Długo zbierałem się do napisania recenzji Oni. Sporo już o tym tytule dowiedzieliście się z moich poprzednich wpisów. Głównie było to w negatywnym kontekście i w tonie sporego rozczarowania. Tak to już jednak jest, gdy na grę bardzo liczy, a ona cię rozczarowuje. Postanowiłem jednak dać się Oni obronić. A że to produkcja nastawiona w dużym aspekcie na walkę wręcz, więc przyjmuję postawę obronną i spróbuję zbić ofensywne argumenty nieco mniej znanego dzieła Bungie.
Mam ciekawą i charyzmatyczną bohaterkę, która nie jest klonem Lary Croft, ani żadnej innej heroiny! (szmaaaast!)
Zgadzam się i przyjmuję pierwsze uderzenie w szczękę, ale drugi i kolejne ciosy w ramach tej kombinacji zbijam. Konoko rzeczywiście nie jest głupią, prostą, jednowymiarową postacią, ale daleko jej też do ideału. Angielska lektorka jest fatalna, a samej policjantce zabrakło jednak „czasu antenowego”, aby wykazać się czymś innym, niż umiejętnością kopania i łapania głów wrogów swoimi umięśnionymi udami.
Mam poważną fabułę, w której są zwroty akcji! (ziuuuuut!)
Całkiem dobry prawy prosty, ale nie mogę pozwolić się nim trafić. Rzeczywiście, sam koncept i jego podstawowe założenia są ciekawe, ale już prezentacja kuleje. Wstawki przerywnikowe są krótkie, kiepsko zmontowane i źle zagrane przed lektorów. Historia jest też chaotyczna i nie wywołuje emocji w miejscach, w których wyraźnie powinna. Zdradzona policjantka nie budzi wzruszenia, człowiek nie ma ochoty jej pomagać i kibicować podczas jej wendety, a końcowy wróg to jakiś tam majaczący na horyzoncie szaleniec, któremu nie do końca wiadomo o co chodzi.
Znakomity system walki z kilkoma przeciwnikami zapewnia godziny dobrej zabawy! (bang!)
Auć, mocny kopniak pod żebra. Nie miałem go jak zablokować i już wiem, co czuli filmowi przeciwnicy Van-Damme’a. Trudno się tutaj nie zgodzić, bo naprawdę przyjemnie się walczy przy pomocy pięści, nóg i systemu rzutów oraz uników. Wszystko to jednak pryska, gdy wrogowie dopadną do pistoletów, strzelb i karabinów, a nam zdarzy się ze dwa razy zginąć po kilkudziesięciu minutach zabawy bez punktu kontrolnego.
Wysoki poziom trudności zmusza do skupienia, tak się gra na poważnie! (świst!)
Ładny wyskok, ale ta noga poszła za wysoko, aby trafić. Rzeczywiście, lubiący wyzwania takowe w Oni znajdą. Ale czy wysoki poziom trudności powinien być wynikiem błędów gry i źle rozstawionych punktów kontrolnych? Nie, nie i jeszcze raz nie. Wrogowie nie powinni być kamikadze i zrzucać nas z mostów razem z sobą i nie powinni odradzać się za plecami i ładować nam całych magazynków w plecy. Tak bawią się tylko masochiści.
Ale bawić się można przez kilka godzin! (łup!)
No i uderzyłaś pięścią w mur. Zaczyna się szukanie małych elementów, które miałyby podciągnąć ocenę. A co z kłującą dziś w oczy oprawa audiowizualną i gigantycznymi pustymi przestrzeniami, które można pokazywać dla żartu znajomym? Co ze słabą inteligencją wrogów? Co z kiepskim zakończeniem i brakiem jakichkolwiek dodatków po napisach? Co z bezpłciowymi bossami i słabymi pomysłami na starcia z nimi?
....
No właśnie. Zestarzałaś się gro i to bardzo. Niewiele cię dzisiaj broni. Są produkcje, które po latach wciąż stanowią dobre źródło zabawy, które nawet pomimo lat na karku potrafią zachwycić w kluczowych elementach. Oni jednak tak nie robi. Dobry system walki to za mało, aby warto było poświęcać swój wolny czas na odświeżanie tej produkcji z początku XXI wieku.