To o czym wspominał podczas Euro 2012 prezydent UEFA Michel Platini stało się faktem. Komitet Wykonawczy UEFA poparł propozycję swojego sternika, w wyniku czego Mistrzostwa Europy 2020 odbędą się nie w jednym, nie w dwóch, a w co najmniej 12 państwach Starego Kontynentu. Taka organizacja ma uświetnić, czy może raczej podkreślić fakt, że turniej ten odbędzie się w 60. rocznicę rozegrania pierwszych rozgrywek o Puchar Henriego Delaunaya. To strzał w dziesiątkę, czy bardziej w kolano? Decyzja ta budzi sporo kontrowersji.
Na początek warto wspomnieć o tym, jakie przesłanki zadecydowały o podjęciu decyzji co do realizacji tego pomysłu. W ramach poparcia idei byłego wybitnego zawodnika Juventusu i reprezentacji Francji formułuje się głównie dwa powody. O pierwszej sprawie wspomniałem we wstępie – Euro 2020 będzie czempionatem mającym miejsce w 60. rocznicę pierwszego turnieju i w mniemaniu UEFY celebracja ta powinna objąć możliwie największą część kontynentu. Cała Europa ma być gospodarzem, nie jeden czy dwa wybrane kraje. I tak samo cała Europa powinna „złożyć się” na ten turniej - to drugi powód. Od Euro 2016, zgodnie z innym pomysłem prezydenta UEFY, w turnieju finałowym będzie brało udział aż 24 reprezentacje narodowe. W związku z tym będzie należało przygotować nie osiem, lecz dwanaście stadionów z całym zapleczem infrastrukturalnym. Jak przekonują włodarze europejskiej federacji, w dobie kryzysu to zadanie może być ponad siły dla jednego lub dwóch rządów. Za to przygotowanie tylko jednego obiektu nie będzie zbyt problematyczne, dlatego też chętnych do tej zabawy będzie więcej, niż miejsc.
W odpowiedzi na tę argumentację wrzucę dwa kamyczki do ogródka UEFY. Kryzys strefy euro, zadłużenie Grecji i ogólnie problemy finansowe państw południa faktycznie mogą sugerować, że jeden czy dwa kraje nie dadzą sobie rady z organizacją tak dużego turnieju. Z drugiej strony tym razem wstępnie dopuszczono do zgłaszania potrójnych kandydatur, z czego Szkocja z Irlandią i Walią już skorzystały. Trzy państwa organizując Euro 2020 nie miałyby wiele więcej roboty, niż Polska z Ukrainą, Austria ze Szwajcarią, czy Belgia z Holandią, gdy turniej liczył jeszcze 16 zespołów. Zresztą, Francja w 2016 ma zamiar dać sobie radę w pojedynkę. O organizacji mundiali, gdzie do przygotowania jest nie cztery czy sześć stadionów, lecz aż dziesięć, aż szkoda wspominać.
Ale ok, pod kątem ekonomicznym mimo wszystko jeszcze jestem w stanie to rozwiązanie zrozumieć. Dochodzi jednak jeszcze inny aspekt i tutaj, mimo chęci, nie widzę pozytywów. Czasem się mawia, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Parafrazując zatem – jeśli Euro 2020 ma odbyć się wszędzie, to tak naprawdę nie odbędzie się nigdzie. Mistrzostwa Europy rozsiane po 12 lub 13 różnych państwach będą się niewiele różnić od kolejnych edycji Ligi Mistrzów, z tą różnicą, że zagrają reprezentacje. Kibice różnych nacji nie skupią się na małej przestrzeni, żaden kraj się nie wypromuje, nie będzie czuć atmosfery piłkarskiego święta za każdym rogiem. Wszystko się gdzieś rozpierzchnie, rozciągnie, zgubi. A w momencie, gdy niektóre spotkania będą rozgrywane w państwach, które w ogóle do turnieju się nie zakwalifikowały (tym razem gospodarze nie będą mieć zapewnionego udziału), to już może być dramat. Co innego, gdy team startuje w turnieju i odpada, a co innego gdy dwa inne zespoły przyjeżdżają rozegrać jedno czy dwa spotkania i na tym się kończy. Gdy Euro 2020 odbywać się będzie wszędzie i nigdzie, zginie duch tej imprezy.
Reforma Platiniego, dzięki której kluby ze słabszych federacji miały ułatwioną drogę do Ligi Mistrzów (szkoda, że polskie kluby nie potrafiły tego wykorzystać) była doskonałym pomysłem. Jednak już pomysły odnośnie Euro w mojej ocenie są mocno niefortunne. Wyżej napisałem czemu nie podoba mi się pomysł rozgrywania spotkań na całym kontynencie, a i rozszerzenie liczby państw do 24 od Euro 2016 oceniam negatywnie. Kiedyś turnieje Euro były silniej obsadzone niż mundiale, bo poza Brazylią i Argentyną w zmaganiach brała udział prawie sama śmietanka futbolowego towarzystwa. Teraz, gdy w rozgrywkach weźmie udział pół Europy, poziom drastycznie spadnie. Oba pomysły Platiniego obniżą prestiż Mistrzostw Europy.
Może jednak się mylę i turniej będzie dużym sukcesem. Jeśli jednak mam rację, to szczęśliwie decyzja ta nie jest permanentna i dotyczy póki co jedynie turnieju rozgrywanego w 2020 roku. Być może później wszystko wróci na stare tory. A jak Wy uważacie?