Dzisiaj oczy wszystkich miłośników tenisa są zwrócone w kierunku Wimbledonu, gdzie Agnieszka Radwańska zmierzy się z Sereną Williams w finale tego słynnego turnieju. Jako że na blogu na razie nikt nie poruszył tej kwestii, a Polacy liczą na największy sukces od przeszło siedemdziesięciu lat, postanowiłem pokrótce skupić się na ewentualnych konsekwencjach udanego meczu Isi. Czy czeka nas Isiomania?
Przy okazji wielkich wydarzeń sportowych z udziałem polskich zawodników nie brakuje w mediach wypowiedzi socjologów wyjaśniających potrzebę zwycięstw wśród obywateli i utożsamiania się z wybitnymi sportowcami, którzy pokazują na świecie, że Polak też potrafi. Najbardziej charakterystycznym przykładem tego zjawiska była Małyszomania. Nagle, po pierwszych znacznych sukcesach Adama, wszyscy stali się ogromnymi miłośnikami skoków narciarskich. Ja również przez pierwsze kilka lat z zapartym tchem śledziłem zmagania naszego bohatera narodowego. Po przejściu Małysza na rajdową „emeryturę” popularność tego sportu znacznie zmalała, choć Kamil Stoch próbuje przejąć po nim schedę i twardo walczy.
Kilka lat temu przyszła kolej na innego polskiego sportowca, który podbił serca wszystkich kibiców. Równie nieśmiały jak Adam, Kubica dostał się do najbardziej prestiżowej serii wyścigowej na świecie. Nagle przed telewizorami zaroiło się od miłośników sportów motorowych. Ja również przyłączyłem się do wspólnego świętowania i od momentu jego debiutu nie odpuściłem żadnego wyścigu. Niestety, po wypadku popularność Formuły 1 spadła w zastraszającym tempie – w moim przekonaniu o wiele bardziej niż skoków narciarskich. Gdy tylko wspominam komuś, że jestem wielkim fanem tej dyscypliny sportu, to od razu słyszę: eee, bez Roberta to już nie to samo. Z dnia na dzień wycofała się też znaczna część sponsorów, których reklamówki pojawiały się przed studiem Polsatu.
Zacząłem się ostatnio zastanawiać, czy podobną popularność zyska w Polsce tenis? Szczerze mówiąc trenowałem go swego czasu przez parę miesięcy i rozgrywka sprawiała mi wiele przyjemności. Ukończyłem też trzecią odsłonę gry Virtua Tennis (wiem, że to zręcznościówka). Nigdy jednak nie mogłem zmusić się do oglądania meczów w telewizji. Nieraz zastanawiałem się, z czego to wynika. Czyżby zbyt krótkie wymiany piłek? Zbyt duża monotonia? Ciężko powiedzieć. Niemniej jednak nie mogę się oprzeć i dzisiaj na pewno będę bacznie śledził finał i trzymał kciuki za Agnieszkę. Szczególnie, że też jestem z Krakowa. :)
Wydaje mi się, że duże znaczenie dla wzrostu popularności tenisa w Polsce będzie miała telewizja Polsat. Jeżeli zdecydują się na podobny krok, jak w przypadku Formuły 1 i zaczną transmitować najważniejsze mecze na antenie otwartego kanału, a nie zakodowanego, to istnieje duża szansa na wybuch Isiomanii. Problem stanowi czasochłonność tych imprez. Wyścigi trwają średnio trzy godziny (wraz z kwalifikacjami) i odbywają się nie częściej niż raz w tygodniu. Z tego względu Polsat musiałby zrezygnować z wielu programów, żeby transmitować wszystkie mecze z udziałem polskich zawodników. Mimo wszystko uważam, że dzisiejszy finał powinni puścić na otwartym kanale, właśnie po to, aby zainteresować tym sportem kolejnych potencjalnych widzów.