Kilka dni temu postanowiłem odkurzyć swojego ukochanego Pegasusa i spróbować sił z bratem w Contrę. Niestety, konsola ostatecznie nie zadziałała, a ja pełen smutku ruszyłem w stronę peceta. Trochę przez przypadek odkryłem, że niedawno wyszła inna, bardzo podobna do tego klasyka gra. Nosi tytuł Oniken i wygląda niemal identycznie jak produkcja z 1987 roku! Od razu zainteresowałem się produktem. Cóż, mój romans z nią zakończył się niespodziewanie szybko, ale o tym za chwilę.
Oniken to dzieło wyprodukowane przez niezależne studio JoyMasher. Uwagę przyciąga rozpikselowane, u młodszych graczy budzące obrzydzenie logo – po prostu przepiękne! Również dźwięki, które wydobywają się z głośników są perfekcyjnym odwzorowaniem tego, co nasze ucho kilka, a czasami kilkanaście godzin dziennie przyjmowało za „starych, dobrych czasów”. I to głównie te dwa czynniki budują klimat… wróć!
Tak się zapędziłem, że nie dodałem trzeciego elementu, znacznie wpływającego na łezkę w oku – model rozgrywki! Jest tak archaiczny, toporny, że aż miodny. Mówię to z całym przekonaniem i pewnością w głosie. Sterujemy postacią o imieniu Zaku – człowiek niczym żywcem wyciągnięty z Contry. Małomówny mięśniak, który musi uratować świat. Stara śpiewka, a jednak jest w niej coś niezwykłego.
Bez większych wyjaśnień ruszamy do boju - w prawo, a jakże. Jeśli korzystamy z klawiatury, szykujmy się kilka ataków nerwicy: zawczasu przygotujcie sobie z kilo nerwosolu, przyda się. Odpowiadająca za skok spacja często nie reaguje w tym momencie, kiedy sobie tego życzymy. W efekcie, po stracie trzech żyć jesteśmy przenoszeni na początek etapu – nawet jeśli byliśmy już przy finałowym przeciwniku, program przerzuci nas na sam start. Inaczej działają zaimplementowane w grze checkpointy. Rozmieszczone dosyć nieregularnie, jednak tak gęsto, że powtarzać musimy niewielki skrawek misji. Na szczęście gierka wspiera również pad od X360: zabawa na nim jest nieporównywalnie lepsza i przyjazna użytkownikowi.
Oniken nie można odmówić ogromnej ilości grywalności, przykuwającej do monitora na długie godziny. Pomimo kilku frustrujących momentów, dzieło JoyMasher wykonano z pietyzmem i należytą precyzją. Zachowano najdrobniejsze szczegóły tak, by gra wyglądała jak żywcem wyjęta z tamtego wieku. Nawet cecha charakterystyczna jak bossowie została dokładnie odwzorowana. Produkcja może pochwalić się kilkoma naprawdę ciekawie skonstruowanymi i przede wszystkim ogromnymi „szefami” Na każdego z nich trzeba znaleźć sposób, a potem z konsekwencją i ogromną cierpliwością ten plan realizować.
Grając w Oniken czułem się jak kilkanaście lat temu podczas zabawy w Contrę. Ubolewam nad brakiem co-opa, co by jeszcze bardziej przywrócił magię tamtej epoki, lecz efekt końcowy jest w moim odczuciu zadowalający. To dla tego moja przygoda z tą produkcją zakończyła się tak szybko. Co prawda można świetnie bawić się samemu, ale to nie to samo. Widać, że deweloperzy przyłożyli się do swojej roboty, nie marnując czasu ani środków – dobra robota!
Plusy:
Minusy:
PS Jeśli jesteście zainteresowani kupnem, to odsyłam do platformy dystrybucji cyfrowej gier Desura - Oniken dostępne jest w cenie 4 ojro. Skarżąc się na brak funduszy, możecie pobrać i odpalić demo, które z kolei znajduje się w tym miejscu.