Recenzja Saints Row: The Third - Cascad - 1 sierpnia 2012

Recenzja Saints Row: The Third

Cascad ocenia: Saints Row: The Third
93

Konkurowanie z serią GTA to dla wielu developerów niemożliwe zadanie, ostatnie lata przyniosły jednak wiele gier z otwartym światem, których jakość bez problemu zbliża się do ideału jakim gracze okrzyknęli Wielką Kradzież Aut. Najbardziej zaskakująca okazała się seria Saints Row przebijającą w swej trzeciej części inne pozycje o zabawie w gangsterkę w wielkim mieście. Znalazło się tu po prostu wszystko czego można chcieć - meksykańscy zapaśnicy, tygrysy, riksze, odrzutowce, wojsko, zombie, show telewizyjny... Ta gra to posąg. Fioletowy. Z koronkowym stanikiem i wąsami.

 


Będzie tak dziwnie jak tylko chcesz


Akcja promocyjna The Third dla wielu osób zatrzymała się w momencie w którym zobaczyli główną postać okładającą przechodniów wielkim gumowym dildo. Paradoksalnie obraz ten jednocześnie oddaje ducha produkcji Volition i wypacza jego postrzeganie w bardzo mocnym stopniu. Pewnie dlatego, że to gra dla bardzo szeroko roześmianych szaleńców, których bawić będą potężne naleciałości z "gangsterskich" teledysków pomieszane z tarantinowskim humorem. Twórcy oddali graczowi do dyspozycji świat w którym może zostać supermanem jeśli tylko się odpowiednio wysili. Za pieniądze i zbierane doświadczenie rozbudujemy swą postać do tego stopnia, że nikt nie zabroni być nam murzynem, który zmienił płeć i jeździ teraz po mieście różowym Cadillac'iem z ostrzami w felgach, wyskakując od czasu do czasu na ulicę w stroju kardynała, by wykonać na kimś rzut rodem z wrestlingu lat 90tych.


Absurd i genialne wyczucie to niezaprzeczalne atuty Saints Row - ta gra ani przez chwilę nie bierze się na serio nawiązując do miejskich legend oraz parodiując wszystko dookoła, łącznie z Terminatorem, Kill Billem, dniem niepodległości i Tronem. To niesamowita pulpa nie znająca umiaru. Szkieletem rozgrywki pozostaje co prawda otwarte miasto po którym poruszamy się kradnąc przeróżne pojazdy, by dotrzeć na miejsce rozpoczęcia misji, jednak zrobiono to z taką pasją, z takim humorem i z taką muzyką, że nie można się nie roześmiać.

 


Tak mi rób...


Już samo rozpoczęcie, w którym poznajemy Świętych – gang noszące fioletowe barwy, który stał się ikoną popkultury (mają nawet własne energy drinki i sklepy z ciuchami!) pokazuje, że mamy do czynienia z niesamowitą przygodą. Wyobraźcie sobie wykonywanie napadu na bank podczas którego towarzyszy wam sławny aktor po to, by lepiej wczuć się w rolę do powstającego właśnie filmu o waszej szajce. Co ciekawe – nawet zakładnicy was rozpoznają i proszą o autograf... We wszystko miesza się jednak policja, belgijscy bankowcy, Meksykanie i alfonsi. Sprawy błyskawicznie nabierają tempa i zanim się obejrzycie będziecie spadać na spadochronie i wlatywać do kabiny samolotu przez przednią szybę, żeby zabić pilota i uratować swych towarzyszy z beznadziejnej sytuacji. Moc.

 


Nie zabraknie misji polegających na osłanianiu celu, przejmowaniu kolejnych terenów miasta, kupowaniu nieruchomości, braniu udziału w telewizyjnym show profesora Genki (wielkim kot z podejrzanym uśmiechem), ratowaniu prostytutek, bieganiu na golasa przed kościołem, porywaniu samochodów i dzwonieniu z komórki do burmistrza Burta Reynoldsa po to by anulował policyjny pościg siedzący nam na ogonie... A co najlepsze, większość z tego co wypisałem to tylko opcjonalne funkcje, niepotrzebne do ukończenia Saints Row: The Third. Dodatkową zaletą jest pewna nieliniowość – gra w paru momentach każe nam wybierać co robić i trzeba przyznać, że zwłaszcza na jej końcu decyzja jest trudna. Dobrze widzieć takie rozwiązania w sandboxach.

 


Ja w Victorii piję Ballantines'a. Każdy tu wie, że jestem królem tańca


Fabularnie nie mamy może do czynienia ze szczytem ludzkich możliwości, jednak scenariusz motywuje i sprawia, że chce się jeździć z kąta w kąt. Wszystko napędzają dialogi między postaciami oraz sama struktura misji pchająca nas z jednego szaleństwa w drugie. Postaci nie boją się przeklinać, a autorzy polonizacji dotrzymują im kroku – tak! gra została wydana w tłumaczeniu kinowym dostępnym także na konsolach, co stanowi jej kolejny wielki atutu.

 

Bycie największym gangsterem miasta Steelport to godne zajęcie. W jego centrum, pomiędzy wieżowcami, spokojnie będziecie mogli skakać ze spadochronu i wyruszać na wycieczki swoim pionowzlotem z podniebnego parkingu luksusowego apartamentu. Bohater, którego wykreujecie będzie miał nie tylko wybrany przez was wygląd ale i akcent (mega szacunek za nagranie takiej ilości dialogów!). Ruch uliczny jest spory, na chodniku można spotkać sporo dziwaków, a system jazdy daje masę frajdy. Do wszystkich pojazdów wchodzi się błyskawicznie, tak samo jest zresztą z samymi misjami – nie trzeba tracić czasu na chowanie się przed policją i obcymi gangami by zacząć nowy wątek, możemy go rozpocząć kiedy tylko chcemy, nawet gdyby siedziała nam na ogonie gwardia narodowa.

 


Na flipperach mam wszystkie rekordy, Jak ktoś się dzieli to tylko forty-forty


Saints Row zaczynało jako kolejny klon GTA, jednak wraz z drugą częścią zyskało pomysł na siebie, a trójka przyniosła ostateczne szlify i wyniosła serię na piedestał zróżnicowanymi zadaniami, ogromem możliwości, jajcarskim klimatem i niesamowitą wręcz dawką tego „czegoś” co sprawia, że chce się robić te wszystkie głupoty oferowane przez Volition. The Third to wysokokaloryczne danie, zaspokajające głód na wiele godzin (w moim przypadku trzydzieści).

 


Święci to brutalni celebryci potrafiący postawić się każdemu i poznanie ich historii to w moim mniemaniu obowiązek każdego gracza. To przystępna i oryginalna pozycja potrafiąca trafić jednocześnie w gust masowego odbiorcy i zadowolić prawdziwych fanów dobrych gier. ST:TT nie tylko dorównuje innym topowym sandboxom ale i podnosi poprzeczkę dla wszystkiego co ukaże się po nim. Ach, bym zapomniał – można tu nawet skończyć główny wątek w trybie kooperacji... Tu jest po prostu wszystko i jeszcze więcej.


Nic tylko grać.


PS Polecam sprawdzić materiał gamespotu pokazujący jak szalona jest to gra.

Cascad
1 sierpnia 2012 - 17:01