Na szybciora #1 - Czy pisanie o grach zabija frajdę płynącą z rozgrywki? - Rasgul - 26 czerwca 2012

Na szybciora #1 - Czy pisanie o grach zabija frajdę płynącą z rozgrywki?

Wchodzę do łazienki, patrzę w lustro po czym odkręcam kran, przemywam twarz, zakręcam wodę i znów patrzę w swoje odbicie. Zastanawiam się czy to nadal ja czy jakiś potwór, który cały czas udaje „poważnego krytyka” potrafiącego myśleć tylko o tym jaką notę wystawić danej produkcji. Mój wzrok zatrzymuje się na oczach „tego po drugiej stronie”. Otwieram usta i pytam się czy on nadal potrafi czerpać frajdę z tego, co robi, jednak on nie chce mi odpowiedzieć. Milknę. Wiem, że odpowiedź na to pytanie jest gdzieś głęboko w mojej głowie, ale czy jestem zdolny się do niej dokopać?

Nie mam pojęcia czy inni, którzy tkwią w tym „bagnie” też doświadczają takiego uczucia, ale mi po głowie ostatnio chodzi jedna myśl o której zdążyłem wspomnieć we wstępie: „Czy ja nadal potrafię czerpać frajdę z grania?”. Kiedyś, gdy zasiadałem do jakiegoś tytułu, potrafiłem wyłuskać z niego każdy detal i napawać się jego smakiem niczym kustosz pijący kieliszek wina, które dojrzewało w piwnicy parędziesiąt dobrych lat. Zawsze szedłem za rączkę z twórcami, którzy chcieli przekazać mi wszystkie najlepsze aspekty swojej paroletniej pracy, a zarazem wystarczająco mocno zintegrować mnie z jej światem tak, bym nie zapomniał o przeżytej przygodzie przez najbliższe miesiące/lata. A dziś? Dziś to wszystko uległo zmianie. Włączam grę, grzebię w ustawieniach, klikam stary jak świat napis: „Nowa gra”, szukam średniego lub wysokiego poziomu, a potem czytam, oglądam oraz analizuję to, co znajdę tylko w tym celu, żeby potem ładnie zebrać całość do kupy, wystawić temu odpowiednią notę i potem kompletnie o wszystkim zapomnieć. Z prawdziwego gracza zamieniłem się w piszącego zombie.

Zapewne śmiejecie się teraz do monitorów mówiąc: „Hah! Co on może wiedzieć o poważnym pisaniu artykułów, skoro nie jest redaktorem GOLa czy innego, wielkiego serwisu?! To jakiś dzieciak, który nie zna się na temacie i nie doznał tego uczucia naprawdę!”. Uwierzcie mi, wiem coś o tym. Miałem okazję być częścią paru mniejszych lub większych stron internetowych poświęconych tematycznie grom i znam to, kiedy dostajesz swoją kopię do recenzji, szybko kładziesz na jej łapki, bo niedługo musisz coś o niej napisać. Pod tego typu naciskiem patrzysz na każdy aspekt produktu nie jako konsument, który stara się jak najlepiej bawić, a jako krytyk, który zamierza tytuł, albo niemiłosiernie zjechać, albo pobłogosławić. Starasz się znaleźć mocne oraz słabe strony danego tytułu tylko po to, żeby je wytknąć w tekście/materiale wideo, a nie po to, żeby się nimi napawać lub w przypadku wad – wybaczyć je i bawić się dalej. Normalnie w takim Gears of War czy Call of Duty po prostu biegniesz, a zarazem strzelasz, ale jeśli przychodzi ci grę oceniać, to biegniesz, patrzysz na tekstury/otoczenie, analizujesz jakość skryptów/sztucznej inteligencji przeciwników i w międzyczasie oddajesz strzał z najlepszą precyzją, żeby sprawdzić jak działa mechanika wypluwania ołowiu (czy innych laserów). Czuję się jak człowiek, który popadł w nałóg. Gram, ale gram bez uczuć, bo te zniknęły dawno temu. Nadal nie potrafię sobie wytłumaczyć i zastanawiam się czy to właśnie „włączenie się do branży” zmieniło mój punkt widzenia, czy to ja po prostu wklepałem sobie coś do mojej mózgownicy.

Kiedy słyszę jak mój znajomy, albo jakiś człowiek z filmiku mówi mi, że strasznie cieszy się pochłanianiem jakiegoś tytułu, to robi mi się banan na twarzy. Jestem po prostu zadowolony i w głębi serca zazdroszczę innym, że oni nie stracili „tego czegoś”, co sprawia, że ten magiczny krążek zamknięty w plastikowym pudełku staje się dla nas miejscem zabawy, a nie kolejnym miejscem pracy. U nich jest słonecznie, zaś u mnie pochmurno. Czy staję się niewyżytym, starym, zwyrodniałym zabójcą, który grę traktuje jako swoją ofiarę?

Serwis gameplay.pl na którym właśnie czytacie moje słowa przelane na wirtualny papier, to inne miejsce. Do napisania tekstu nikt mnie nie naciska, gdy kupuję grę nie muszę nic o niej naskrobać. Zero presji. Mój blog – moje miejsce, moja część tego serwisu i to w niej staram się przekazać moje myśli, a zarazem zintegrować Was z moją osobą/moją opinią o czymś. Cieszę się, że jestem jego częścią. Mam nadzieję, że to właśnie tutaj odzyskam swoje dawne uczucia związane z zabawą w wirtualnych światach stworzonych przez ludzi z pasją, z powołaniem. Mówią, że nadzieja jest matką głupich, ale dla odzyskania dawnej frajdy i dawnych wrażeń płynących z grania mogę zostać debilem.

Czy was też nieraz dopada takie uczucie? Czy też czujecie nieraz pustkę (niekoniecznie akurat związaną z pisaniem tekstów), kiedy odpalacie kolejną, wirtualną przygodę? Może macie swoje porady jak to załatwić? Napiszcie o tym w komentarzach!

Jeśli chcecie wiedzieć co na bieżąco dzieje się u Rasgula, to zapraszam do odwiedzania mojego twittera! Coś na pewno na nim znajdziecie. 

Rasgul
26 czerwca 2012 - 22:00