Marilyn Manson - Born Villain (2) - fsm - 29 kwietnia 2012

Marilyn Manson - Born Villain (2)

Zgodnie z daną Wam jakiś czas temu obietnicą, przyszedł czas na tekstowe zmierzenie z najnowszym albumem Marilyna Mansona - Born Villain. Płyta swoją światową premierę miała 25 kwietnia, zgodnie z grafikiem wydawniczym do Polski zawita jutro, a do USA we wtorek. Na szczęście niektóre sklepy wystawiły albumy na sprzedaż już przed weekendem, więc niech oceniania nastanie czas!

Born Villain to album, który bywa nazywany "comebackiem" Mansona. Po dwóch ostatnich produkcjach - Eat Me, Drink Me (2007) i The High End of Low (2009), które moim zdaniem nie były tym, czego miłośnik twórczości MM mógł oczekiwać - na coś takiego czekałem. Zaś po kilku godzinach spędzonych z "urodzonym łotrem" stwierdzam, że właśnie coś takiego dostałem. Album, na jaki Mansona stać, który pasuje do klimatu postaci, do image'u zespołu, album mocny, gitarowy i drapieżny. W KOŃCU!

Najnowsze dzieło Mansona to 13 świeżych kompozycji i bonusowy cover utworu You're So Vain Carly Simon, który zamyka płytę. I tak na dobrą sprawę absolutnie każdy jeden kawałek ma w sobie coś takiego, co sprawia że musi się podobać choć trochę. Na poprzednich albumach (wliczając w to nawet udaną, kanciastą i głośną The Golden Age of Grotesque - choć w mniejszym stopniu, niż wspomniane wyżej dwie ostatnie płyty) dostawaliśmy miszmasz kawałków świetnych i średnich. Tym razem zdecydowana większość płyty to utwory bardzo udane, co do trzech mam niewielke zastrzeżenia, ale generalnie: czad!

Born Villain otwiera się klasycznym, rockowym wystrzałem (Hey, Cruel World...), który już służy jako koncertowe intro, potem atakuje osłuchany już, singlowy No Reflection, a następnie mamy autorską kompozycję pana Mansona (Pistol Whipped) i bardzo ciekawy, znany z filmiku (uwaga: 18+!), który jesienią 2011 roku nakręcił dla Mansona aktor Shia LeBeouf, utwór Overneath the Path of Misery (ciekawostka: wprowadzeniem do tego utworu jest cytat z Makbeta). Gdy odtwarzacz uruchamia numer 5 na liście, mamy do czynienia z pierwszy z najlepszych kawałków na płycie: Slo-Mo-Tion. Napędzany czadowym, basowym "groove'em" utwór idealnie nadaje się na kolejny singiel. Nie jest jakoś specjalnie ciężki, czy metalowy, ale bez wątpienia szybko stanie się ulubieńcem publiczności. Dwa następne kawałki to kolejne prowadzone przez bas piosenki (tutaj pierwsze zastrzeżenie - drugi z nich: The Flowers of Evil, wydaje się zbyt podobny do poprzedniego i takie ułożenie kawałków sprawia, że do albumu wkrada się lekkie znużenie). Nie zachwyca mnie też pijana ballada Children of Cain, ani kolejny napisany przez Mansona utwór - Disengaged. Refren jest odpowiednio głośny i mocny, ale czegoś tej kompozycji, moim zdaniem, brakuje. Na szczęście po tych trzech nieco słabszych piosenkach wracamy do ekstraklasy. Lay Down Your Goddamn Arms i Murderers Are Getting Prettier Every Day to mocne, ciężkie, rockowe, atakujące gitarą petardy. Miód na uszy i serce każdego pogującego fana. Na zakończenie tej przygody czekają: fantastyczny, prowadzony przez syntetyczny beat utwór tytułowy, pokazujący pazury w ostatniej minucie, oraz spokojny, szumiący, katarynkowy Breaking the Same Old Ground. Fajne wyciszenie na koniec, dobre zamknięcie części właściwej. Prezentem na pożegnanie jest wpsomniany wyżej cover. Manson do przerabiania cudzych piosenek na talent (Sweet Dreams czy Tainted Love to świetne prze(y)kłady, choć Personal Jesus jednak był zbyt podobny do oryginału Depeche Mode). Myślę, że You're So Vain dołączy do grona coverów udanych i lubianych (ciekawostka: na bębnach i gitarze towarzyszy Mansonowi Johnny Depp).

Taki jest Born Villain. Bliższy najbardziej udanym płytom Mansona, niż mogłoby się na wstępie wydawać. Kawał dobrego, klimatycznego, rockowego grania. I nawet jeśli Manson głosu nie ma tak potężnego, jak kiedyś i przez ostatnie lata musiał muzycznie odreagowywać nieudane związki z przeróżnymi paniami, cieszy fakt, że najwyraźniej w końcu odnalazł złoty środek i napisał coś, czym rzeczywiście warto się pochwalić. No bo 10 naprawdę dobrych utworów, którym towarzyszą tylko 3 słabsze i niezły cover to wynik bardzo dobry. Warto wydać te 37 złotych na estetyczny (ale pozbawiony książeczki z tekstami - pierwszy raz w historii zespołu) digipack. Że co? Że na poziomie którego albumu jest ten nowy? Zaryzykuję, że jakością dobija do Holy Wood (choć z czasem mój entuzjazm może nieco opaść), co należy uznać za wielki sukces.

PS. na rosyjskim odpowiedniku Facebooka, na profilu największej fanowskiej strony o Mansonie – unkillablemonster.ru – możecie posłuchać utworów z nowej płyty :)

fsm
29 kwietnia 2012 - 12:49