Mówi się, że granie na konsolach jest dla graczy dojrzałych. Tak właśnie było w moim przypadku. Dawno temu, na 30-te urodziny dostałem od żony moją pierwszą konsolę - Playstation 2 w wersji małej i zgrabnej, o nazwie PSTwo. Do konsoli, w promocyjnym zestawie, dołączona była gra The Getaway: Black Monday. Ta gra miała chyba jakieś zalety, ale wtedy ich nie dostrzegłem - choć później do niej wróciłem i nawet mnie wciągnęła. Wtedy jednak, następnego dnia po otrzymaniu prezentu, zaraz po pracy poszedłem do sklepu i kupiłem Final Fantasy X.
Dlaczego mój wybór padł właśnie na tą grę? Czytałem wtedy namiętnie czasopisma o grach, i choć sam grałem na razie tylko na pececie, wiedziałem że Final Fantasy jest słynną serią gier RPG z Japonii. Grałem nawet w Mystic Quest na emulatorze SNES.
Tak czy inaczej, przyszedłem do domu z nowo nabytą grą, włożyłem ją do konsolki i... wsiąkłem na kilkaset godzin (z tego co pamiętam licznik wbudowany w save pokazywał grubo ponad 260h spędzonych na graniu).
Aby lepiej zrozumieć fenomen grania w FFX w tamtych czasach, musimy sobie uświadomić kilka rzeczy:
* Nie każdy PC miał wtedy napęd DVD, a co za tym idzie, gry na PC rzadko wychodziły wydane na tym nośniku.
* W związku z tym rzadko spotykało się tak długie, świetnie nagrane i wyreżyserowane cut scenki.
* Gry na PC które znałem rzadko miały tyle treści (content) co FFX. Przejście fabuły to był zaledwie początek.
* Dla mnie zmiana trybu gry z siedzenia przed monitorem i klawiaturą na siedzenie na kanapie, to była zmiana jakościowa.
Sama gra wciągała od początku, by wciąż sugerować że jeszcze wiele zostało do odkrycia. Po przejściu wątku fabularnego, gracz dopiero zaczynał "prawdziwą" grę. Przypomina to dzisiejsze podejście znane np. z gier MMORPG. Co pozostawało do zrobienia?
* Zwiększenia poziomu postaci do maximum
* Znalezienie (a właściwie, złożenie) broni legendarnej dla każdej postaci.
* Granie we wbudowane minigry: wyścigi chocobos, sport wodny (blitzball - nawiasem mówiąc idealny na Stadion Narodowy na deszczowe dni), kolekcjonowanie sfer, zdobywanie wszystkich Aeonów, zdobywanie Dark Aeonów, arena z potworami...
Cała otoczka fabularna zapoznała mnie ze specyficznym prowadzeniem fabuły przez Japończyków. Wszystko tu było ogromne, postacie kobiece były nieletnie (dołączona do gry książeczka definiowała np. Rikku jako chyba 14-letnią!), każdy boss powracał co najmniej raz, w bardziej potężnej postaci...
Później przekonałem się, że jest to typowe dla fabuł JRPG, jednak wtedy była to dla mnie kompletna nowość.
Każda z postaci miała jakąś unikalną umiejętność, własny styl gry i broni. Rikki była zwinną złodziejką, Lulu miała swoje laleczki voodoo, Yuna była słabym healerem z potężnymi summonami...
Czując, że sam tego nie ogarnę, zacząłem szukać w Internecie, a nawet zakupiłem książkę z poradnikiem do gry (http://www.amazon.com/Final-Fantasy-Official-Strategy-Signature/dp/B002E9TLQY) Nawiasem mówiąc, spójrzcie na te ceny używanego poradnika, ja ją sprzedałem na allegro za chyba 20 PLN.
Jakie wspomnienia pozostały mi w głowie po Final Fantasy X?
Na pewno muzyka: Nuobou Uematsu i jego współpracownicy stworzyli świetny soundtrack. Z tego na pewno zapadła mi w pamięć melodia która pojawiała się przy walce z normalnym (nie bossem) wrogiem - po prostu słyszałem ją tyle razy, jak również piękne fortepianowe "To Zanarkand".
Na pewno również filmy - sceny przerywnikowe - dla mnie to było natenczas mistrzostwo świata.
Fabuła nie za bardzo - była bardzo specyficzna i miejscami infantylna.
Poczucie rozwoju postaci - nie było grindu w normalnym sensie bo co jakiś czas, otrzymywało się przewidywane przez fabułę COŚ - co zmieniało nieco rozgrywkę (nowego Aeona, statek powietrzny, możliwość miksowania przedmiotów etc).
I... generalnie, miłe wspomnienia jednej z pierwszych gier jakie widziałem na PS2, i która zatrzymała mnie przy sobie na pewno najdłużej.
Czy coś zmieniła w moim podejściu do gier?
Chyba tak, polubiłem gatunek JRPG na długie lata, i generalnie wszystkie elementy jakie poznałem przy okazji gry w FFX wciąż są tam używane (predefiniowana drużyna, stopniowane czary, summony, dziwaczny humor, walka z dziwnymi, jakby dorobionymi na siłę potworami).
Czy FFX miałoby szansę w starciu z wymaganiami wobec współczesnych gier?
Moim zdaniem tak. Rozgrywka była sensowna, turowa, przejrzysta, cut-scenek nie było za dużo (tak jak za dużo moim zdaniem było ich w FFXIII), istniała duża swoboda ruchu po świecie, a schemat rozgrywki jest do dziś używany w wielu grach wychodzących do dziś (ot, np. Lost Odyssey czy Blue Dragon). Duże nadzieję na konfrontację ze współczesnością daje zapowiadane HD Remake.