Call of Duty 4: Modern Warfare był autentycznym przeskokiem jakościowym w historii najbardziej znanej wysokobudżetowej serii. I jednocześnie ostatnim Call of Duty, który zaoferował mi coś świeżego, z czym jeszcze nie do końca mieliśmy styczność – potem było już powielanie schematów, a co najbardziej istotne, w ciągu kolejnych pięciu lat na świat przyszło pięć kolejnych części, na przemian mielonych przez dwa studia pod nadzorem Activion. Zapewne to strasznie oklepane słowa, ale zamiast narzekać i powtarzać te dobrze Wam znane oczywistości, przypomnę czym tak naprawdę świat zachwycał się ponad pięć lat temu.
To, co od razu warto na początku sobie wyjaśnić to fakt, że nigdy nie byłem fanem ani wojennych shooterów, ani multiplayera, dlatego w Call of Duty 4 grałem na pożyczonym egzemplarzu. Już wtedy graficznie gra nie grzeszyła (a warto przypomnieć, że był to dopiero początek obecnej generacji konsol) – wystarczy postawić ją obok Crysisa z tego samego roku i wizualną przepaść widać jak na dłoni. Jednak w 2007 roku było to wybaczenia – o wiele bardziej interesowała mnie konstrukcja kampanii. Czasy współczesne, tak bardzo dziś eksploatowane w FPSach, bardzo wówczas przypadły mi do gustu, tym bardziej, że klimaty I i II Wojny Światowej jakoś nigdy mi nie podchodziły. Tematyka była bardzo na czasie, w końcu pokaźna część kampanii to tereny Bliskiego Wschodu, a konflikt w tamtych rejonach był wtedy – i wciąż jest – jednym z ważniejszych tematów współczesnej historii. Po raz pierwszy zaserwowano nam naprawdę filmowy scenariusz, ale również od groma skryptów. Ma to swoje wady i zalety, ale w trakcie gry, kiedy rynek nie był jeszcze tak przesycony tymi elementami, bardzo mi to nie przeszkadzało.
Warto w tym momencie wypowiedzieć się o misjach, które wspominam niezwykle miło. Zaczynamy z grubej rury – pierwsza misja na pokładzie statku to jedna z najlepszych w całej serii. Sztorm, kryzysowa sytuacja i granie z czasem to wyrażenia, które najlepiej oddają jej znaczenie. Chociaż gorąco robi się w szczególności pod jej koniec, kiedy każda sekunda ma znaczenie, to przez cały czas towarzyszą nam emocje. Ta filmowość w grach nie była wcześniej często stosowana, dlatego zapewne gracze – w tym i ja – byli jej spragnieni. Co również istotne, w Modern Warfare misje wykonywaliśmy razem z niewielkim oddziałem, a nie jak w wielu shooterach – samemu. I myślę, że dzięki gra nabrała charakteru i sprawiała, że krótkie, intensywne misje były bardzo dopracowane. To nie wszystko, bowiem wielką rolę grają tu postacie, które graczom zapadły w pamięć na długie lata i pojawiały się w kolejnych grach z serii. Kapitan Price czy „Soap” MacTavish to jedne z najważniejszych osobowości, dlatego ich dialogi czy charakter to kluczowe – i świetnie wykonane - elementy gry.
Wracając jednak do meritum, prócz etapu na statku i na Bliskim Wschodzie chyba największe wrażenie zrobiła na mnie misja snajperska... w Prypeci oczywiście. Z tą tematyką gracze mieli już wcześniej do czynienia przy okazji serii Stalker. W produkcji Infinity Ward miasto duchów było oczywiście mniej niebezpieczne (promieniowaniem mogliśmy się przejmować wychodząc jedynie poza szeroką ścieżkę i ignorując tablice ostrzegawcze) i realistyczne, ale najważniejsza jest jednak treść. Ciche eliminowanie przeciwników na spółkę z kompanem było bardzo udaną przerwą od intensywniejszych misji, choć trzeba przyznać, że i w Prypeci były momenty grozy (oczywiście w szczególności w końcówce, kiedy akcja sięgała zenitu). Wielu uważa ten fragment ze najlepszy z całej gry i trudno się z nimi nie zgodzić.
Call of Duty to seria "sezonowa" i jestem przekonany, że świetnej kampanii Modern Warfare nie trzeba nikomu polecać – w końcu każdy zainteresowany z pewnością zdążył ją już ukończyć co najmniej jednokrotnie. Z jednej strony na pewno ta gra zapadła mi w pamięć za lekki powiew świeżości jaki wprowadziła, z drugiej – trudno mi o niej nie myśleć przez pryzmat następców, którzy nie oferowali nic ponadto plus kosmetyczne poprawki. Czy nextgenowe Call of Duty coś na tym polu zmieni? Z pewnością mniejszy bądź większy postęp nas czeka, z czego najbardziej pewna jest zmiana silnika (w kolejne eksploatowanie tego samego engine'u po prostu nie wierzę), a na koniec zostawiam Was z pytaniem: w jakich Waszych zdaniem realiach (czas, miejsce) powinno odbywać się nextgenowe Call of Duty?
------------------------------------------------
Zapraszam też na facebook.com/dinosfera- łatwy i szybki dostęp do wszystkich publikowanych przeze mnie materiałów i innych ciekawych rzeczy. Uwagi i konstruktywna krytyka mile widziana!