Królewna Śnieżka kontra Królewna Śnieżka - fsm - 7 czerwca 2012

Królewna Śnieżka kontra Królewna Śnieżka

Z niewielkim opóźnieniem, ale zgodnie z obietnicą zapraszam do lektury śnieżkowego porównania. Swoją recenzję Królewny Śnieżki i Łowcy zaproponował Wam już Aver, ja więc szybko go doganiam i dokładam jakże istotny bonus w postaci zestawienia tego filmu z Królewną Śnieżką Tarsema Singha. Dwa spojrzenia na klasyczną baśń - da się wybrać to lepsze?

Pierwsza tegoroczna królewna - Mirror Mirror - to film autorstwa piekielnie zdolnego, zafiksowanego na punkcie strony wizualnej swoich filmów hindusa do niedawna przedstawiającego się tylko jako Tarsem. Pan ten wzbogacił świat kina świetnymi: Celą i Magią uczuć (wybaczcie durnowaty polski tytuł - chodzi o The Fall), a potknął się jedynie przy zeszłorocznych Immortals. Jego wizja baśni braci Grimm to wesoły, kolorowy, lekko dziecinny, ale zaskakująco "oglądalny" film. Zaskoczenie o tyle pozytywne, że naczytałem się jakby Królewna Śnieżka AD 2012 jest zbyt dziecinna, zbyt infantylna i zdecydowanie bez polotu. Takie nastawienie sprawiło, że film Tarsema ogląda się lepiej, niż można się spodziewać.

Julia Roberts jako zła królowa - choć za najpiękniejszą bym jej nie uznał - bawi się świetnie, a tolerancyjny widz kupuje taką przerysowaną, złośliwą, kapryśną, ale na pewno nie demoniczną postać. Lily Collins jako tytułowe dziewczę: urocze, śliczne i szybko przechodzące obowiązkową transformację. Dołóżmy do tego zestawu znanego z The Social Network księcia Alcotta i bandę zawadiackich krasnali, a otrzymamy wcielenie baśni. Ładne to (naprawdę ładne - otwierająca film animacja czy wizja lustra to typowe dla reżysera wizualne zagrywki), czyste, nieskalane mrokiem (jasne, królowa to zołza i chce zabijać, ale przemoc jest taka disneyowska w odbiorze) i jakieś takie... magiczne. Innymi słowy: Tarsem stworzył niemal encyklopedyczny przykład bajki (podobny zamysł przyświecał Shyamalanowi podczas kręcenia Kobiety w błękitnej wodzie, ale tutaj wyszło lepiej) i tak też należy ten film odbierać. I absolutnie nie można się zżymać na końcówkę, która jest w moim odczuciu genialnym zabiegiem, idealnie pasującym zarówno do klimatu filmu, jak i osoby pana reżysera.


Przechodzimy szybkim krokiem do filmu drugiego - Snow White and the Huntsman. Od samego początku było wiadomo, że ta wersja baśni to mroczniejsza i doroślejsza wersja ubrana w ciuszki filmu fantasy z rycerzami i potworami. Za kamerą stanął świeżak Rupert Sanders, do tej pory odpowiedzialny jedynie za masę reklam (w tym nagrodzony filmik promujący Halo 3: ODST). Królewna Śnieżka i Łowca nie zawodzi nadziei tych, którzy chcieli otrzymać koktajl Władcy Pierścieni, Harry'ego Pottera i Robina Hooda polanego sosem z klasycznej opowieści braci Grimm. Ale czy to wystarczy, by - jak mawia młodzież - zacieszać podczas seansu?

I tak i nie. Zacieszać można (i trzeba!) gdy na ekranie obserwujemy Charlize Theron w roli Ravenny, bardzo złej królowej. Piękna aktorka, dobra rola, świetne kostiumy i odpowiednio umotywowane pragnienie posiadania wiecznej młodości. Z drugiej strony mamy niespecjalnie przekonywującą i na pewno nie dorównującą urodą Śnieżkę - Kristen Stewart nie kojarzy mi się ze Zmierzchem, ale z pewnością nie sprawiła, że postać Śnieżki stała się "jej". Postać księcia została rozbita na dwie połówki - faktyczny książę to rola drugo, a może i trzecioplanowa, a faktyczny męski heros to atakujący szkockim akcentem łowca (Chris Hemsworth, wyglądający jak brudny, zapijaczony Thor). Podobać się mogą krasnale - tutaj zobaczymy bandę znanych, brytyjskich aktorów, komputerowo zminimalizowanych do odpowiednich rozmiarów. No i tak: mamy akcję, mamy efekty, mamy dwie bardzo ładne sceny (narkotyczne otumanienie w mrocznym lesie oraz wizyta w kolorowym, wróżkowym zakątku) i mamy - niestety - masę dłużyzn. Ogląda się to dobrze, pod koniec można się nawet lekko zacząć ekscytować, ale ogólnie Królewna Śnieżka i Łowca jest filmem niebywale letnim (w sensie temperatury). Gdy Charlize znika z ekranu, znika magia, której nie podtrzymują młodzi protagoniści. Generalnie film jest po prostu za długi. Czyżby brak reżyserskiego doświadczenia wylazł na wierzch? Sanders otrzymał samograja, którego nie potrafił do końca wykorzystać, zaś Tarsem z banalnej bajki uczynił coś więcej i tym samym pozytywnie zaskoczył.

Oba filmy zasługują na ocenę "niezły", ale mimo wszystko trochę lepiej od Śnieżki mrocznej oglądało mi się Śnieżkę bajkową. Hm.


PORÓWNANIE

Królowa:

Julia Roberts daje radę (zabawna i zadziorna), ale mimo wszystko przegrywa z Charlize Theron (piękna i groźna). Plus dla "Łowcy".

Śnieżka:

Lily Collins jest zdecydowanie ładniejsza i sympatyczniejsza od Kristen Stewart.

Lustro:

Oba zabiegi są bardzo pomysłowe i zasługują na uznanie (choć płynny stwór z filmu Sandersa mógłby pojawić się jeszcze jeden raz pod koniec... trochę mi tego zabrakło). Remis.

Krasnoludki:

Prawdziwie "mali mężczyźni" kontra mężczyźni pomniejszeni. Każda ekipa pasuje do swojego filmu, obie dobrze działają jako akcenty komediowe, ale więcej uroku maja chłopaki z filmu Tarsema.

Strona wizualna:

W każdym filmie znajdziecie coś ładnego dla siebie, pytanie brzmi: co was bardziej kręci? Efektowne pojedynki i magia z "Łowcy" czy ogólne naznaczenie całego filmu wyjątkowym stylem?

Jabłko:

Symbolicznie pojawia się w "Mirror Mirror", a klasyczną, bajkową rolę odgrywa w "Łowcy". Punkt dla Sandersa.

Ogólne wrażenie:

Krótsza bajka wypada jednak nieco lepiej, niż za długa i zbyt przegadana pozornie epicka mroczna przygoda.

Kto widział oba filmy i chce się podzielić? A którą wersję wybraliby bracia Grimm?

fsm
7 czerwca 2012 - 12:56