Smakowicie. Tak w skrócie można opisać to, jak wygląda najnowsza część uwielbianego przez wielu cyklu gier. Capcom nie zamierza popełniać błędu i udawać, że oczekiwania graczy oraz sposób tworzenia nowych tytułów nie zmieniły się. Może przez to znowu dostaniemy strzelankę z elementami grozy, a nie pełnoprawny survival-horror, ale czy to naprawdę powód do zmartwień?
Chyba każdy kto spędził godziny poznając przygody Leona w czwartej odsłonie i kto później nieźle bawił się walcząc o życie w Afryce w kooperacji nie zaprzeczy, że były to dobre gry. Na taką zapowiada się też szóstka, która wyraźnie stawia na akcję, efektowność i emocje. Resident Evil otworzył może gatunek survival-horrorów dla szerszej publiczności, ale dzisiaj bardzo mądrze go już nie kontynuuje.
W jednym z poprzednich tekstów zastanawiałem się już i zachęcałem do wyrażania opinii na temat tego, czy Resident Evil straszy. Oprócz niektórych wyjątków ta seria zawsze miała problemy z budowaniem nastroju grozy i nie dziwne, że Capcom w końcu zrezygnował z próby przerażania nas „na siłę”. Dzisiaj niektórzy narzekają, że seria zgubiła przez to swój klimat i porzuciła dawne cechy charakterystyczne. Czy to jednak źle? Liczne głosy krytyczne osób, które zmierzyły się z koszmarnym sterowaniem i kamerą w odświeżonej edycji Resident Evil: Code Veronica dobrze wiedzą, że Japończycy idą w odpowiednim kierunku.
Jeszcze kilka lat temu regularnie w mediach i wśród graczy pojawiały się narzekania, że w kolejnych odsłonach serii coraz więcej strzelania, a coraz mniej straszenia. Tak było jednak od początku. Jakby nie patrzeć, walka o przetrwanie z zombiakami miała miejsce od pierwszej części i do ich eksterminacji używaliśmy różnych środków. Strzały z shotguna, karabinów, Magnuma pozbawiały życia kolejnych wrogów, którzy często stawiali na ilość, aby mieć w ogóle jakiekolwiek szanse. Tak naprawdę dzisiaj jest to po prostu jeszcze bardziej efektowne i przedstawione w innej perspektywie. Resident nigdy specjalnie nie straszył i nie miał mocnego klimatu. Każdy kto zna tę serię od początku to potwierdzi. Na tle serii „Fatal Frame” lub „Forbidden Siren” kolejne części prezentowały się bardzo blado w tym temacie.
Capcom potrafi grać odważnie, co potwierdził chociażby przenosząc akcję „piątki” do Afryki i rezygnując z elementu charakterystycznego serii, zombi, w czwartej odsłonie. Na niektórych fragmentach trailera szóstki widać, że i tym razem nie zabraknie bardziej pomysłowych miejscówek. Dobrą wiadomością jest też kilku bohaterów i fakt, że nasi przeciwnicy będą reprezentowali różne „style walki”. Obok umarłych czekają też i uzbrojeni podobnie jak my żołnierze, a to powinno zagwarantować różnorodność. Widać też, że w niektórych scenach twórcy chcą wywołać jednak strach w grającym, co potwierdza przebitka w tunelu, dobrze kojarząca się fanom „28 dni później”.
Trailer pokazuje, że będzie sporo emocji i zabawy ze strzelania. Widać też, że jest to gra z pomysłem. Jeśli Capcom nie spartoli i da tryb kooperacji na podzielonym ekranie to ja jestem już kupiony. Uniwersum Resident Evil ma swój niepowtarzalny urok, nawet gdy bawi nielogicznymi mutacjami i grą aktorską bohaterów. Za to też tę serię kochamy. I pewnie na to też zagłosujemy naszymi portfelami w drugiej połowie tego roku. Resident nie umarł. On po prostu mutuje.