Ninja oraz pies. Pies oraz ninja. Dlatego tak rzadko używa się tego perfekcyjnego połączenia? Dlaczego ta gra nie ma bezpośredniego sequela? Dlaczego nie poznałem jej kiedy wyszła?! Od ninja w mieście lepszy może być tylko ninja w mieści z psem ninja. Ta gra tego dowodzi.
Shadow Dancer to obok Shinobi III moja ulubiona odsłona tej wielkiej i zasłużonej serii. O ile Shinobi III jest tytułem bardziej skomplikowanym oraz trudniejszym, o tyle Shadow Dancer ma w sobie więcej stylu. A w byciu ninjasem, o nic nie chodzi tak bardzo jak o styl!
Shinobi to oczywiście platfomer akcji, w którym najpierw ciskamy shurikenem, a potem szukamy odpowiedzi na dręczące nasz pytania. Jak każdą dobrą grę akcji z 8 i 16-bitów jej rozgrywkę można opisać w słowach „walcz i skacz”, które to jednak nie oddają jakości tej gry. Ona jest po prostu bardzo dobrze zaprojektowana – naszym podstawowym atakiem jest rzut shurikenem, który na bliską odległość przeistacza się w cios mieczem. Chyba że jesteśmy hardcorowi, bo wtedy w opcjach możemy sobie w ogóle wyłączyć shurikeny. Nasz ninjas ma także specjalne, magiczne ataki, których jest niewiele, a które sieją spustoszenie i zniszczenie jak świat długi i szeroki. I ma psa. Super ninja psa.
Nasz pies ninja ma kilka zastosowań – zaczyna szczekać, kiedy pojawiają się wrogowie, a tych jest sporo i potrafią wyjść niemalże znikąd. Możemy naładować mu „special”, który polega na rzuceniu się i przytrzymaniu wroga, co pozwala nam go zaatakować. Wreszcie wygląda super, jak na psa ninję przystało. Z szczuciem wrogów musimy uważać, o tyle, że pies może się nadziać i wtedy zmienia się… w małego szczeniaczka.
Etapy są duże i wielopoziomowe – często też możemy przemieszczać się miedzy pierwszym planem, a drugim planem w postaci „obszaru za siatką”. Ninjas nie ma za zadanie tylko dojść do końca etapu i pokonać bossa (przy bossach nie towarzyszy mu pies), lecz uratować zakładników: innych wojowników, czy piękne kobiety. Uważać trzeba nie tylko na przeciwników, ale i przeszkody, których czasami jest sporo. Megazabawne i mega głupkowate są bonusowe etapy, gdzie wpadamy w dół rzucając shurikenami w dziesiątki wrogów.
Wrogów, których jest sporo – strzelają, unikają, pojawiają się z cienia, i to oczywiście wojownicy, mutanty, ninjasy i inne wynalazki tamtych chorych czasów. Shadow Dancer nie jest banalny, ani nawet łatwy jak na dzisiejsze standardy, jednak nie ma tak wysokiego poziomu trudności jak wiele starych gier. Jeżeli ktoś sobie bardzo nie radzi, to w wersjach na PC można zapisywać i wczytywać grę w dowolnym momencie, zatem nie ma co się bać o swojego (nie)skilla. Gra składa się z pięciu całkiem dużych leveli, nie jest zbyt długa, bossowie są nawet ciekawi i dziwaczni. Graficznie jest w normie, bez szału, lecz z ciekawymi projektami, muzyka jest bardzo w porządku, pomimo typowej dla starych konsol Segi, słabej jakości, sterowanie responsywne i dokładne.
Shadow Dancer jest dostępny na Sega MegaDrive/Genesis, w amerykańskiej wersji Sega Genesis Collection na PSP oraz PlayStation 2, na Virtual Console Wii oraz PC. Można ją dostać w zasadzie bez większych problemów w odsłonach cyfrowych, a e-bay zawalony jest tanimi kopiami fizycznymi, więc znajdziecie ją bez problemu. Shadow Dancer jest przyjemny, ciekawy, w odpowiednich dawkach nie nuży mimo wieku – i ma niesamowicie sympatyczne psiko w obsadzie. Dobra gra, nie tylko dla fanów retro. [7]