Marcus poleca: w co pograć w co-opie? - Marcus - 28 stycznia 2012

Marcus poleca: w co pograć w co-opie?

Kooperacja w grach staje się ostatnimi czasy coraz bardziej popularna. Co więcej, wiele tytułów pozwala na wspólne przechodzenie kampanii fabularnej. W tekście tym opiszę tytuły, przy których warto spędzić trochę czasu, grając w co-opie.

Alien Swarm

Zaczniemy od darmowej produkcji spod skrzydeł Valve, dostępnej dla wszystkich posiadaczy platformy Steam. Mowa oczywiście o Alien Swarm. Po dołączeniu do serwera musimy wybrać jedną z czterech dostępnych klas oraz ośmiu postaci. W tym aspekcie omawiana produkcja nie wyróżnia się szczególnie. Mamy więc medyka, specjalistę od broni ciężkiej, oficera oraz technika. Ich umiejętności są klasyczne - medyk leczy, specjalista od broni ciężkiej bierze na siebie największe ilości przeciwników, oficer dowodzi, natomiast technik - przydaje się, kiedy trzeba otworzyć elektroniczny zamek.

Kampania, choć krótka, to wciągająca. Jej ukończenie jest kwestią kilku godzin - jednak największą zaletą Alien Swarm jest duży nacisk położony na współpracę. Zasada jest prosta: odłączenie się od reszty skutkuje szybkim końcem żywota. W nasze ręce oddano kilkanaście rodzajów broni - strzelamy z karabinków, mini-gunów, miotaczy ognia, a nawet posługujemy się wieżyczkami czy działkami. Całość oparto na nieśmiertelnym silniku Source, dzięki czemu oprawa audio-wizualna stoi na przyzwoitym poziomie.

Resident Evil 5

Po wykończeniu obcych możemy przejść do eksterminacji zombiaków. Dzieło Capcomu umożliwia współpracę dwóch osób – o ile otoczka fabularna w Alien Swarm była niewielka, o tyle w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Przerywniki filmowe, wiele dialogów i przedstawiona historia są dość rozbudowane. W Resident Evil 5 odwiedzamy Afrykę, wcielając się w Shevę lub Chrisa. Tajemniczy wirus zamienia ludzi w krwiożercze stworzenia (no dobra, nie brzmi to tajemniczo, bo każdy słyszał o zarazie setki razy) – oczywiście, by przeżyć, trzeba te istoty powybijać.


Naszych protagonistów widzimy zza ich ramienia, co nikogo nie powinno dziwić, ponieważ takie rozwiązanie zaimplementowano już w części czwartej. Tryb kooperacji pojawił się za to po raz pierwszy i śmiało mogę powiedzieć, iż taka decyzja była strzałem w dziesiątkę. Niestety, wzajemna pomoc częściej jest wymuszana przez samą grę, aniżeli przez nas samych. Poza tym, sterowanie jest wręcz archaiczne, a jakby tego było mało, nadal nie ma możliwości jednoczesnego biegania i strzelania.
Z drugiej strony, gameplay prezentuje się bardzo dobrze – szczególnie oprawa graficzna zasługuje na pochwałę. Może nie jest szczególnie strasznie, ani mrocznie, lecz trzeba przyznać, że wykańczanie przeciwników sprawia niemałą satysfakcję.

Gears of War (seria)

Gears of War to seria pechowa pod jednym względem dla PCtowców. W końcu „jedynka” ukazała się najpierw na Xboksie 360, a około rok później cieszyli się nią również posiadacze komputerów osobistych. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kolejne odsłony już na nich nie zawitały. Tym sposobem, rozbudzone kiedyś apetyty graczy nie mogły zostać zaspokojone – jedyną możliwością było kupno konsoli. Ale nie o tym mowa. Wpis dotyczy wszystkich platform, dlatego też przygody Marcusa Fenixa i spółki potraktowałem jako całość.

Podczas gry przenosimy się na planetę Sera, gdzie jako ww. śmiałek, wraz ze swoją kompanią, walczymy z Locustami. Cała kampania jest stworzona dla dwóch lub więcej osób, dzięki czemu mamy możliwość gry po sieci lub na podzielonym ekranie. Frajda z rozgrywki jest ogromna, zwroty akcji, choć przewidywalne, to emocjonujące. Jeśli doliczymy do tego dobrą grafikę i kilka rodzajów przeciwników oraz wyraźnie zarysowane osobowości postaci z Oddziału Delta, otrzymamy mieszankę niemal idealną.

Left 4 Dead 1 / 2

Ostatnią pozycją na liście okazują się obydwie części Left 4 Dead. Może tematyka tytułu od Valve nie należy do najoryginalniejszych (ah, te zombiaki…), to i tak najważniejsza jest radość czerpana z rozgrywki. Omawiana produkcja oferuje kilka trybów dla wielu graczy. Oprócz Hordy czy Przetrwania, nie mogło zabraknąć opcji najważniejszej, czyli czteroosobowej kooperacji. Kierowane przez nas postacie nie mają specjalnych umiejętności. Żyją, ponieważ są odporne na wirus – by żyć dalej, muszą oczywiście współpracować.

Porównując część pierwszą i drugą, warto zwrócić uwagę na mroczność obu pozycji – „dwójka” stawia na intensywność akcji, natomiast poprzedniczka zdaje się mroczniejsza. Jeśli pominiemy ten fakt i skupimy na tłuczeniu co rundę kilkuset zombiaków, powinno być dobrze. Tak jak mówiłem na początku, Left 4 Dead nie grzeszy oryginalnością. Nie ma tu nic, czego nie widzielibyśmy w innych grach. Mimo to, mogę go polecić z całego serca.

Podsumowanie

Tym sposobem pierwsza część cyklu dobiega końca. W komentarzach piszcie propozycje dotyczące gier, które mogłyby się pojawić w kolejnych odsłonach. Typy do drugiej części mam już opracowane, dlatego możecie jej oczekiwać w przyszłym tygodniu.

Marcus
28 stycznia 2012 - 15:16