Niedziela (18 listopada) przyniosła do supermarketów Wujka Sama sprzęt będący nową nadzieją Nintendo. Oczywiście wszystkie konsole rozeszły się na pniu i teraz można tylko siedzieć na forach dyskusyjnych, i obserwować jak pierwsi gracze radzą sobie z Wii U.
Śledziłem to przez weekend i nie było to tak przyjemne jakby się mogło wydawać. Na szczęście wiele serwisów z USA otrzymało konsolę tydzień przed premierą co pozwoliło na solidne testy.
Zacznijmy od recenzji – te są pozytywne, choć podszyte niepokojem i wytykaniem zacofania technologicznego dotykowego ekranu. Okazuje się, że działa on praktycznie tak samo jak ten użyty w 3DSie. Widać to szczególnie dobrze w (świetnej) recenzji polygon.com gdzie pan stara się zmienić uzbrojenie swojej postaci w ZombiU i nie udaje mu się to ani szybko, ani sprawnie. Musimy pamiętać, że brak pojemnościowego touchscreena wymaga nieco bardziej topornego obchodzenia się z nim, za czym mogą pójść uszkodzenia i ewentualne zarysowania – choć to tylko domysły i na wiarygodne raporty dotyczące wytrzymałości padletu poczekamy zapewne kilka miesięcy.
Pierwszą naprawdę przykrą informacją dotyczącą Wii U jest konto użytkownika przypisane bezpośrednio do konsoli na jakiej zostało założone. O ile można jakoś przeżyć brak grania w multi u znajomego na swoim profilu, tak ciekawy jestem jak zostanie rozwiązana sprawa ewentualnej sprzedaży sprzętu? Co jeśli komuś potrzebne będą pieniądze i będzie musiał na szybko pozbyć się nowego „superwypasu” Nintendo? Straci cały swój dorobek? W obecnych czasach, we wszechobecnej chmurze jest to nie do pomyślenia. Co jeszcze gorsze jakakolwiek awaria, już po gwarancji, może się także równać z utraceniem wszystkich zakupów i osiągnięć... Ach, no właśnie. Osiągnieć/Achievementów/Trofeów/muchomorków na Wii U nie będzie – przynajmniej nie w oficjalnej, systemowej formie. Smuteczek.
O dziwo przeglądarka chodzi zadziwiająco szybko, o czym pisze Jim Sterling w swym obszernym teście na Destructoidzie. Docenia także życie baterii (3-5 godzin chyba każdemu wystarczy) i możliwości jakie daje drugi ekran – to bardzo elastyczna platforma. Podobne stwierdzenia możemy znaleźć na Siliconerze. Najwięcej miejsca na Wii U znalazł chyba IGN szykując masę wskazówek potrzebnych wszystkim zainteresowanym tym sprzętem. Pozwolę je sobie powtórzyć:
Teraz nasuwa się pytanie czy ten sprzęt, posiadający wielki potencjał, jest w stanie was przekonać? Perspektywa fajnej obsługi TV (padlet działa jak pilot), telewizji (miejmy nadzieję, że w Polsce też), ciekawych nowinek i hitów od Nintendo to gwarancja świetnej zabawy. Reszta zależy od developerów i tego czy japońska firma da sobie radę z online.
Pierwszy Update jaki spłynął na Amerykanów podczas premiery ważył 5GB i ściągał się niesamowicie długo. Niektórzy w zrezygnowaniu chcieli już bawić się nową konsolą i ją resetowali co doprowadzało do zbrickowania się Wii U (konieczna wizyta w serwisie!), podczas lifestreamu GiantBomb (mają masę materiałów o tej konsoli na swej stronie) przez pół godziny nie udawało im się połączyć z żadną siecią wi-fi, a było ich masa w budynku, w którym odbywało się nagranie...
Choroby wieku dziecięcego to zawsze przykra nagroda dla największych zapaleńców kupujących sprzęt już podczas jego premiery, często muszą się oni liczyć z awariami i niewygodą. Na szczęście większość z tych rzeczy można naprawić aktualizacjami systemu, a nowe wersje konsol już na stale wpisały się w nasz rynek. Miejmy nadzieję, że niebawem platforma ta będzie stabilna i pokaże swymi tytułami, że da radę obronić się przed „napadem” Sony i Microsoftu.
Osobiście życzę Nintendo jak najlepiej i z chęcią bym zobaczył jak i tym razem ucierają nosa konkurencji... niech tylko dorzucą do tego więcej gier, multimediów i opcji. Bo głównie brakuje mi przekonania, że Wii U to next-gen, a bez tego ciężko będzie wyciągnąć z ludzi równowartość 1500 złotych. Owszem, pierwsze nakłady się rozejdą, jednak utrzymanie wysokiej sprzedaży to niesamowite wyzwanie.
Dlatego obserwowanie „trzech gigantów” będzie w najbliższych latach niesamowicie ciekawe.
PS Poczytajcie jeszcze o panu na tym zdjęciu na polygon.com. Niesamowita historia.