Smocze kule i okrutny Frieza - Recenzja Dragon Ball Z: The Legacy of Goku - RazielGP - 6 listopada 2012

Smocze kule i okrutny Frieza - Recenzja Dragon Ball Z: The Legacy of Goku

RazielGP ocenia: Dragon Ball Z: The Legacy of Goku
67

Parę miesięcy temu miałem przyjemność zrecenzować drugą część przygód lubianego przez rzeszę fanów Goku. Dziś zdecydowałem się omówić jej pierwszą odsłonę, by porównać ją do swojej następczyni i ukazać wam drodzy mili, przepaść dzielącą oba tytuły. Cała seria składa się z trzech odcinków i przynależy do gatunku jRPG. Jednakże jedynka, w przeciwieństwie do dwójki nie posiada otwartej struktury, przez co staje się typowo liniową produkcją. Oczywiście nie warto jej z tego powodu przekreślać, bo rozpoczęcie swojej przygody z niniejszymi grami jest jak oglądanie filmu od środka. W moim mniemaniu lepiej jest zaczać historię Goku od początku jego działalności w "Zetce", aby nie tylko przeżyć jego zmagania, ale i zaobserwować rozwój i różnice każdej części z osobna.

O ile sequel rozgrywał się podczas sagi Androidów, kończąc zmagania na pokonaniu Komórczaka, o tyle jedynkę rozpoczynamy przy potyczkach z przedstawicielami rasy Saiyan, do której przynależy także nasz główny bohater - Goku. Całą zabawę kończymy wtedy, gdy uda nam się pokonać straszliwego tyrana Freezera, mającego na celu zdobycie wszystkich siedem kul, by ostatecznie stać się nieśmiertelnym. Jak widać, wydarzenia przedstawione w grze w znacznym stopniu wzorują się na mandze jak i anime. Oczywiście nie pod każdym względem. Pojawiają się tutaj etapy całkowicie zmyślone przez twórców jak i pewne nieścisłości spowodowane jednym, jedynym grywalnym protagonistą. Tak, to prawda. W przeciwieństwie do The Legacy of Goku II, tutaj mamy tylko jedną postać, której czynami możemy kierować. Dlatego też nikogo nie powinny dziwić takie sytuacje jak walka Goku ze wszystkimi przemianami Freezera.

Prawdę mówiąc, pierwsza część przy dwójce wydaje się być bardzo mała. Sequel przewyższa omawiany tytuł pod niemal każdym względem. Także pod względem personalizacji bohatera. Gracz oczywiście może rozwijać swoją postać, jednakże ta funkcja z powodu liniowości produktu została znacznie uproszczona, a samo levelowanie wynika bardziej z przemyśleń producenta, niż z naszej własnej woli. To wszystko sprawia, że tak naprawdę mamy tu do czynienia z grą akcji, w której zaimplementowano parę rpg'owych elementów. Jednakże cóż z tego, skoro sam system walki leży i kwiczy, nie dając nam należytej przyjemności. Walka wręcz jest prawie niemożliwa z tego względu, iż Goku bardzo szybko traci swoje siły witalne przy kontakcie z jakimkolwiek wrogiem. Czy to wąż, wilk, czy sam Freezer - każdy przeciwnik potrafi unicestwić naszego bohatera dosłownie w parę sekund, podczas gdy my nie jesteśmy w stanie cokolwiek rozsądnego im uczynić. Dlatego też jedyną słuszną metodą na ich pokonanie jest żmudne czekanie na odnowienie się energii Ki, by móc z bezpiecznej odległości cisnąć im prosto w twarz swoją specjalną mocą, chociażby sławetnym kame-hame-ha. Chmurka kinto również się przydaje podczas szybkiej ucieczki z jednego końca mapy na drugi, by w spokoju odczekać na dalszy rozwój wydarzeń.

Jak widać powyżej, gra cierpi na wiele błędów i wad. Nie oznacza to jednak, że nie posiada w ogóle zalet. Co to, to nie. Niemniej jednak stwierdzam, iż recenzowana produkcja wypada na tle całej trylogii zdecydowanie najsłabiej. Na szczęście można za to pochwalić widniejące tu znane z serialu lokacje jak i postacie. Ich pojawienie się w znacznym stopniu poprawia nasze samopoczucie, dając nam do zrozumienia, że produkt ten nie został zrobiony na odwal się. Większość dialogów została zapożyczona z pierwowzoru, utwierdzając nas w tym przekonaniu i dodatkowo ciesząc. Dzięki temu bez trudu wczuwamy się w występujące tu realia i mimo wad, bez wahania brniemy dalej, by skopać parę złowieszczych tyłków. Najciekawsze rozmowy jakie zdołałem tu zaobserwować toczą się pomiędzy radosnym Goku, a cynicznym Vegetą. Takich tekstów po prostu się nie zapomina. Za to w kwestii lokacji najbardziej utkwiły mi odpowiednio: wężowa droga, wyspa Genialnego Żółwia oraz planeta Namek. Już na samą myśl o nich łezka w oku się kręci.

Jeśli chodzi o oprawę artystyczną, to nie mam tu większych zastrzeżeń. Podobnie jest z kwestią czysto technologiczną. Jak na możliwości małej, leciwej z dzisiejszej perspektywy konsolki, to jakość jest jak najbardziej zadowalająca. Bez trudu możemy rozpoznać widniejących tu bohaterów jak i znane z pierwowzoru budowle. Także w kwesii dźwiękowej nie ma się do czego za bardzo doczepić. Może jedynie do muzyki, która choć pasuje, to nie wzbudza we mnie większych emocji i co gorsza, nie zapada w pamięci. Mimo tego klimat smoczych kul bije na odległość, ciesząc nasze oczy i uszy. Sterowanie też nie jest takie złe. Gdyby nie tragiczny system walki, to byłoby całkiem dobrze. Na uwagę zasługują za to rozmaite zagadki logiczne, polegające na umożliwieniu nam dalszej wędrówki. Mimo to ich stopień trudności jest zmienny. Najłatwiejsze polegają na znalezieniu brakujących elementów, dzięki którym będziemy w stanie utworzyć most, zaś do najtrudniejszych można śmiało zaliczyć te, w których musimy wcisnąć guziki w odpowiedniej kolejności. Zatem na wtórność, czy brak urozmaicenia nie mamy co narzekać.

Dragon Ball: The Legacy of Goku godnie rozpoczyna bardzo dobrze zrealizowaną trylogię przygód zabawnego i niezwykle potężnego Goku. Owszem posiada on wiele wad jak kiepsko skonstruowane walki, ale wszystkie jego wady nadrabiane są z nawiązką z powodu panującej tu atmosfery oraz licznym nawiązaniom do oryginału. To wszystko sprawia, że nasz umysł częściowo akceptuje minusy, ciesząc tym samym zaletami niniejszej produkcji.


Polub Raziela oraz jego wpisy, jeśli przypadły ci one do gustu. Z góry dziękuję za klik.

RazielGP
6 listopada 2012 - 17:35