, że dłonie zaciskały się mocniej na padzie, a w mózgu zaczęły krążyć niewybredne komentarze na temat Toyoty. Nie wspominając o wkurzających rywalach, którzy mają niesamowitą swobodę jazdy w powerslide’ach, która nie do końca zdolnego w tym temacie posiadacza PlayStation 2 DRAŻNI! Powoli jednak przeszkody udało się pokonać. Jakimś sposobem jestem w trzeciej klasie. Potrzebuję poprawić jeszcze swoje lokaty na dwóch planszach rozgrywanych na śniegu, aby awansować wyżej. Wciąż jednak brakuje mi potrzebnych do obniżenia cen nowych maszyn osiągnięć, a bez nich nie uzupełnię garażu. Mógłbym to zostawić, ale nie kupiłem gry, aby wszystko na szybko przejechać i zająć się czymś innym. Garaż musi być pełny.
Stanęło na tym, że Shox zajmuje w tym momencie czwarte miejsce na liście gier, w które aktualnie gram. Splinter Cell mnie wciągnął, więc wyprzedził go bez problemów. Metal Gear Acid na PSP jakoś mnie uspokaja tym swoim wolnym tempem i jest taką powolną rozrywką po trudnym dniu. Został jeszcze Red Card Soccer, który wygrywa tym, że jest mniej stresujący. I tak, całkiem ciekawa gra z powodu swojego poziomu trudności i stosunkowo niewielkiej liczby wolnych godzin do przeznaczenia na zabawę wyleciała na półkę. Kiedy wróci? Dobre pytanie. Sporadyczne próby przywrócenia jej do łask na razie kończą się niepowodzeniem, bo teraz Lancer Evo VI za długo gramoli się z tych przeklętych zakrętów na lodzie!