Snajpienie po brytyjsku - Sniper Elite: Berlin 1945 - guy_fawkes - 26 marca 2013

Snajpienie po brytyjsku - Sniper Elite: Berlin 1945

Od premiery Snipera: Ghost Warrior 2 minął ponad tydzień. Zdążyliśmy już poznać finalną jakość reklamowanego jako hit produktu, opartego na kosztującym majątek silniku, który miał zagwarantować niepowtarzalne doznania. Tymczasem znów wyszło co najwyżej przeciętnie, bez własnej ikry i pomysłu, zaś Piotr Tymiński zamiast grzecznie pogodzić się z faktem, że recenzenci to nie głupie owce i skrupulatnie zestawią stan faktyczny z obiecankami, wolał nas* zaatakować wietrząc teorie spiskowe, by jakoś poprawić swoje notowania u inwestorów. Prawda jest jednak taka, że gdyby twórcy choć raz zagrali w mające już prawie 8 lat na karku Sniper Elite: Berlin 1945, spaliliby się ze wstydu.

COLD WAR: THE BEGINNING
Ten staruszek deklasuje GW2 pod niemal każdym względem. Podczas gdy największym grzechem shootera od warszawiaków jest totalny brak swobody, Brytyjczycy pokazali, jak miodny i autentyczny może być gameplay, gdy nie prowadzi gracza za rączkę co chwila wyświetlając markery odpowiedniego ataku na kolejnych oponentach.  Tu nie ma obserwatora, który wypatrzy dla Ciebie cel wśród innych i poinstruuje, jak zinfiltrować obóz wroga. Jesteś za to Ty, Twój karabin i łączący Was w jedno potencjał. Zamiast wymyślania bananowych republik cofamy się w czasy II wojny światowej, a konkretnie w jej schyłek. Jako młodziutki (głos nastolatka) snajper zwerbowany przez BSS (protoplasta CIA, misje dla tej organizacji pojawiły się m.in. w Medal of Honor: Allied Assault) prowadzisz tajną operację na terenie III Rzeszy, stopniowo zdobywanej przez Armię Czerwoną. Nie chodzi jednak o wsparcie Aliantów – los nazistów został już przesądzony, a przez Tobą zadanie znacznie bardziej dalekosiężne w skutkach. Oto bowiem Stalin chce uprowadzić niemieckich naukowców pracujących nad bronią jądrową i pociskami V2, by dzięki ich wynalazkom rozdawać karty na świecie. Oczywiście wiadomo, czym by się to skończyło, więc zapominając o klasycznym strzelaniu do wszystkiego, co krzyczy „Hände hoch!”, mierzymy  ze snajperki do krasnoarmistów i NKWD-zistów, choć sporadycznie nawinie się jakiś szkop. Muszę przyznać, że taka historia brzmi niesłychanie ciekawiej i autentyczniej (tym bardziej, że inauguruje początek faktycznej Zimnej Wojny), niż 129. zabójstwo Adolfa Hitlera. Poza tym większość shooterów milczy na temat początkowej roli Związku Radzieckiego w II WW oraz stalinizmie, więc Sniper Elite zapisuje na swoje konto następny plusik.

Chcieli mnie wypepeszyć, więc musiałem ich uspokoić

SNAJPER NA CZASIE
Zasadniczo jednak fabuły w samej rozgrywce nie ma wiele – to po prostu ciąg kolejnych zadań do wykonania, podzielonych na etapy. Wystarczą na kilkanaście godzin, o ile nie potraktujecie Sniper Elite jak zwykłego shootera – nic bowiem nie stoi na przeszkodzie, by wystrzelać nieprzyjaciół za pomocą MP40, pepeszy, a nawet MG42. Prawdziwa siła produkcji tkwi w otwartości poziomów – w  obrębie każdego z nich możemy się swobodnie poruszać sami wyszukując dobre pozycje strzeleckie (czasem gra je podsuwa) i decydując o tym, czy lepiej wymanewrować patrol po drodze, czy też pozbyć się go. Kroczenie po trupach w żadnym razie nie wyklucza pozostawania w ukryciu – dzięki pistoletowi z tłumikiem oraz obserwacji tras wrogów można zdjąć wszystkich nie podnosząc alarmu. Niekiedy zachowanie ciszy jest elementem misji, ale w sytuacjach podbramkowych gra bardzo realistycznie dopuści jeszcze przysłowiowy rzut na taśmę. Przykładem jest misja, w której należy zlikwidować 3 kurierów. Idealny plan to urządzenie zasadzki na trasach ich przejazdów, albowiem wydarzeniami na ekranie tylko w ściśle określonych sytuacjach manipulują tak wszechobecne dziś skrypty – w Sniper Elite z reguły czyha się na wroga z zegarkiem w ręku; chronometr przydaje się również do strategicznego ustawiania zapalnika bomb czasowych. Wracając do meritum – istniało drugie rozwiązanie, czyli bezpośredni atak na bazę, lecz pod warunkiem, że gracz zdąży wyeliminować wszystkie cele, zanim te rozpierzchną się w panice. Innym razem protagonista staje przed trudnym wyborem: albo się postara i zdejmie całą eskortę, albo będzie musiał poświęcić cele, by nie pojmali ich Rosjanie. To znacznie lepsze podejście, niż automatyczny ekran porażki.

Temu żołnierzowi lada moment coś głupiego strzeli do głowy

CI GAMES, UCZ SIĘ!
Stawiane przed graczem zadania są różnorodne – od eliminacji konkretnych oficerów przez wysadzanie instalacji po odbicie ważnych osób - generalnie w tej materii nie ma co narzekać na nudę. Trochę gorzej jest z lokacjami – poza kilkoma etapami zwiedzamy bliźniaczo podobne ulice zrujnowanego wojną miasta, co szybko zaczyna nużyć. Sytuację ratują nieco klimatyczne misje w deszczu oraz nocne, a krótką ucieczkę z terenów zurbanizowanych wita się z autentyczną radością. Na dodatek oprawa graficzna nie była szczytem osiągnięć w tej dziedzinie na czas premiery gry – dominuje szarobura kolorystyka, ale na plus muszę zaliczyć dziś już niespotykane „fotograficzne” tekstury budynków, nadal przyjemnie wyglądające. Odpowiedni nastrój zapewnia także muzyka, bardzo charakterystyczna, oparta na symfonicznych brzmieniach. Loty obniża natomiast voice-acting – nie koszmarnie, ale na pewno przeciętnie. To jednak nie landszaftami ma stać Sniper Elite – priorytet ma bowiem model balistyczny.  Snipery od Polaków przewidują w tej kwestii jedynie 3 czynniki wpływające na lot kuli: wiatr, odległość i tętno strzelca, przy czym chętnie wspomagają go indykatorem miejsca trafienia. Rebellion nie dopuścił do podobnych ułatwień – to, w jaką podziałkę celownika wypada posłać kulę zależy tylko od Ciebie; aczkolwiek developer poszedł na rękę mniej zaawansowanym graczom implementując garść poziomów trudności i dodatkowy, gdzie można dostosować każdy wpływający na rozgrywkę parametr. Chcecie agresywne AI, wpływ pozycji strzelca na stabilność broni i zerowy wiatr albo grawitację i granaty zadające obrażenia na dużym obszarze? Nie ma problemu. Co więcej, nie jesteśmy skazani na początkowy wybór do końca gry – przy każdym uruchamianiu kampanii można ponownie zdefiniować opór, jaki stawia gameplay. Opanowałeś spadek pocisku na różnych dystansach? Znakomicie, teraz dołóż do tego wiatr. Kapitalna sprawa! Zresztą wystarczy zajrzeć do instrukcji, by się przekonać, że balistyka, którą tak chełpi się CI Games, to w istocie pic na wodę. Tutaj wszystkie obecne w grze karabiny wyborowe zostały opisane i scharakteryzowane tabelkami grawitacji oraz wiatru tłumaczącymi, jaką poprawkę brać na cel względem jego wielkości w przyrządach celowniczych i szybkości podmuchów. Dodatkowo, by zobrazować siłę cyferek, zamieszczono przykłady poprawnego celowania. W tym kontekście niewielka ilość tego rodzaju broni nie stanowi wady, gdyż z każdej strzela się nieco inaczej, a osiągnięcie wprawy zajmuje nieco czasu. Zaczynamy z Gewehrem 43, by skończyć na Mosinie-Nagancie M91. Dzięki temu poparty efektownym bulletcamem headhot sprzedany wrogiemu snajperowi czającemu się na dachu z odległości 160 m to przeżycie i autentyczny powód do dumy. Tymczasem w Ghost Warriorach sadziłem je bez problemów ze znacznie większych dystansów, za to z nieporównywalnie mniejszą satysfakcją.

Ustawienia poziomu trudności. Najwyższy to praktycznie szkoła przetrwania

„ELITARNI” MY ASS
Na miodność rozgrywki wpływa także jej lekko survivalowy charakter – co prawda na początku każdego poziomu dostajemy zapasy, lecz ammo, apteczki czy materiały wybuchowe w większości zbiera się po wrogach, mniej lub bardziej dokładnie przeszukując ich ciała. Czasem, gdy zlikwidujemy snajpera pozyskamy jego nieśmiertelnik, ale nie wiąże się z tym niestety nic konkretnego – bohater nie tworzy żadnej listy odstrzelonych, godnych wyzwania wrogów, ani nie stawia kresek, choć mógłby, gdyż każda akcja nagradzana jest punktami sławy (dostępne są także rankingi online), zaś ujemne są przyznawane za nadmiarową ilość zapisów. Brakuje też emocjonującego pojedynku rodem z Wroga u bram, mimo iż jest po temu sporo okazji. Na głównego bohatera nie poluje żaden konkretny wróg, a nawet elitarni NKWD-ziści nadają się co najwyżej do czyszczenia mu butów. Co prawda mogę tutaj winić poziom trudności, jaki wybrałem (standardowo – odpowiednik normala), ale mimo wszystko walka z przeciwnikiem, który nie ma nad graczem przewagi wysokości śmigając po dachach co najmniej wyrównuje szanse obu stron. W życiu jednak nie stwierdzę, że Sniper Elite to gra łatwa – jeśli ktoś nie zachowuje się jak rasowy snajper, atakując w przemyślany sposób nie wiadomo skąd wykorzystując wszystkie atuty posiadanej broni, zginie marnie i prędko. Sztuczna inteligencja naprawdę zasługuje na to drugie słowo – przy dużych odległościach nie wiedzą dokładnie, skąd padł strzał, starają się ukrywać za elementami otoczenia i często zmieniać pozycje, albowiem w starciu z łowcą pozostawanie nieruchomo to pewna śmierć. Chętnie korzystają z iście morderczych granatów (w multi wyraźnie je osłabiono), więc należy się ich wystrzegać jak ognia, a samemu korzystać z pułapek w rodzaju potykaczy. Istotną rolę odgrywa również wspomniane przeszukiwanie ciał, ale to wystawia protagonistę na atak, zatem warto przeciągnąć zwłoki w jakieś ustronne miejsce, choćby po to, by nie zaalarmowały kolejnego patrolu, zaś płynna regulacja tempa poruszania niczym w starych, dobrych Splinter Cellach pozwala na umiejętne skradanie. Tego nie znajdziecie w grach snajperskich od CI Games, a sami widzicie, jak dalece wpływa to na realizm zabawy.

Większość gry upływa na czołganiu się

RAZ, DWA, TRZY, KOMANDOSI ZOSTAJĄ, IDZIESZ TY!
Trudno uciec pociskowi zmierzającemu prosto w czoło, nawet za jakąś prowizoryczną osłoną – kule są w stanie ją spenetrować, podobnie jak wysłać na tamten świat 2 lub 3 przeciwników za jednym trafieniem, bo i po co marnować naboje? Problemem są za to wozy opancerzone oraz czołgi. Ciężkiego żelastwa mocno poskąpiono, więc należy posługiwać się bombami, dynamitem oraz granatami, najlepiej atakując boki i tyły stalowych bestii, albo... trafić w kurek zbiornika z paliwem. Natomiast ciężarówki łatwo zatrzymać sprzedaniem headshota kierowcy bądź strzałem w oponę, co wymusi na znajdujących się z tyłu żołnierzach opuszczenie wehikułu. Tym samym kolejny raz wyszło na jaw, że pod płaszczykiem trącącej myszką grafiki pracuje skomplikowana maszyneria nieustannie kalkulująca działania gracza, co jest godne podziwu i największych pochwał. Lekkie rozczarowanie wiązało się z zawartością i długością tajnej misji, odblokowywanej po ukończeniu poprzednich – nie stanowiła dużego wyzwania dla wprawionego strzelca, ale dziś wydano by ją zapewne jako DLC za kilka €. Czasami także zachodziłem w głowę nad głupotami scenariusza: otóż w pewnym momencie grupa szturmowa wysyła snajpera, by zniszczył czołgi i spory oddział NKWD. Jaki w tym sens? Raczej żaden, ale lepsze to, niż próba rozdwojenia, nawet roztrojenia swojej osoby, gdyby trzeba było jeszcze ich chronić w boju w tzw. międzyczasie. Brakuje także pewnej konsekwencji – niby praktycznie każde zadanie kończy się ucieczką, ale przeważnie nawet mając potężny ogon wystarczy dobiec do określonego punktu, by gra wyświetliła cutscenkę, w której protagonista przez nikogo nie niepokojony wycofuje się z gorącej strefy i tylko raz stanąłem w obliczu konieczności zgubienia ogona. Na plus za to zaliczam eskortę VIP-ów: prosty system rozkazów pozwala uchronić ich przed oberwaniem zabłąkaną kulką.

Prototypowa ludzka stonoga, tajna broń nazistów z końca wojny

ELBOWSHOTY I PANCERNE FIRANKI
Niestety, to nie koniec rys na do tej pory niemal kryształowym wizerunku Sniper Elite: Berlin 1945 – znalazła się bowiem głupota, bijąca na głowę wszystkie inne. Otóż dźwigamy 3 bronie: pistolet, snajperkę i co tam mamy do szturmu (pepesza, MP40, MG42), zaś przełączanie pomiędzy nimi trwa trochę czasu w zależności od aktualnej pozycji (podczas czołgania najdłużej). Po co jednak ryzykować, skoro wystarczy wcisnąć klawisz celowania i czegokolwiek akurat nasz snajper nie ma w rękach, zawsze będzie mieć wtedy do dyspozycji przyrządy celownicze karabinu wyborowego? Przyznaję, że to dość kuriozalny błąd, który aż się prosi o exploitowanie… Z kolei pistolet z tłumikiem, wyśmienity do cichych zabójstw, potrafi namierzać (tylko, bez strzelania) wrogów… przez obiekty. Gloryfikowana przeze mnie swoboda także ma swoje granice – jeśli wyjścia z danej mapy nie blokuje jakaś prowizoryczna barykada, jej rolę przejmie niewidzialna ściana (sic!). Dalsze babole wynikają z niedoskonałości warstwy technicznej – np. większość szyb z łatwością opiera się kulom i to jeszcze ujdzie grze płazem ze względu na fakt, iż tylko niewielka część budynków pozostaje dostępna do eksploracji – większość to po prostu wielkie pudła z odpowiednią teksturą. Gdy jednak pocisk kalibru 7,62 mm zatrzymuje półprzezroczysta… firanka, o litości nie może być mowy. Teraz przestałem się dziwić, że ułani przybyli pod okienko, skoro zapewnia taką doskonałą osłonę… Ewidentnie zabrakło również czasu bądź pieniążków na dopracowanie strony dźwiękowej – odgłos rykoszetowania pocisku od różnych powierzchni praktycznie nie istnieje: kula z hukiem opuszcza lufę (czasem można go zamaskować dzięki artylerii lub burzy) i… nagle staje się niemal bezgłośny. Na deser zostawiłem wisienkę na torcie – bulletcam, z uporem maniaka podkreślający komiczne, śmiertelne trafienia np. w łokieć lub stopę. Zdarzyło mi się też kilka razy, że gra przypisała mi coś, czego nie zrobiłem, zaś brak skakania to już prawdziwe dziwactwo w kontekście typu przeszkód ze zrujnowanych budynków. Skłamałbym pisząc, że to karygodne grzechy, gdyż nie wpływają znacząco na całokształt jakości reprezentowanej przez grę – to bardziej takie potwierdzenie, że do perfekcji można tylko dążyć, bo ciężko ją osiągnąć w każdym aspekcie. Gdyby Snipery od CI Games trapiły wyłącznie analogiczne przypadłości, widząc je rzucałbym pieniędzmi w monitor.

Ustawianie czasu do detonacji bomby - nowy wymiar taktyki

SNAJPER SCHWYTANY W SIEĆ
Prawdziwym testem dla umiejętności strzeleckich jest tryb multiplayer. Dostępne są trzy rodzaje zabawy – od klasycznego deathmatchu przez jego drużynową odmianę po zamach, w którym zespół Niemców chroni VIP-a, natomiast Rosjanie próbują go zabić. Mogłoby się wydawać, że to bardzo skromne multi, ale diabeł tkwi w szczegółach, a konkretnie w modyfikacjach rozgrywki, istotnie wpływających na mechanikę rywalizacji. Kill Confirmed z MW3 pachniało Wam innowacyjnością? To w takim razie wiedzcie, że zabieranie pokonanym nieśmiertelników, by zdobyć punkt, pojawiło się już tutaj. Machinacjom podlegają także parametry związane z balistyką, identyfikacją zagrożenia (np. po ilu wrogich strzałach ma się pojawić wskaźnik kierunku, z  którego padły) czy wyposażeniem (np. czy strona atakująca poza snajperkami ma posiadać także karabiny maszynowe). Daje to niezłe pole do popisu, choć obecnie tylko w ramach sieci lokalnej – rozgrywka przez Internet z poziomu gry już nie działa. To nic szokującego patrząc przez pryzmat daty wydania produkcji.

Wojskowi kierowcy z pewnością by się cieszyli, gdyby tylko szlag ich mógł trafić...

BRAĆ!
W naszym kraju Sniper Elite: Berlin 1945 pojawił się dopiero rok po światowej premierze, w o ile dobrze pamiętam kioskowej tekturce za 20zł (oczywiście spolonizowany kinowo), co automatycznie równało tę znakomitą produkcję z budżetowymi, kaszankowatymi shooterami i z pewnością wielu średnio zorientowanych graczy tak właśnie ją potraktowało. Wielka szkoda, gdyż dziełu Rebellionu, pomimo mniejszych i większych uchybień, w pełni należy się miejsce w panteonie klasycznych tytułów. Mam nadzieję, że te celne argumenty do Was trafiły. Ba dum tss.

*gdzieś tam w odmętach Sieci wisi moja recenzja

Jeśli ktoś ma ochotę śledzić mnie na Twitterze, zapraszam tutaj: https://twitter.com/guy_fawkes_gt

Zapraszam również do mojej strony na FB, gdzie zamieszczam wszystkie linki do publikowanych przeze mnie treści i ciekawostki: http://www.facebook.com/GuyFawkes88

guy_fawkes
26 marca 2013 - 15:36