Cycki sprzedają (prawie) wszystko! - sakora - 18 stycznia 2013

Cycki sprzedają (prawie) wszystko!

Seksizm w grach to jedna kwestia. Kontrowersje w grach to druga. Gorzej, kiedy oba te tematy idą w parze. Odnoszę wrażenie, że wszędzie do reklam gier wkradają się tylko i wyłącznie cycki. Nie kobiety i piersi, ale cycki. Bo jak inaczej podejść do propozycji zestawu kolekcjonerskiego Dead Island Riptide? Na pewno nie można przejść obojętnie. Zdecydowanie nie tylko obok niego.

Reklama dźwignią handlu, jednak równie dobrze możemy napisać, że cycki są dźwignią handlu. Obdarte z piękna, bezosobowe i wszędobylskie. Nie neguję piękna, sam lubię je podziwiać, jednak nachalność pewnej symboliki i podmiotowości wkradającej się do reklamy jest już niesmaczne. Bo jak inaczej nazwać tę wtórność? Mamy ją także w okładkach gier z kroczącymi w płomieniach żołnierzami, jeśli to współczesna strzelanka militarna. Jeśli są to wyścigi, koniecznie musi to być driftujący samochód, lub jak kto woli, samochód podczas poślizgu.

Podobnie ma się spawa z reklamami sprzętu dla graczy. Pady, myszki, monitory prawie zawsze pokazywane są w toczeniu odpowiednio skąpo ubranych lub rozebranych, zależy od punktu widzenia panienek. Trudno czasami nazwać je kobietami, kiedy pod warstwy makijażu wyziera photoshop. Mamy najwyżej stylizowany obrazek. Jeśli nie mamy reklam w tej postaci, funduje się nam fantazyjne, pełne smug wzory. Czy tylko na tyle stać reklamę w tematyce gier i akcesoriów do grania? Rzadko pojawia się coś łamiącego ten schemat.

Co począć także z takim faktem, że ewolucję Tomb Raidera pokazuje się przez zmiany w biuście Lary Croft, a przy kolejnych wydaniach Tekkena, Dead or Alive czy Virtua Fighter mówi się o poprawionej animacji piersi bohaterek, na które z przekorą mówiąc, idzie połowa mocy konsoli? Cały czas operujemy na najniższym, najprostszym progu dojścia do odbiorcy. Na sygnały seksualne, wszechobecne cycki łapią się prawie wszyscy. Standardowy odbiorca gier ma zależnie od badań lat kilkanaście lub nieco ponad dwadzieścia i jest płci męskiej, więc jak do takiego odbiorcy najprościej dotrzeć?

Jeśli same cycki zawiodą, wystawia się naprzeciw Hitmana zakonnice w latexie. Można zaproponować sex w Mass Effect lub kolekcjonowanie obrazków w Mafia II. Mamy też Wiedźmina, który łączy oba te mechanizmy. Rozgarnięty odbiorca nie będzie mieć z tym problemu, jednak nadal mamy mit gracza nolifea, bez dziewczyny/żony/rodziny, łasego na wszelkie seksualne podteksty. Nic bardziej mylnego, niestety osoby zajmujące się reklamami w grach chyba tego nie zauważają, jak i podobnie tematyki gier nie rozumieją, a zazwyczaj nawet nie starają się zrozumieć czym teraz są gry i kto jest ich odbiorcą. Czyżby problem z budżetem na marketing i badania?

Jak inaczej, niż niezrozumieniem i błędnym rozpoznaniem odbiorcy nazwać kolekcjonerkę Dead Island Riptide? Marketingowcy poszli po całości. Stworzyli kobietę z ładnie wymodelowanymi piersiami. Gdzieś po drodze stwierdzili jednak, że to nie kobieta jest najważniejsza, a właśnie cycki. Dlatego też idąc z duchem gry postanowili odrąbać jej nogi, ręce i głowę. Dzięki temu zabiegowi byli w stanie wyeksponować na tym groteskowym kadłubku to co jest w ich oczach najważniejsze, na co w ich mniemaniu odbiorca jedynie zwraca uwagę. Cycki. Niech tylko nikt nie mówi, że był to celowy zabieg mający na celu wywołanie kontrowersji. Jest to tak samo celowe jak reklamy ZombiU.

Mamy wokoło wiele reklam robionych z pomysłem i dobrym smakiem. Szokujących w pozytywny sposób, zostawiających po sobie coś więcej, niż tylko stwierdzenie że jak są cycki to jest ok. Wolę reklamę, która nabije mi przysłowiowego ćwieka,  niż tą, która będzie mnie jako odbiorcę traktować nachalnie, tak samo przedmiotowo jak wspomniane już cycki. Aby zrobić dobrą reklamę, trzeba pogłówkować. Przemyśleć sprawę, a nie za każdym razem iść za ciosem. Przy takim podejściu za jakiś czas trzeba będzie szokować coraz bardziej, bo zwykłe cycki już nie wystarczą. Mamy tego pierwszy przykład. Cycki na kadłubku. Ciekawi mnie, czy stanik można zdjąć? Chociaż po namyśle wolę tego nie wiedzieć. Jak daleko posunie się jeszcze reklama gier? I po co?

     

     

Śledź mnie na Twitterze!

     

sakora
18 stycznia 2013 - 17:35