BMW M3 GTR pędzące z zawrotną prędkością, lakierowane w specyficzne granatowe wzory. Podjazd na rampę, skok, gdzieś obok w zwolnionym tempie wybuch. Zza drzew wyłania się uzbrojony śmigłowiec, a nas już dogania policja wyposażona nie tylko w najnowsze nowinki techniczne, ale przede wszystkim w piekielnie szybkie i wytrzymałe auta. Za chwilę zwolnienie akcji w matriksowym stylu i wjazd do kryjówki w ostatniej chwili. W to się grało! Pełen akcji i napięcia film sensacyjny przeniesiono do gry samochodowej. A wszystko to oblane sosem znanym z "Szybkich i Wściekłych". Dlaczego Most Wanted z 2005 roku był jednym z najlepszych przedstawicieli serii? I ile przez te osiem lat się zmieniło? Oj, sporo...
Nigdy nie byłem amatorem samochodówek, toteż do gatunku podchodziłem na zasadzie pogrania raz czy dwa razy do roku. Bardzo mile wspominam moją pierwszą ścigałkę (czy też rajdówkę), Network Q RAC Rally Championship, wydaną jeszcze na MS-DOS. Później było kilka mniej lub bardziej udanych samochodówek, ale dopiero pierwszy Most Wanted niesamowicie mnie wciągnął. Z wersji demontracyjnej pamiętam niesamowitą oprawą graficzną, bardzo emocjonujące pościgi policyjne, a także otwarte miasto. I to mi wystarczyło, bym sięgnął do sklepowej półki...
Nie istniejące już studio Black Box dało graczom coś, czego bardzo pragnęli, a nikt inny nie zrealizował tego pomysłu dostatecznie dobrze. Most Wanted było trochę jak interaktywny film, gdzie realizm rozgrywki był ostatnią rzeczą, jakiej się w grze oczekiwało. Skakanie samochodem przez szyby ogromnej hali, by upaść piętro niżej, brak jakiegokolwiek systemu zniszczeń czy głupie AI, będące pół trasy daleko za nami, by tuż przed metą wejść w prędkość nadświetlną i nas wyprzedzić. Wreszcie system tunignu, który w nieodpowiednich rękach robił z wozów prawdziwe szkarady – to wszystko można było grze wybaczyć.
W Most Wanted warto zwrócić uwagę na ważny i udany element: wstawki filmowe z prawdziwymi aktorami. To nie nowość w grach, bo we wszelakich przygodówkach czy RPG stosowana od wieków. A mimo to wypadła tu rewelacyjnie, bo czuło się poniekąd, że bierze się udział w filmie, który dzieje się naprawdę. Miało to jedną, zasadniczą wadę, którą można było przeboleć: gra była niesamowicie liniowa, choć niebywale satysfakcjonująca. Wszystko to za sprawą perfekcyjnie dopracowanego systemu Black List, a więc motoru napędowego gry. Po kolei eliminowaliśmy piętnastu przeciwników, by wspiąć się na szczyt kariery. A po drodze czekały nas różne wyzwania, ulepszanie sprzętu i tuning wizualny. I zaskakujące zwroty akcji, powodujące, że aż chciało się grać! Wspomniany tuning dawał oczywiście dużo frajdy, ale z perspektywy czasu myślę, że to nawet dobrze, że zrezygnowano z niego we współczesnych grach. Niektóre samochody po przesadnej albo zbyt wymyślnej zmianie wizualnej wyglądały łagodnie mówiąc... pokracznie.
Warto jeszcze zadać sobie pytanie, czy bez skrzywienia na ustach moglibyśmy jeszcze pograć w oryginalnego Most Wanteda w "nowych szatach"? Myślę, że tak, ale ktoś musiałby dostosować grę do współczesnych wymogów. Ucieszyłbym się z choćby podstawowego modelu zniszczeń, co spowodowałoby, że nie tłuklibyśmy się na zakrętach bez obaw. Gumowe AI również nie napawa optymizmem. Wreszcie solidne uporządkowanie tunignu wizualnego, tak, żeby ani nie przesadzić, a jednocześnie zadowolić się możliwościami konfiguracja swoich samochodów. To oczywiście tylko moje naiwne marzenia, bo na powrót do korzeni nawet nie liczę. Szczególnie, jeśli to ma być powrót w stylu The Run, średniego Hot Pursuita czy nie dokończonego Most Wanteda 2012.
------------------------------------------------
Zapraszam też na facebook.com/dinosfera- łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Uwagi i konstruktywna krytyka mile widziana!