Polecane GRY to cykl polegający na zaproponowaniu interesujących według autora dzieł ze świata elektronicznych produkcji. W każdej kolejnej części zostanie wytypowana kolejna porcja ciekawych tytułów z krótkim, subiektywnym komentarzem twórcy niniejszego tematu.
W drugiej części tego cyklu postanowiłem wyjść naprzeciw waszym oczekiwaniom i zaprezentować kilka mniej znanych produkcji. Nie oznacza to jednak, że całkowicie zabraknie tutaj sztandarowych tytułów. Podobnie jak poprzednio, postawiłem na zróżnicowane gatunki oraz klimaty niniejszych dzieł, aby każdy znalazł dla siebie coś miłego.
1998 - Motorhead
W dniu premiery znana ścigałka, dziś już nieco zapomniana. Wszystko za sprawą jednej, jedynej odsłony oraz średnim sukcesie finansowym. Wszakże pod koniec XX wieku, wielu producentów oferowało w swojej palecie futurystyczne, nietypowe wyścigi. Jak nietrudno się domyślić, nowoczesne pojazdy prezentowały kosmiczne osiągi jak i równie niemożliwą dla nas fizykę jazdy. Omawiany tytuł nie był tu wyjątkiem. Do dyspozycji gracza oddano kilka nielicencjonowanych potworów przyszłości, z czego tylko parę z nich okazało się godnych uwagi. Zważywszy na zaciekłych i niesamowicie agresywnych oponentach. Do wad tejże produkcji można z pewnością zaliczyć bardzo krótki czas potrzebny nam do ukończenia całych zmagań. Kariera z tego co pamiętam trwa nie dłużej jak godzinę, co w dzisiejszych czasach może wzbudzać jedynie uśmiech politowania. Zresztą i w swoich czasach Motorhead należał do bardzo krótkich gier. Model jazdy również jest dyskusyjny, a to dlatego że na niemal każdym zakręcie nasze auto odbija się od barierek jak kuleczka w pinballu. Jednakże art design, ciekawie zaprojektowane trasy, fikuśne cacuszka oraz muzyka zdołały zbudować niewiarygodnie dobry klimat, który od razu czujemy w naszych tętniących żyłach. Na brak adrenaliny również nie ma co narzekać, bo tej mamy tu pod dostatkiem. To właśnie z tego względu polecam zapoznanie się z tym tytułem. Jednak dla wielu z was minusem może okazać się brak wiejskiego tuningu, ale zapewniam, że przy dostępnych tu osiągach i tak nie miałby on tutaj żadnego sensu.
2001 - The Rage
Nieznana i w gruncie rzeczy niepozorna bijatyka okazuje się całkiem przyjemną odskocznią, a to dlatego że jest prosta w opanowaniu i bardzo krótka. Do wyboru oddano nam cztery postaci, charakteryzujące się nie tylko inną budową ciała oraz płcią, ale i technikami walki. Jeden z nich świetnie walczy na pięści, podczas gdy drugi rozdaje niczym Chuck Norris kopniaki. Oprawa wizualna jest jaka jest. Pod względem kolorystyki prezentuje się jak najbardziej w porządku. Znacznie gorzej jest za to w kwestii detali. Ponadto program cierpi na wszechobecną statyczność i w gruncie rzeczy plastikowość, również w sterowaniu. Animacje naszych bohaterów są sztywne i miejscami wręcz karykaturalne. Całość utrzymana została w izometrycznej perspektywie, która spisuje się tutaj całkiem dobrze. Co prawda praca kamery nie zawsze jest idealna, ale w większości przypadków dostosowuje się do aktualnej sytuacji. Etapy są różnorodne i wpadające w oko, dzięki czemu wędrówka nie staje się dla nas nudna, a doskonale dopasowana, rytmiczna muzyka oddaje nam brudny klimat tejże produkcji. Fabuła jak nietrudno się domyślić jest tylko i wyłącznie pretekstem do rozwalania bandyckich łbów. Na końcu każdego etapu na naszej drodze staje boss, którego ubicie do łatwych nie zależy. Pewnie dlatego twórcy postanowili oddać w nasze ręce szereg ułatawiającym rozgrywkę ustawień. Także każdy z nas powinien dobrać do siebie odpowiedni poziom trudności. Szkoda tylko, że sama gra nie posiada funkcji save, przez co musimy ukończyć ją za jednym zamachem. Mimo to warto, ponieważ cała rozgrywka do długich nie należy i możemy ją przejść w mniej niż 50 minut. Dlaczego zatem polecam taki tytuł? Głównie dlatego, że dobrze nadaje się do odreagowania.
2005 - Fahrenheit
Nietypowa, przygodowa produkcja stała się w swoich czasach wielkim hitem. Głównie dlatego, że w przeciwieństwie do typowych przedstawicieli tego gatunku, dzieło Quantic Dream prezentowało się bardzo filmowo. Oprócz swojej inności wśród innych gier, tytuł ten zasłynął również z elementów QTE, wielu charyzmatycznych, grywalnych bohaterów oraz intrygującej warstwie fabularnej. Ponadto Fahrenheit kładł duży nacisk na dialogi, które w pewnym stopniu odmieniały dalsze losy naszych śmiałków. Całość zwieńczona została niesamowitym, mrocznym klimatem, który potęgował wrażenie grozy zaczęrpniętymi z horrorów scenami. Nie zabrakło również i tych miłosnych, co w połączeniu z zaistniałymi w grze sytuacjami dało nam poczucie uczestniczenia w niniejszych wydarzeniach. Uczucie immersji nie opuszcza nas na krok od początku, do samego końca zabawy. Pod koniec rozgrywki możemy zadecydować, które z trzech dostępnych tu zakończeń ujrzymy. Sterowanie również należy do mało typowych, dzięki czemu z braku konkurencji Fahrenheit wybił się ponad inne produkcje i z biegiem lat w ogóle się pod tym względem nie zestarzał. Jeśli zaś chodzi o oprawę wizualną, to nadal prezentuje się estetycznie, aczkolwiek widać po niej zaawansowany wiek. Zresztą nawet w chwili debiutu prezentowała się ona najwyżej przeciętnie. Mimo tego, mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju fenomenem, którego każdy z nas powinien doświadczyć na własnej skórze.
2007 - Kane & Lynch: Dead Men
Kolejna marka twórców Hitmana nie odniosła tak spektakularnego sukcesu jak przygody skrytobójczego Agenta 47. Pewnie dlatego, że sama gra opierała w dużym stopniu nawiązywała do rozgrywki znanej nam z serii Gears of War, na której tle dzieło IO Interactive wypadało dość blado. Na szczęście kilka technicznych baboli zostało w zupełności zrekompensowanych mrożącą krew w żyłach atmosferą, nietuzinkowymi bohaterami oraz brutalną, ponurą rzeczywistością. W trakcie zmagań następują nieoczekiwane zwroty wydarzeń, do których w dużej mierze przyczynia się chory psychicznie Lynch. Na plus zaliczam z całą pewnością tryb kooperacji, dzięki czemu możemy przeżyć tę samą przygodę z nieco innej perspektywy, a jeśli komuś to nie wystarcza, to pozostaje mu jeszcze dość nietypowe multi. Sam singiel nie należy do długich przygód, ale zapewni nam parę godzin niesamowitych wrażeń. Szkoda tylko, że nie możemy w trakcie misji porzucić gry, ponieważ przy ponownym jej uruchomieniu zaczynamy dany rozdział od nowa. Ta sama sytuacja pojawiała się w Hitman: Blood Money. Mimo to idzie się do tego przyzwyczaić. Do zalet niechybnie zaliczam dojrzałą fabułę, której nie powstydziłby wysokiej klasy film. Emocje jakie towarzyszą nam podczas przedstawionej tu historii mogą okazać się bardzo skrajne, a to dlatego, że momentami sami nie wiemy co o tym wszystkim mamy myśleć. Gra skłania do refleksji, za co należy się do scenarzysty ogromny szacunek. Dlatego polecam ten tytuł osobom mającym powyżej uszu tandetne, splecione na kolanie bezpłciowe i zarazem bezsensowne historyjki jakich wiele. To właśnie tutaj odnajdą one swój azyl.
2012 - Max Payne 3
Najnowsza odsłona przygód charyzmatycznego Maksa została stworzona pod skrzydłami Rockstara. Wiele osób obawiało się zatem nie o samą rozgrywkę, ale o klimat tejże produkcji. Jak nowym właścicielom marki udało się wywiązać z tego zadania? Zaskakująco dobrze. Większość etapów jest wystarczająco mroczna i dołująca, dzięki czemu bez problemu wczuwamy się w rolę upadłego gliny. Czujemy również jego wewnętrzną przemianę jak i ból spowodowany okropną przeszłością. Lokacje są bardzo zróżnicowane. Ponadto jedne misje wykonujemy za dnia, inne zaś w nocy, co dodatkowo urozmaica nam rozgrywkę. Szkoda tylko, że tak rzadko pojawiały się tutaj zapadające utwory muzyczne. Większość z nich jest zbyt bezpłciowa, aby odegrała w całej zabawie istotniejszą rolę. Szkoda, bo poprzedniczki pod tym właśnie względem stały na bardzo wysokim poziomie. Za to zastrzeżeń nie mam ani do optymalizacji kodu, ani tym bardziej do jakości oprawy wizualnej. Także jej artystyczna strona prezentuje się okazale. Większość tekstur robi pozytywne wrażenie, tak samo jak szczegółowość detali. Na plus zaliczam również wiele elementów z poprzednich części jak i kilka nowych. Nie zabraknie zatem ani bullet time'u, ani systemu osłon. Całość spisuje się pod tym względem bardzo dobrze. Z całą pewnością jest to jedna z najlepszych strzelanek ostatnich lat, ale czy dorównała ona swojej legendzie? W moim mniemaniu nie, ponieważ podczas swoich zmagań z utęsknieniem wspominałem cynicznego Payne'a, który tutaj wzbudzał we mnie uczucie zażenowania. Oczywiście nowi twórcy obrali odpowiednią drogę w tej kwestii. Właśnie taki Max powinien być, zważywszy na jego niemiłe przygody. Jedno jednak jest pewne. Zdecydowanie warto zagrać w trzecią odsłonę nie tylko ze względu na przyjemny gameplay, ale i na zwieńczenie całej historii tego bohatera.
Na dziś to wszystko. Zachęcam zatem do komentowania tego artykułu jak i podzielenia się swoimi odczuciami względem niniejszych produkcji. Możecie także zadawać pytania dotyczące obecnych tutaj tytułów, na które udzielę wam w późniejszym czasie odpowiedzi.
Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.