Witam w nowym cyklu poświęconemu rodzimym elektronicznym produkcjom. W każdej części w krótki i przejrzysty sposób podsumuję każdy tytuł, który zdołałem ukończyć. Jedne z nich wspominam mile, o drugich zaś wolałbym zapomnieć. Dziś aby było nieco zabawniej wspomnę w głównej mierze o słabszych grach. W każdym tygodniu będę wam serwował po pięć dzieł, ponieważ jest to rozsądna liczba. Nie przedłużając już dłużej zapraszam wszystkich do czytania oraz do podzielenia się własnymi poglądami.
2003 - Smash up Derby
Jedna z pierwszych gier City Interactive. Gra korzystała wówczas z całkiem niezłego silnika graficznego oraz z bardzo wypasionego fizycznego - Havok! Niestety brak umiejętności w tworzeniu gier zniweczył cały plan, a produkcja okazała się mało grywalna. Model jazdy jest tu tragiczny, nie miejcie co do tego wątpliwości. Same wyścigi zamiast dawać nam odrobinę radochy powodują jedynie frustrację. Większości dostępnych tu aut nie da się normalnie prowadzić, tylko kilka z nich jako tako nadaje się do jazdy. Szczególnie jeśli taki samochód poddamy tuningowi. Co zatem powoduje we mnie miłe wspomnienia? Tryb derby. Dlaczego? Ponieważ jest zaskakująco odprężający. Szkoda tylko, że dostępnych aren jest tu naprawdę mało, szczególnie zważywszy fakt na to, że tylko one są w stanie przynieść nam jakąkolwiek przyjemność.
2003 - Chrome
Najlepsza moim zdaniem produkcja w dzisiejszym zestawieniu. Sensowne dialogi, wciągająca fabuła, wyraziste postacie, świetna jak na ówczesne czasy oprawa wizualna oraz przyjemny dla ucha soundtrack, spowodowały że pokochałem tę grę. Klimat jest naprawdę niezły, a cyberpunkowe elementy dodają tu nie tylko smaczku, ale i przydają się podczas naszych zmagań. Wszczepy głównego bohatera mają podobne zastosowania co w przypadku o wiele nowszego Crysisa! Widać, nasi zachodni twórcy mieli od kogo brać przykład. Produkt ten powstał w oparciu o autorski silnik Chrome Engine, który w swoich czasach prezentował bardzo dobre walory technologiczne. Niestety gra cierpiała na wiele psujących zabawę niedoróbek, które na szczęście zostały z czasem załatane. Przynajmniej większość z nich. Dzieło Techlandu cechuje się również wysokim poziomem trudności. Kolejną wadą jest niewygodne rozmieszczenie przycisków, przez co Chrome traci na grywalności. Trochę szkoda, ale w końcu nic nie jest idealne. Przymykając oko na pewne wady omawianej produkcji możemy bez trudu poczuć się jak Bolt Logan, zżywając się z nim od początku do samego końca.
2003 - Maluch Racer
Moja pierwsza polska gra. Pamiętam jak wyczekiwałem premiery tego tworu. Z miejsca ruszyłem do sklepu aby zaopatrzyć się w to wątpliwej jakości cudeńko. Mimo to jako młody dzieciak nie czułem się jakoś źle przy Maluchu Racerze. Podobal mi się realistycznie oddany dźwięk silnika tego pojazdu jak i samo pojawienie się maluszków w grze komputerowej. Ze względu na ogromną ilość błędów i wad, nie zdołałem wówczas ukończyć produkcji firmy PLAY. Stało się to wiele lat później, nabywając przy okazji wersję Deluxe. Całość można podsumować poniższym stwierdzeniem - jeden wielki koszmar. Ile nerwów zjadłem aby odblokować wszystkie trasy, wersje Fiatów 126p oraz wygrywając wszystkie dostępne tu wyścigi? Chyba przy żadnej innej grze, nie poleciało z mych ust tyle wulgaryzmów. Mimo to grałem w zaparte, aby coś sobie udowodnić. Nawet nie pamiętam co. Chyba chodziło o wytrwałość. Jedno jest jednak pewne. Nigdy więcej nie chcę widzieć tego chłamu na oczy!
2007 - Code of Honor: The French Foreign Legion
Kolejna w tym wydaniu produkcja studia City Interactive. Pierwsza odsłona Code of Honor działa na tym samym silniku co Chrome. Jednak w roku 2007, Techland oferował już 3 generację swojego enginu, która i tak musiała uznać wyższość takich technologicznych potworów jak Unreal Engine 3 czy Cry Engine 2. Jak przystało na kioskowego wówczas producenta, ich dzieło cierpiało na zaskakująco dużą liczbę wad. Często uniemożliwających ukończenie misji. Bugom nie było końca, a sam gameplay też nie należał do zalet omawianej produkcji. Ponadto jedynkę można ukończyć w nieco ponad godzinę czasu, co z całą pewnością nie należy do atutów tej gry. Same mapy, choć w podobnej konwencji jakimś cudem przypadły mi do gustu. Mimo wszechobecnej skromności, poczułem sentyment. Zapewne dlatego, iż przedstawiona tu rozgrywka, choć w karykaturalny sposób, przypomina mi tę znaną z Chrome, którego darzę wielkim szacunkiem. Co zatem skłoniło mnie do zagrania? Głównym powodem był Sniper: Ghost Warrior, a raczej jego demo. Postanowiłem wówczas zapoznać się z kilkoma wcześniejszymi produkcjami tego producenta. Ot tak z ciekawości.
2008 - SAS: Secure Tomorrow
SAS: Secure Tomorrow jest kolejną w tej części cyklu grą od City Interactive. Jednak w odróżnieniu od dwóch pozostałych, ta prezentuje całkiem inny poziom. Nie, nie jest to dobra gra, ale na pewno można ją zaliczyć do tych przyzwoitych. Początkowe lokacje dają na myśl inne produkty tego studia na silniku Jupiter Ex. Technologii, która zasilała w 2005 roku bardzo dobrą strzelaninę F.E.A.R. Celownik sprawiał oczywiście wrażenie autocelowania, co nie przypadło mi do gustu, ale do reszty nie miałem większych zastrzeżeń. Szczególnie, że cena tego produktu oscylowała wówczas wokół 20zł. Nie powiem, z początku trochę sobie poziewałem. W końcu nigdy nie byłem zwolennikiem zamkniętych pomieszczeń w grach. Szczególnie jeśli te okazywały się monotonne. Dopiero później rozgrywka nabiera tempa, a my jesteśmy raczeni śnieżnymi etapami. Na pochwałę zasługuje też to, że jako członek oddziału SAS nie jesteśmy sami. Obok nas są sojusznicy, którzy raz na jakiś czas pomagają naszemu bohaterowi. Szkoda tylko, że gra okazuje się być krótka. Można ją ukończyć w zaledwie 3 godziny, ale za dwie dyszki, nie ma czego więcej wymagać. Jest to jedna z lepszych gier City Interactive. Nie mam co do tego wątpliwości. Widać, że chłopaki z tego studia przyłożyli się podczas produkcji Secure Tomorrow. Chwała im za to.
Na dziś to wszystko. Zapraszam za tydzień do drugiej części tego cyklu i zachęcam do komentowania tego artykułu.